[Tekst w formacie PDF]

Już tytuł poraża, a szczególnie akcentacja „nie chcemy”. To znamię szczególne tej pracy. Nie monografii, ale przede wszystkim solidnej pracy historycznej wytrawnego i doświadczonego badacza. Dopełnieniem spojrzenia „nie chcemy”, z pewnością nie podmiotowym, lecz uprzedmiotowionym, pozostają tu zaś Żydzi. Autor trafnie tę korelację rozpoznaje i podkreśla. Spoglądając zatem na czas historyczny (1944–1947) i miejsce, to wyrazista relacja udokumentowanej polskiej wrogości wobec Żydów. Polskich Żydów, obywateli tego państwa. Oczywista, to uogólnienie „polskiej” nie dotyczy wszystkich i każdego z osobna. Ale jej „polski” wymiar nie podlega dyskusji. To „nie chcemy” wspomaga w podtytule pojęcie kolejne, może nie tak wyraziste jak samo zjawisko, które dostrzegamy w kalendarium (część druga), niemniej kluczowe: „przejawy wrogości”. To też istotny wyróżnik – w tym czasie na terenie Polski nie ma już niemieckiego okupanta, a zatem i niemieckiego sprawstwa. Jest wyłącznie sprawstwo polskie (czasem ukraińskie, rzadziej inne). Dlatego to ważny akcent całości. Szczególnie w kontekście problemu żydowskiego po 1 września 1939 r. – ciągłość, ale i zmiana w procesie historycznym. Ważny również w perspektywie wychodzenia z wojny i okupacji. I – dodam – ważny w perspektywie „dzisiaj”. A z pewnością i „jutro”.

Dowodzi tego, więcej, jest temu wyróżnikowi wręcz podporządkowana, przemyślana koncepcja całości – poza wstępem, zakończeniem i wykazem źródłowo-bibliograficznym (obszerny) dwie wyraziście odmienne części:

  1. Klimat społeczny (13 interesujących szkiców, z publicystycznym dobrym autorskim zacięciem,– pt.: Znowu Żydzi; Nie chcemy Żydów u siebie; (Nie)bezpieczeństwo ludności żydowskiej; Kwestia zwrotu mienia; Nie kupuj u i od Żyda; Bij Żyda. Agresja fizyczna i słowna; Oskarżenia o mord rytualny; „Za to, żeś Żyda przechował”; Inne przejawy wrogości; Żydzi w aparacie represji, donosiciele i informatorzy; Kościół, Żydzi, antysemityzm; Żydzi w oczach antykomunistycznego podziemia; Nie tylko antysemityzm; Zakończenie, s. 17–224);
  2. Kalendarium (tytuł: Zabójstwa ludności żydowskiej i inne akty antysemickie w latach 1944–1947, s. 225–538).

Już ten ogólny, warsztatowy ogląd struktury całości (także objętościowo) dowodzi świadomej autorskiej akcentacji. I świadomego wyboru. Przede wszystkim książka ta jest opracowaniem i zarazem dokumentem (kalendarium w dominancie). To jest tej pracy cecha wyróżnikowa, moim zdaniem najważniejsze autorskie zadanie i osiągnięcie. Solidny wkład do historiografii.

Zadanie autorskie było niełatwe, a przy tym niebywale potrzebne. Było wyzwaniem, dowodzącym jednak czegoś bardzo istotnego – słuszności frazy tytułowej: „nie chcemy Żydów”, co warto zbadać.

Ta praca dowodzi też jeszcze czegoś niezwykle ważnego – obrazuje multum relacji w mikroskali dramatu prześladowania, żydowskiej już powojennej śmierci, często bestialskiej, już „polskiej” kontynuacji (pamiętając o proporcji) Zagłady i Judenjagd. Gdy zważyć obszar, liczbę, nazwiska i wydarzenia, ta kalendaryjna część dowodzi nie tylko sprawstwa czy współsprawstwa, nie tylko kontynuacji wielu narzędzi, czynników i uwarunkowań, jeszcze poprzedzających 1 września 1939 r. Jest zarazem dowodem: tu, w tym miejscu, w tej miejscowości do tego doszło. Widać powtarzalny wzór w podejmowaniu tak bandyckich decyzji wobec bezbronnych, proszących o „swoje” przecież.

