W okresie międzywojennym, a także na początku okupacji istniał w Polsce olbrzymi dystans społeczny między ludnością chrześcijańską a żydowską. To były dwa oddzielne światy. Z obu kręgów niewiele osób znało się i utrzymywało ze sobą kontakty. Drugą niezmiernie ważną kwestią był antysemityzm, nasilający się szczególnie w drugiej połowie lat trzydziestych XX w. Żydzi dla większości społeczeństwa pozostawali nieznani, obcy społecznie i kulturowo. Byli też niechciani. Dość powszechnie przyjmowano postulat pozbycia się Żydów z życia społecznego i gospodarczego, a docelowo z kraju. Żydów przedstawiano jako czynnik rozkładu, wrogi Polsce i narodowi polskiemu. Takie poglądy prezentowały niektóre partie polityczne, przede wszystkim Stronnictwo Narodowe, poza tym Stronnictwo Ludowe, a pod koniec lat trzydziestych również sanacja oraz w mniejszym lub większym stopniu olbrzymia większość polskiego społeczeństwa. Według szacunków w przedwojennej Polsce żyło 3,3–3,5 mln Żydów.

W pierwszej fazie Zagłady, czyli w okresie tzw. gettoizacji, do zamkniętych gett nie szli ci Żydzi, którzy mieli odpowiedni kapitał społeczny i kulturalny, a więc zasymilowani, znający język polski, posiadający zasoby pozwalające na utrzymanie się, mogący funkcjonować w polskim otoczeniu. Na początku pójście do getta nie wiązało się z niebezpieczeństwem. Nikt nie przypuszczał, że Niemcy będą mordować Żydów masowo. Na terenie Generalnego Gubernatorstwa powstało 340 gett, a na terenie całej przedwojennej Polski 600. Większość z nich miała charakter otwarty bądź półotwarty.

Dopóki Niemcy nie zaczęli mordować Żydów na dużą skalę, dopóty nie było potrzeby ukrywania się poza gettem mimo panujących tam straszliwych warunków (głód, choroby), ponieważ ten świat poza gettem był obcy i niechętny. Za terenem getta nie czekano na Żydów z otwartymi ramionami. Jak długo istniały getta, tak długo były one dla ich mieszkańców jakimś oparciem. Zdarzały się przypadki, że Żydzi uciekali, po czym wracali do getta, bo nie znaleźli oparcia po tzw. aryjskiej stronie.

Szukanie ratunku przez Żydów po aryjskiej stronie to głównie okres drugiej fazy Zagłady, kiedy mamy do czynienia z akcjami likwidacyjnymi gett, i trzeciej, gdy następuje wyszukiwanie i wyłapywanie ukrywających się Żydów. Problemem nie jest brak pomocy udzielanej Żydom, lecz przede wszystkim utrudnianie im przetrwania, czyli udział w likwidacjach gett (policja granatowa), denuncjacje, uczestniczenie w niemieckich akcjach poszukiwawczych, wyłapywanie Żydów błąkających się w pobliżu wsi (do tego byli zobowiązani sołtysi i straże wiejskie). Niektórzy Polacy brali udział w tych akcjach na rozkaz lub zgłaszali się na ochotnika.

W olbrzymiej większości przypadków ukrywanie Żydów było pomocą odpłatną. Żydzi nie mieli o to pretensji – co wynika z relacji – jeśli koszty były ekwiwalentne. Bywały jednak przypadki wykorzystywania Żydów, a także – i to w niemałej liczbie – ukrywano Żydów dopóty, dopóki mieli oni środki na opłacenie się. W najlepszym razie byli wypędzani, a w najgorszym mordowani. Zdarzało się nierzadko, że do pozbycia się takich Żydów korzystano z usług policji granatowej.

Istniała zasadnicza różnica między ukrywaniem się na wsi, w małych miasteczkach i dużych miastach. Te ostatnie dawały większą anonimowość Jeśli dysponowało się dobrymi fałszywymi dokumentami, „dobrym wyglądem”, kompetencjami kulturowymi i pieniędzmi (np. zatrudnieniem), to można było w miarę samodzielnie żyć po aryjskiej stronie. Nazywano to „ukrywaniem się na powierzchni”. Znacznie trudniejsze było „ukrywanie się pod powierzchnią”. Wymagało kryjówki i pomocy kogoś, kto dostarczał żywność. Ponadto wiązało się z unikaniem świata zewnętrznego.

