7 października 2023 r. kilkuset bojowników Hamasu (Islamski Ruch Oporu) po przełamaniu izraelskiego muru zbudowanego kosztem miliarda dolarów wdarło się do miejscowości żydowskich na pograniczu ze Strefą Gazy i mordowało ich mieszkańców. Według wstępnych danych zabitych zostało ponad siedemset osób, z czego 1/3 stanowią młodzi ludzie, nastolatkowie, którzy przybyli w te okolice na całonocny koncert rockowy. Jest to największa liczba cywilnych ofiar żydowskich od czasów Zagłady. Co więcej, po raz pierwszy od wojny o niepodległość z 1948 r. część terytorium Izraela znalazła się pod okupacją palestyńską.

Niewykluczone, że termin ataku Hamasu miał nawiązywać do daty rozpoczęcia wojny Jom Kipur (6 października 1973 r.). Wtedy Izrael też został całkowicie zaskoczony ofensywą armii egipskiej i syryjskiej, gdyż zlekceważono dane wywiadowcze ostrzegające przed taką groźbą. Wydaje się jednak, że najważniejszym powodem aktu terroryzmu ze strony Hamasu były postępujące negocjacje między Izraelem, Arabią Saudyjską i Stanami Zjednoczonymi, ich efektem bowiem byłoby podpisanie trójstronnego układu, na mocy którego Izrael i Arabia Saudyjska uznałyby się nawzajem, a Amerykanie udzieliliby Saudyjczykom stosownych gwarancji bezpieczeństwa. Ponadto państwo izraelskie zobowiązałoby się do pewnych ustępstw na rzecz Palestyńczyków. Perspektywa rysującego się rozwiązania pokojowego na Bliskim Wschodzie była nie do przyjęcia dla Iranu, patrona Hamasu, który głosi, że Żydzi nie mają prawa do własnego państwa i są źródłem wszelkiego zła na świecie, a Izrael należy zniszczyć.

Ostatnie wydarzenia to kolejna odsłona konfliktu, którego źródeł należy szukać ponad sto lat temu. Spór między arabskimi mieszkańcami brytyjskiego Mandatu Palestyny a Żydami tam żyjącymi od pokoleń oraz nowo przybywającymi rozpoczął się w 1917 r. wraz z deklaracją lorda Arthura Jamesa Balfoura (2 listopada), w której brytyjski minister spraw zagranicznych wyraził pragnienie utworzenia w Palestynie „żydowskiej siedziby narodowej”. Dla Żydów była to wizja powrotu do ojczyzny utraconej dwa tysiące lat wcześniej, dla Arabów żydowska migracja stanowiła kolejną europejską próbę ich kolonizacji. Po trzydziestu latach Wielka Brytania zrzekła się swojego mandatu nad Palestyną, a rezolucja Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych zakładała, że na obszarze tym powstaną dwa państwa – żydowskie i arabskie. Wytyczono nawet ich granice. 14 maja 1948 r. wraz z wycofaniem się Brytyjczyków państwo Izrael ogłosiło niepodległość. Natychmiast zostało zaatakowane przez państwa arabskie (Egipt, Jordanię, Syrię, Irak) i tylko cudem ocaliło swoją suwerenność. Żydzi zajęli terytorium przewidywane przez ONZ jako część państwa żydowskiego oraz niektóre tereny planowanego państwa arabskiego. Arabowie mogli ustanowić swój twór na obszarze Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu, ale nie była tym zainteresowana Jordania, która zaanektowała Zachodni Brzeg, ani Egipt, który objął swoją administracją Strefę Gazy. Z głosem arabskich mieszkańców tych ziem nikt się nie liczył.