Pytanie, czy w innej (hipotetyczna) sytuacji Polacy powracający do swoich domów i warsztatów, sklepów, kościołów nie uważaliby, że wracają „na swoje” i tylko dopominają się „swojego”? Nie mieliby już prawa do tego „swojego”, bo je ktoś zajął? Tu przypominam o stracie wszystkiego przez wypędzanych przez Związek Sowiecki z dawnych polskich kresów wschodnich „w nieznane”. Ale hipoteza wcześniejsza ma inne znamię, nie koreluje z przykładem sowieckiego wypędzenia. Rozgrywa się nadal w obrębie tego samego kraju, choć w mocno zmienionych granicach.

Autor przedstawia dowody zweryfikowane żmudną, ale niezwykle potrzebną i odpowiedzialną pracą historyka. Często tu chodzi przecież o nazwisko/nazwiska, dziś może bliskich, o faktografię, czasem o zróżnicowany jej obraz, a czasem o dokumenty procesu sądowego (wcześniej prokuratorsko-milicyjnego śledztwa). Gdy zaś wnikliwie doczytać część pierwszą, którą traktuję, myślę, że tak jak i autor, jako erudycyjne przede wszystkim, z pewnymi desygnatami wskazań źródłowych, dopełnienie części drugiej – kalendaryjnej, otrzymujemy całość bardzo dramatycznego obrazu czasu, miejsc, postaw i relacji. W tym strategii wyboru postępowania. A nade wszystko sprawstwa i współsprawstwa. W następstwie bilans, a także pamięć, z elementami już i postpamięci. Natomiast gdy przeanalizować sprawstwo/współsprawstwo, to podkreślę, bo to ważne – tym razem chodzi niemal wyłącznie o polskie (czasem, wspomniane ukraińskie, niekiedy innych) sprawstwo.

Część druga poraża, część pierwsza usiłuje wyjaśniać. Usiłuje autorsko też wspomóc – jeżeli to możliwe – zrozumienie. Obie są komplementarne, ale czy każdy czytelnik zechce to w ten sposób rozumieć? Zaakceptować taką właśnie komplementarną propozycję historyka? Szczególnie współcześnie, gdy tyle wypędzeń, obcości, nienawiści, lekceważenia drugiego, prześladowania i napiętnowania uchodźcy, uciekiniera, drutu kolczastego, również z polską metką, itd.?

Dlatego ta autorska praca – tak ją postrzegam – to także ważny autorski przyczynek do „dzisiaj” – stanu, relacji, obrazów i dowodów nas codziennie i świątecznie otaczających, uderzających, również porażających. Rodzaj „ciągłości i zmiany”, by odwołać się do francuskiej szkoły Annales. Nie rozstrzygam odpowiedzi, ale mam głębokie osobiste przekonanie historyka dziejów społecznych, że w niemałym stopniu tak. Stąd podkreślam też edukacyjną funkcję tej niezwykle wartościowej pracy. Pracy dokumentującej i wyjaśniającej, a przy tym pracy dowodzącej wielkiego trudu historyka. I wielkiej jego odpowiedzialności. Zarazem w niemałym stopniu odwagi (nazwiska, faktografia – możliwe procesy, co ostatnio modne?).

***

Autor przez lata rzetelnie, wnikliwie, stale weryfikując, na olbrzymim obszarze starał się dotrzeć do szczegółu. Czyli do historii mikro. Z perspektywy social history to znamienita robota historyka. Ten szczegół, dobrze widoczny w drugiej części, to bowiem czyjeś życie, czyjeś mienie, dobytek, pamięć. Z nazwiskiem sprawcy i ofiary w tle. A przy tym czyjaś własność z prawem do jej odzyskania, a nie do wypędzenia czy odpędzenia, z okrzykiem: „teraz to moje”. A czasem i symboliką – krzyżem w ręce, mimo że w domu Żyda, teraz zajętego przez Polaka, często można było w tym czasie „zajmowania i obrony” jeszcze odnaleźć menorę czy inne, niezrozumiałe w katolickiej perspektywie, przedmioty kultu religijnego. W końcu, jak nie spoglądać, tego samego Boga – Jahwe.