Pomagali nie tylko Polacy. Istniały organizacje i żydowskie sieci pomocowe. „Żegota” – Rada Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu RP na Kraj, była polsko-żydowskim komitetem porozumiewawczym na rzecz pomocy Żydom. Miała pod swoją opieką 3–4 tys. osób (organizowała „lewe” papiery, wyszukiwała mieszkania, wypłacała zapomogi na utrzymanie). W tym samym czasie Żydowski Komitet Narodowy i Bund miały pod swoją opieką dwa razy więcej osób niż „Żegota”. Nawiasem mówiąc, środki finansowe na działalność „Żegoty”, pochodziły w większości od międzynarodowych organizacji żydowskich.

Niesienie pomocy utrudniały bariery między polską częścią społeczeństwa a społecznością żydowską. Taką barierą był rozpowszechniony antysemityzm. W prasie Polskiego Państwa Podziemnego pisano o nagminnym szmalcownictwie i o rozpowszechnionym donosicielstwie. Jego deklaratywne potępianie w prasie PPP możemy spotkać w publikacjach z 1943 r. Wyroki śmierci podziemnego sądownictwa w stosunku do szmalcowników były jednak pojedynczymi przypadkami.

Prasa konspiracyjna nacjonalistycznego odłamu Polski Podziemnej zajmowała stanowisko zdecydowanie antysemickie. Z tekstów tam publikowanych wynika, że Polska miała nie dwóch wrogów (Niemcy, Sowieci), lecz trzech. Tym trzecim byli Żydzi. Właśnie tego trzeciego wroga nacjonaliści traktowali jako największe zagrożenie. W artykułach pochodzących sprzed akcji „Reinhardt” (okres gettoizacji, czyli Żydzi odizolowani w gettach) można znaleźć wyrazy satysfakcji, że Żydów usunięto z życia gospodarczego i społecznego. Zwolnione zostały miejsca w handlu i rzemiośle. Kiedy rozpoczęło się mordowanie Żydów, w nacjonalistycznej prasie konspiracyjnej, choć nie tylko, znajdujemy bardzo ambiwalentne podejście do tego zagadnienia. Z jednej strony o niemieckim okrucieństwie i bestialstwie mówi się potępiająco, z drugiej jednak wyraża się satysfakcję, że Żydzi znikają z polskiego pejzażu. Nie zdając sobie sprawy ze skali mordów, bardzo otwarcie pisze się, że po wojnie nie ma miejsca dla Żydów w Polsce, a sposobem pozbycia się ich będzie emigracja. W piśmie „Propaganda Centralna”, wydawanym przez Narodowe Siły Zbrojne, pisano w 1942 r.: „Należy napiętnować tych, którzy chcą ukrywać między sobą Żydów, i ogłosić ich zdrajcami sprawy polskiej. Każdy prawy Polak wie, że w odrodzonej Polsce dla Niemca, jak i dla Żyda miejsca nie ma”.

Zarysowany kontekst pokazuje, że ludzie decydujący się na pomaganie Żydom wykazywali się wyjątkowym heroizmem. W gronie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata jest 7 tys. Polaków. Jednak tych, którzy pomagali Żydom, było zapewne więcej, może dwa, trzy, a nawet cztery razy. Pomaganie Żydom było trudne nie tylko dlatego, że groziła za to kara śmierci, lecz także dlatego że działo się to wbrew klimatowi, jaki panował wokół Żydów. Nie istniał konsens społeczny, że Żydom należy pomagać. Pomaganie Żydom było w wielu aspektach aktem nonkonformizmu.

Wojnę przetrwało od trzystu kilkudziesięciu do 400 tys. Żydów. 95 proc. Żydów polskich zginęło z rąk Niemców. Około dwóch trzecich ocalałych przetrwało, gdyż znaleźli się oni poza zasięgiem okupacji niemieckiej (np. uciekli na ziemie okupowane przez Sowietów). Na terenie przedwojennej Polski centralnej, okupowanym przez Niemców, przetrwało 30–50 tys. osób pochodzenia żydowskiego. Połowa z nich, dlatego że znaleźli się w obozach pracy funkcjonujących do końca okupacji, a także w obozach koncentracyjnych. Nie znamy dokładnej liczby osób, które przetrwały, ukrywając się po aryjskiej stronie. Z szacunkowych ustaleń podanych w opracowaniu zbiorowym Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski (2018) wynika, że spośród tych, którzy podejmowali próbę przetrwania po aryjskiej stronie, udało się to jedynie jednej trzeciej, co stanowiło 0,5–3,5 proc. ludzi spośród przedwojennej liczby Żydów danego powiatu.

Zapraszamy na rozmowę z dr. Krzysztofem Persakiem, pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk i Muzeum Historii Żydów Polskich Polin.

Korekta językowa Beata Bińko