Polski aparat bezpieczeństwa został utworzony na wzór sowiecki. Oznaczało to, że Resortowi Bezpieczeństwa Publicznego, a potem Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego podlegały poza policją polityczną wojsko (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego), milicja i więziennictwo. Przyszłe kadry bezpieki szkolono również w ZSRR. Wiosną 1944 r. dla ponad 200 żołnierzy z armii gen. Zygmunta Berlinga otwarto specjalny kurs NKWD w Kujbyszewie. Od miejsca kursu absolwentów nazywano później kujbyszewiakami.

Jesienią 1944 r. w urzędach bezpieczeństwa na terenie Polski lubelskiej pracowało około 2 tys. funkcjonariuszy. Natomiast w szczytowym momencie rozwoju w 1953 r. aparat bezpieczeństwa liczył 33 tys. ludzi. Razem z pozostałymi służbami osiągnął stan 180 tys. uzbrojonych osób. Funkcjonariuszy rekrutowano z szeregów Armii Ludowej, Wojska Polskiego w ZSRR, kręgów przedwojennych komunistów, organizacji społecznych i politycznych, ze środowisk robotniczych i chłopskich. Pochodzenie proletariackie funkcjonariuszy przekładało się na ich niskie wykształcenie. Większość z nich ukończyła jedynie szkołę powszechną albo kilka pierwszych jej klas. Na tym tle wyróżniała się kadra kierownicza MBP, w której spotykało się osoby z wyższym wykształceniem (Józef Różański – dyrektor Departamentu Śledczego), a nawet z doktoratem (Julia Brystygier – dyrektor Departamentu V). W kierownictwie MBP było sporo osób pochodzenia żydowskiego, na ogół spolonizowanych i wykształconych w polskich szkołach. Warto pamiętać jednak, że wśród Żydów komunizm nie cieszył się dużym poparciem.

Aparat bezpieczeństwa stał się w rękach komunistów skutecznym narzędziem, które umożliwiło im przejęcie władzy w Polsce i zwalczanie wszystkich ich wrogów. Rozgromiono polskie podziemie niepodległościowe, opozycję polityczną (PSL), starano się kontrolować Kościół katolicki, wreszcie szukano wrogów we własnych szeregach. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie tysiące tajnych współpracowników i brutalne metody śledcze. Do 1948 r. terror miał charakter masowy, potem stał się powszechny. Właściwie każdy mógł się znaleźć w więzieniu niezależnie od zajmowanego stanowiska czy pozycji, co pokazały na przykład aresztowanie w 1951 r. byłego I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej Władysława Gomułki czy internowanie w 1953 r. prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Dziesiątki tysięcy osób przeszły przez areszty, więzienia czy obozy. Według obliczeń samej bezpieki w latach 1944–1956 aresztowała ona około 250 tys. ludzi.

Zapraszamy na rozmowę z prof. Andrzejem Paczkowskim z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, badaczem historii najnowszej, autorem opracowań poświęconych historii aparatu bezpieczeństwa.

Korekta językowa Beata Bińko