Ważny kontekst – czas tego studium: 1944–1947, „nowa” Polska, inna, niż wielu, przed wojną, a przede wszystkim w czasie wojny/okupacji ją sobie wyobrażało.

Teza kierunkująca: „Można odnieść wrażenie, że do części polskiej opinii publicznej nie docierają fakty burzące przekonanie o zgodnym współżyciu polsko-żydowskim i że różne przejawy antysemityzmu podczas okupacji, jak i po jej zakończeniu nie były marginalnym zjawiskiem” (Wstęp, s. 7), przemyślana i trafnie zredagowana. Dostrzegamy to zarówno w literaturze przedmiotu, jak i publicystyce, w licznych wypowiedziach w mediach, w tym społecznościowych. Można tu wyróżnić, na co autor zwraca uwagę, w istocie dwie postawy – jedna kwestionuje istnienie postaw antysemickich albo nazywa je „minimalnymi”, a druga wyraziście podkreśla antysemityzm jako czynnik zasadniczy i bardzo aktywny w relacjach polsko-żydowskich tamtego czasu.

Dodałbym jeszcze, że zauważam również te dwa konteksty dyskursu, a często właściwie czegoś, co żadną miarą dyskursu nie przypomina, ale akcentuje sporą obojętność, brak zainteresowania zagadnieniem. Z ważną wytyczną warsztatową: dzisiejsza perspektywa spojrzenia nie może stanowić zasadniczego kontekstu ocen tamtego okresu, tamtych postaw, wyborów strategii i samego postępowania (zderzeń), które badał Julian Kwiek. Musimy spoglądać na tamten czas w tamtej perspektywie, tamtego społeczeństwa. Społeczeństwa wychodzącego z wojny i okupacji i zderzającego się nie tylko z tym, co stanowiło pamięć, owszem – zróżnicowaną, ale przede wszystkim tym, co było następstwem doświadczenia bezpośredniego, wojennego, okupacyjnego, czasem konspiracyjnego. Zbrodni, jej obrazów, strat, bólu itd. Z czasem ta pamięć bezpośrednia zaczęła się przekształcać w postpamięć (dzieci). I zaczęła się zderzać z nowymi programami nauczania, szczególnie historii, jako funkcją już systemu ustrojowego, z wyróżnikiem, który dziś nazywamy tzw. polityką historyczną. Nie lekceważę tego procesu, dotykał niemałej części społeczeństw, choć z pewnością nie in gremio.

Dlatego okres 1944–1947, którym zajmuje się autor, dość krótki, to jednak szczególny wyróżnik perspektywy badawczej w tej pracy. Czas nie tylko wspomnianego wychodzenia z wojny i okupacji, ale i pierwszy w istocie etap procesu stalinizacji kraju. Z kluczową tezą, ważną w przyjętej w książce perspektywie social history: „Polacy i Żydzi wychodzili z okupacji i wchodzili w okres powojenny osobno, z innym bagażem doświadczeń, także z innym punktem widzenia nowej rzeczywistości” (Wstęp, s. 9).

Odwołując się do Krystyny Kersten, definiuję stalinizm jako „historycznie ukształtowany system komunistycznego totalitaryzmu” 1. Z akcentem na „system” oraz „totalitaryzm”. To z tym „systemem”, a nie przypadkowymi działaniami spotkały się dwie, przecież nie miłujące się, grupy – uratowani z Zagłady Żydzi, pukający do swoich dotychczasowych miejsc zamieszkania, warsztatów, sklepów, bóżnic, cmentarzy. I Polacy, „nowi już właściciele” tychże, nowi „miejscy”, jako że całkiem spory zastęp „wiejskich”, szczególnie okolicznych małych miejscowości (małe sztetle), zajmował mienie – nadal przecież żydowskie, a nie, żadną miarą, „pożydowskie”, które to pojęcie wprowadza w błąd. Albowiem własność to rzecz święta, przynależna i równoważna wolności, także w kontekście następców i spadkobierców.

