Po raz kolejny nasze nagranie poświęciliśmy osobie Lecha Wałęsy, ze szczególnym uwzględnieniem jego działalności związkowej i opozycyjnej. Gdy w 1967 r. rozpoczął pracę w Stoczni Gdańskiej, został działaczem związkowym. W okresie protestów robotników w grudniu 1970 r. wszedł w skład komitetu strajkowego w stoczni. Na kanwie tych wydarzeń zainteresowała się nim Służba Bezpieczeństwa, która w grudniu 1970 r. pozyskała go do współpracy. Rewolta grudniowa sprawiła, że policja polityczna zintensyfikowała działania operacyjne. Jeśli przed grudniem 1970 r. dysponowała w stoczni szesnastoma tajnymi współpracownikami i czterdziestoma kontaktami obywatelskimi, to w lutym 1971 r. odpowiednio już – 73 i 68. Zdaniem rozmówcy świadczyło to o tym, że dużo ludzi wówczas złamało się i podpisało zobowiązanie do współpracy.
W okresie współpracy Lecha Wałęsy z SB wyróżnić można trzy etapy. Przez pierwsze miesiące Wałęsa chętnie rozmawiał z oficerami. Występował w roli doradcy władz – mówił m.in., co należy robić, aby uspokoić nastroje w stoczni, przy czym wymieniał nazwiska swoich krewkich kolegów. Można powiedzieć, że traktował oficerów SB jako kanał przekazu informacji, co było dużą naiwnością z jego strony. Od końca 1972 r. zaczął unikać kontaktów i opuszczać spotkania. Rozczarował się, że jego rady i wskazówki nie znajdowały posłuchu. Koniec współpracy nastąpił w 1976 r. Pogłoski o współpracy Wałęsy z SB pojawiły się po raz pierwszy po sierpniu 1980 r. Podobno sam się do tego przyznał wobec kolegów, ale na fali euforii po wygranym strajku nie zwrócono na to szczególnej uwagi. Ten wątek jego biografii nabrał nowego wymiaru, gdy w łonie „Solidarności” pojawiły się konflikty i coraz głębsze podziały.
W końcu lat siedemdziesiątych Lech Wałęsa stawał się coraz bardziej rozpoznawalny w środowisku robotniczym i opozycyjnym Gdańska. To on wygłosił najważniejsze przemówienie w grudniu 1979 r. podczas upamiętnienia robotników zabitych dziewięć lat wcześniej. Gdy po zwolnieniu Anny Walentynowicz Bogdan Borusewicz szukał kogoś do pokierowania strajkiem, zwrócił się właśnie do Wałęsy jako osoby znanej ze swej opozycyjnej aktywności.
Niewątpliwie można mówić o fenomenie Lecha Wałęsy. Nie miał on ani specjalnego wykształcenia, ani tradycji rodzinnych, nie był też pozbawiony wad, a mimo to wyrósł na lidera, charyzmatycznego przywódcę, który pociągnął za sobą miliony ludzi. Potrzeba aktywności była jego cechą wrodzoną. Umiał komunikować się z masami. Po sukcesie „Solidarności” pokazywał się jako lider i podkreślał własną wartość. Zaczął traktować dotychczasowych współpracowników z góry, z pewnym lekceważeniem. Jego zachowanie niejednokrotnie zaostrzało sytuację. Nigdy nie był jednak radykałem, za co krytykowali go niektórzy koledzy z „Solidarności”. W okresie internowania nie poszedł na ugodę z władzami, które dążyły do stworzenia związku zawodowego kontrolowanego przez władze. Nie dał się już złamać. Rozumiał, że pokonanie tego systemu nie jest możliwe na drodze konfrontacji, ale porozumienia. Ukoronowaniem tego sposobu myślenia były rozmowy przy okrągłym stole.
Zapraszamy do wysłuchania i obejrzenia rozmowy z prof. dr. hab. Andrzejem Friszke z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, badaczem dziejów „Solidarności”.
Korekta językowa Beata Bińko