Kolejną odsłoną konfliktu była wojna sześciodniowa z 1967 r., kiedy Izrael w odpowiedzi na egipską blokadę morską uderzył na Egipt i Syrię, apelując – bezskutecznie – do Jordanii, aby nie podejmowała żadnych działań zbrojnych. W ciągu sześciu dni (5–10 czerwca) armia izraelska rozbiła wojska trzech państw arabskich, zajmując Strefę Gazy, Półwysep Synaj, Zachodni Brzeg Jordanu i syryjskie Wzgórza Golan. Tym samym po raz pierwszy doszło do zjednoczenia wszystkich ziem byłego mandatu palestyńskiego. Taka sytuacja trwa do dziś. Na terenach włączonych w 1967 r. nie żyją już po prostu arabscy mieszkańcy, gdyż w ciągu kilkudziesięciu lat wykształcił się tam naród z bardzo mocną własną świadomością – Palestyńczycy. Żądają oni od Izraela, aby ten umożliwił powstanie państwa palestyńskiego w granicach z 1967 r., na co nie ma zgody strony izraelskiej, gdyż jej zdaniem granice te nie odpowiadają rzeczywistości etnograficznej, geograficznej i ekonomicznej. Przyjęcie granic z 1967 r. spowodowałoby, że jerozolimskie Stare Miasto ze Wzgórzem Świątynnym i z Zachodnią Ścianą (najświętsze miejsca judaizmu). znalazłyby się poza granicami Izraela. Dlatego należałoby wytyczyć nowe granice. W Strefie Gazy, gdzie powinno mieszkać nie więcej niż 150 tys. osób, żyje 2 mln ludzi. W porozumieniu pokojowym powinno znaleźć się postanowienie o powiększeniu tego terytorium kosztem ziem izraelskich. Ku temu dążyły negocjacje pokojowe. Takie oferty składał premier Izraela Ehud Barak Jaserowi Arafatowi (2000 r.), a Ehud Olmert Mahmudowi Abbasowi (2006 r.). Obaj przywódcy palestyńscy je odrzucili, choć później przyznali, że mylili się w tej kwestii.

W 2005 r. Izrael wycofał się ze Strefy Gazy. Rok później Hamas wygrał demokratyczne wybory i rządzi tam do dziś (bez kolejnych wyborów). Po objęciu władzy zniszczono wszelkie ślady izraelskiej obecności, a następnie Hamas przystąpił do ostrzeliwania Izraela z terytorium Gazy. To wywoływało izraelską reakcję – interwencje w 2008 i 2009 r. oraz wojnę z 2014 r. Swoją infrastrukturę wojskową Hamas usytuował w obiektach cywilnych (np. bunkier jego dowodzenia mieści się w podziemiach największego szpitala w Gazie), co przy każdej akcji izraelskiej powoduje ogromne ofiary wśród ludności cywilnej. Hamas otrzymywanej pomocy finansowej nie przeznacza na rozwój infrastruktury w Gazie, ale na budowę kolejnych rakiet. Ostrzał razi nie tylko terytorium Izraela, lecz także Egiptu. Dlatego też Gaza objęta jest blokadą. Ofiary wśród palestyńskiej ludności cywilnej budzą chęć odwetu, a to przekłada się na poparcie dla Hamasu. Atakując Izrael, wymusza jego kontrakcję, co umacnia jego bazę władzy. Doświadczanie tego, co dzieje się w Gazie od 2005 r., zniechęciło Izraelczyków do rozmów pokojowych z Palestyńczykami. Tym bardziej, że utworzenie niepodległego państwa palestyńskiego z Zachodnim Brzegiem Jordanu (obecnie około 23 proc. tego obszaru stanowi Autonomia Palestyńska) spowodowałoby, że granica przechodziłaby przez Jerozolimę, rakiety zaś mogłyby się znajdować nie gdzieś w odległej Gazie, ale na sąsiedniej ulicy.

Zdaniem rozmówcy spektakularna klęska z 7 października 2023 r., położy kres rządów premiera Benjamina Netanjahu, podobnie jak Goldy Meir, która musiała podać się do dymisji po klęsce w początkowej fazie wojny Jom Kipur. Odejście premiera Netanjahu powinno być dobrą informacją dla Izraela, gdyż przez ostatni rok skupiał się on na wojnie z niezależnym sądownictwem, a konflikt ten podzielił społeczeństwo po połowie. Jednak rozmówca obawia się, że tak jak trzydzieści lat temu na skutek terroru Hamasu społeczeństwo izraelskie odwróciło się od Partii Pracy i dało władzę Benjaminowi Netanjahu, przywódcy protestów przeciwko dogadywaniu się z Palestyńczykami, tak teraz Izraelczycy dokonają zwrotu od prawicy ku skrajnej prawicy, która żąda rozprawy z terrorystami. Największym wygranym tego konfliktu jest Iran. Rozmówca stawia kluczowe pytanie, czy najgorsze się już wydarzyło, czy był to dopiero pierwszy akt dramatu. Kreślone przez niego hipotezy są niezmiernie pesymistyczne.

Zapraszamy na rozmowę z Konstantym Gebertem, opozycjonistą w czasach PRL, dziennikarzem, autorem książki Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło, wysłannikiem Organizacji Narodów Zjednoczonych w ramach misji specjalnej do byłej Jugosławii w latach 1992–1993.

Korekta językowa Beata Bińko