Jedni i drudzy po przejściach, najczęściej dramatycznych, z dramatyczną pamięcią nieodległego czasu. Autor precyzyjnie, szczególnie w pierwszej części analizy, zwraca na to uwagę. Ta część to rodzaj studium wprowadzającego, z uważnie rozłożonymi akcentami, ale nie pełne opracowanie monograficzne. To zrozumiałe, celem tej pracy jest coś innego – precyzyjna, rzeczowa dokumentacja zła w relacjach polsko-żydowskich. Natomiast w mniejszym stopniu (statystyka) żydowsko-polskich. Wyróżniam te odwrócone relacje, ponieważ jeśli spojrzeć dogłębnie, niekoniecznie oznaczają to samo, tym samym niekoniecznie to ten sam problem. Autor w tej części wykorzystuje przede wszystkim stan badań (erudycja), ale odwołuje się też do własnych kwerend i dokumentacji, szczególnie tej mikro i tej „nazwiskowej”.

To zderzenie polsko-żydowskie w odniesieniu do zdefiniowanego w tytule okresu 1944–1947 (dodałbym tu rok 1948 – powstanie Państwa Izrael) to ważny akapit social history pierwszego etapu procesu stalinizacji kraju przez obcych i swoich. A powstanie Erec Israel, wydarzenie niezwykłej wagi dla Żydów jako żydów, odbiło się też szerokim echem w kraju tego czasu, wpływając na liczne decyzje i strategie, np. wyjazdowe, polskich Żydów.

Niespokojność w kraju w zróżnicowanym jednak stopniu wpływała na postawy i zachowania Polaków, a inaczej na Żydów, właściwie niedobitków żydowskich po Zagładzie. To czas znaczony też wrogimi polskimi uderzeniami w Żydów i żydostwo – Judenjagd 2, pogromy: Rzeszów, Kraków 3, Parczew, wiele innych. Także żydowskie gruzy sztetli/gett, na co z pierwszej ręki zwracał uwagę Mordechaj Canin 4, i pustka po bliskich. Wreszcie te bolesne dla Żydów wrogie polskie zajęcia ich mienia, mieszkań, warsztatów, lekceważenie wcześniejszych długów, niszczenie cmentarzy (macewy na umocnienia dróg i obejść) itd. Często z krzyżem w tle, antysemityzmem na ustach oraz porażającą, dość powszechną społeczną akceptacją otoczenia sąsiedzkiego. A już szczególnie gdy w polskich ustach zabrzmiało wobec Żyda wracającego do siebie przecież zdanie: „To ciebie Hitler nie zabił?”. To zdanie stale powtarza się w żydowskich wspomnieniach z tamtego czasu. Jest zatem pewnego rodzaju kluczem do zrozumienia dość typowej polskiej postawy tego czasu w relacji wobec Żyda. Często z dodatkowymi przykrymi ocenami Żyda, żydostwa itd. To dodatkowy czynnik konfliktogenny tamtego czasu.

W polskiej zaś perspektywie akcentacja wychodzenia z wojny i okupacji wyglądała inaczej – „nowe” w systemie ustrojowym i władzy/sprawczości to najważniejszy państwowo-narodowy punkt odniesienia. „Moje miejsce w tym «nowym», niepewność, strach, ale i walka o władzę, też wymagająca postawy. Także zniszczenia, straty, bilanse. Nakładała się na to również, jak w przypadku Żydów, pamięć cierpienia, z wyróżnikiem szczególnym – dramatem powstania warszawskiego 1944 r. Jednak w polsko-polskiej perspektywie w znacząco mniejszym stopniu rozpatrywano Zagładę, w tym i pierwsze powstanie warszawskie, tj. powstanie w getcie z 1943 r. 5. Luka po Żydach niemal w każdym sztetlu/mieście była wprawdzie widoczna – gruzy i brak Żydów – ale hierarchizacja rozpamiętywania była tu zdecydowanie odmienna. Zindywidualizowanie w pewnej mierze tej hierarchiczności jest nawet zrozumiałe. Najbliższe stronie polskiej pozostawały polskie, a nie żydowskie ofiary.

Także ich pamięć o tych polskich ofiarach. Czy to jednak była ta sama/taka sama pamięć? W pewnym stopniu, szczególnie w kontekście niewiele mówiącego uogólnienia: wojna, okupacja – tak. To ta sama pamięć. Ale w szczególe, bezpośrednim doświadczeniu, tym samym w pamięci, zdecydowanie już nie. Te szczegóły były już bardziej zróżnicowane, tym samym inaczej zhierarchizowane w żydowskiej i polskiej perspektywie. Dlatego w następstwie pamięć polska i pamięć żydowska to jednak różne pamięci tamtego, zwłaszcza wojennego/okupacyjnego, czasu. I to one obok innych – bieżących, dynamicznie postępujących – przenosiły się na czas tużpowojenny, obiektywnie wzmacniając konflikt, podsycając niekiedy wrogość. W tle pozostawał też bilans strat (bezduszna ich statystyka), obecny w jednej i drugiej nacji. Choć ofiary wojny, polskie, żydowskie, to te same ofiary wojny, a nie statystyka, ale to ta właśnie statystyka, najbardziej istotna, dostrzegana, różnicowała ogląd bilansowy – inaczej bilans żydowski (Zagłada), inaczej mimo wszystko bilans polski. Polacy nie doświadczyli Zagłady. Zagłada zaś dla Żydów i żydostwa pozostawała kluczowym, najważniejszym punktem odniesienia w hierarchizacji czasu wojny/okupacji. A to również wpływało nie tylko na zróżnicowaną hierarchizację, lecz w następstwie umacniało też konflikt. Konflikt ofiar? Konflikt o ofiary?

Zrozumienie Zagłady, jej istoty i następstw – mam wrażenie, że po dziś dzień – jest dla wielu niełatwe, także w obiektywizacji spojrzenia. Skutkuje to trwającymi konfliktami obu stron, polskiej i żydowskiej. A może nawet konfliktami o szerszym znaczeniu.

Ważne też było w tamtym czasie doświadczenie półrocza lipiec 1944 – styczeń 1945. Teren kraju był bowiem wyzwalany w dwóch odległych od siebie sekwencjach czasu. Dlatego ten okres był istotnym znacznikiem rzeczywistości „za Wisłą”, bserwowanej tu jeszcze pod niemiecką okupacją, a tam już z nową „praktyką” sprawowania władzy, ustroju. Nową, inną codziennością i świątecznością. Też niełatwą, różnicującą, konfliktogenną, a zatem i dezintegrującą. Dochodziły do tego echa decyzji jałtańskich. Nowy kraj formował się siłą, ideologią, ale i polaryzacją postaw, zachowań i społecznych strategii wyboru „za – przeciw”, w nowych granicach, z nową władzą i perspektywami. „Przegrani zwycięzcy”, tak można by zdefiniować polską, dość typową perspektywę czasu pierwszego etapu stalinizacji 6. Ta polaryzacja polskich postaw to ważne znamię, jako że nie mieliśmy, w ujęciu social history, dychotomicznego układu „oni – my”, a raczej właśnie polaryzację (zróżnicowane narzędzia władzy) postaw i zachowań. Włącznie z olbrzymim pokładem strachu.

Dla ocalałych Żydów te konteksty i polskie dylematy systemu wydawały się dość niezrozumiałe – radykalnie wzrosło przy „nowym” żydowskie bezpieczeństwo ogólne. Aczkolwiek nie gwarantowało w pełni bezpieczeństwa jednostkowego – liczne pogromy polskie tego dowodzą. Ale Żydzi zauważali tę zmianę w kontekście „Niemca”. Dostrzegali też polaryzację i tym samym niejednorodność polskiego spojrzenia – sąsiedzkiego czy z miejsca pracy, niekiedy przyjacielskiego. Dodatkowo w tle z magicznym słowem-uogólnieniem na całe żydostwo: „żydokomuna”. Dziś na zagadnienie spoglądamy nieco inaczej, ale wtedy było to niezwykle nośne, wartościujące i dopinające skalę postępującego nadal antysemityzmu i umacniania jednonarodowości powojennej Polski.

Autor trafnie rozpoznaje problemy i dylematy, dobrze porusza się po sferze social history, wyznacza znamienne cezury tego czasu – wspomniane pogromy: rzeszowski, krakowski, wreszcie ten najgłośniejszy, a przy tym z wyrazistymi „żydowskimi” konsekwencjami (ucieczka z kraju, wyrzekanie się żydostwa, zmiana dotychczasowego miejsca zamieszkania/pracy) – pogrom kielecki.

To zasadnicze punkty odniesienia w tej części, dobrze przygotowujące czytelnika (sprawna narracja, logika wnioskowania źródłowego) do części drugiej.

Ale – tak uważam – najważniejszą partię książki stanowi część druga. Dokumentująca. Wielki wysiłek historyka – weryfikacja, lata żmudnej pracy. To cenne, ujęte w kalendarium, udokumentowane pokazanie czytelnikowi relacji polsko-żydowskich po hekatombie Zagłady. Tu i teraz. Suche, źródłowo zaopatrzone kalendaryjne teksty – miejscowość (geografia) sprawstwa, często nazwiska, rzeczowa informacja o wydarzeniu – bez interpretacji, wyjaśniania. To znamienne podejście. Praktyczna historia mikro, z wyrazistym jednak kontekstem historii makro, tej analizowanej w części pierwszej.

W social history perspektywa mikro to szczególny rodzaj, obok biografii/biografistyki, spojrzenia na proces historyczny, na jego zrozumienie. To mikro, szczególnie „nazwiskowe”, oznacza tu i teraz, konkret. Często bolesny, bo przecież nazwisko bywa obecne również we współczesnej rzeczywistości. Zupełnie inaczej w narracji historyka brzmi np. zdanie: „przy ulicy Madalińskiego pod numerem 17 mieszkał Volksdeutsch – imię nazwisko – na którym podziemie wykonało wyrok sądu”7, a zupełnie inaczej: „we wsi – nazwa – bracia – imiona, nazwisko – zamordowali – imię, nazwisko Żydówki, Żyda, dziecka żydowskiego”. To porażający konkret tego, co nazywam „tu i teraz”. A „wtedy” pozostaje nie tylko dokumentem, przypomnieniem, ale i dopełnieniem dnia dzisiejszego, np. w rodzinie o tym nazwisku, nadal mieszkającej w tej wsi.

Zweryfikowana dokumentacja to wielka zasługa autora. Na jej podstawie możliwe stają się kontynuowanie badań, dopełnianie i uzupełniane mikro, a także edukacja – lokalna, regionalna. Oraz wyjaśnianie, że wojna to destrukt, i – jak widać – „powojnie”, odwołując się do Tony’ego Judta, to również destrukt, często inny, niemniej destrukt. Związany z zabijaniem z nienawiści, z antysemityzmu, z rabunkiem w tle. Z poczucia bezkarności, ale i przyzwolenia, bo Żydzi „to wykluczenie”, „nieobecni”, „poza społeczeństwem”, „nie obywatele tego państwa”. Dowodziła tego już okupacja, to zostało utrwalone w wielu polskich głowach. Nie tylko antysemitów, także – by tym razem sparafrazować Daniela Goldhagena – „zwyczajnych Polaków”.

Dlatego nie da się, spoglądając realnie i rzetelnie na proces historyczny, wygładzić go jedynie w kontekście okupant – okupowani, sprawca – ofiara. Dokumentacja tej pracy przeczy, i słusznie, takiemu postępowaniu, idealizowaniu procesu historycznego. W każdym reżimie poza sprawcami zasadniczymi, na co już dawno zwracała uwagę Hannah Arendt w Korzeniach totalitaryzmu, sprawcami/współsprawcami pozostają też w części sprawcy rodzimi: sąsiad, czasem partyzant, żołnierz, policjant, strażak OSP, junak z Baudienstu, inny. Ta polaryzacja: sprawstwo/współsprawstwo polskie – ofiara, została zatem w książce precyzyjnie zdefiniowana: Żyd to klucz do zrozumienia istoty i wartości tej pracy. Kontekst polski jest tu przede wszystkim narzędziem destruktu. Jest wykonawstwem, czasem tylko współczuciem. Żadną miarą to nie marginalne przypadki, fakty, wydarzenia. Te pogromy, zajęcia mienia, wypędzanie, mordowanie ocalałych z Zagłady Żydów, polskich Żydów, takich samych obywateli tego państwa jak inni, szczególnie w mikroskali – konkretnego nazwiska, rodziny, miejsca i czasu – to ważna dokumentacja powojennego, polskiego już destruktu, stanu anomii. W następstwie ten destrukt i zło, polskie zło, i polskie, także dość powszechne w postawach, przyzwolenie lub obojętność wobec prześladowanego, ograbianego Żyda żydowskiej kobiety, dziecka, starca/staruszki, to istotny wyróżnik spojrzenia i ważna akcentacja w tej pracy. Autor tego dowodzi w niemałym stopniu, sporo nam też mówi o tamtym czasie w perspektywie social history. Lektura dzięki precyzji autorskiego logicznego ujęcia pozwala na ocenę – to zjawisko dość typowe i w niemałym zakresie niemal in gremio. Konsekwencją są pogarszające się relacje polsko-żydowskie, a przede wszystkim następstwa – tego czasu, jak późniejsze.

Ta praca to również autorskie zaproszenie do refleksji i podsumowań, przynajmniej wstępnych, a także do kontynuacji badań, co autor zawarł w bardzo ważnym zakończeniu. Kluczowe: „Zebrany materiał skłania do wyciągnięcia bardziej ogólnych wniosków. Po pierwsze, zwraca uwagę duża liczba zdarzeń o charakterze antyżydowskim. I wiele wskazuje na to, że były one akceptowane przez część społeczeństwa” (Zakończenie, s. 211).

Na obecnym etapie badań nie można dokonać precyzyjnych wyliczeń, ale bez wątpienia można to zjawisko, na podstawie autorskich kwerend i weryfikacji, nazwać zjawiskiem dość typowym, by nie powiedzieć – raczej powszechnym. Jeśli nie demonstracyjnie, czynnie i aktywnie, to z pewnością ideowo i narodowo, bez wyraźnej demonstracji. Ta postawa dominowała również w przekazie kościelnym. Były to po drastycznych pogromach nie tylko zachowania wielu duchownych, ale i listy pasterskie biskupów. Natomiast rządzący komuniści, mimo że wielu z nich uczestniczyło w pogromach, starali się – przynajmniej oficjalnie – przeciwstawiać się takim antysemickim działaniom. Nie bez znaczenia w tej postawie była obecność w aparacie władzy i aparacie przemocy dość widoczna, choć nie dominująca, liczba osób pochodzenia żydowskiego.

Drugim kluczowym czynnikiem, który autor wyraziście akcentuje, były „obojętność, niechęć i wrogość” – jako „najbardziej widoczne” (Zakończenie, s. 211) przyczyny tych postaw i uzasadnień. Jak w świetle badań można uzasadnić to spostrzeżenie? Autor zasadnie – jak uważam – podkreśla: „Przyczyn należałoby szukać w splocie wielu czynników: tradycyjnego antysemityzmu, demoralizacji, obaw związanych ze zwrotem mienia żydowskiego, pospolitego bandytyzmu, z przekonania wyniesionego z lat okupacji, że Żydów można bezkarnie zabijać” (tamże).

To porażające spektrum uwarunkowań i przesłanek. Potwierdzają te spostrzeżenia przede wszystkim liczne – zrozumiałe – żydowskie wspomnienia i relacje, a w mniejszym zakresie także polskie ślady wspomnieniowe. Autor dodaje przy tym kolejne ważne spostrzeżenie, wynikające z zebranego i przeanalizowanego materiału źródłowego i literatury przedmiotu. Definiuje je jako „dwa elementy: 1) myślenie w kategoriach nacjonalistycznych wyrażających się w haśle «Polska dla Polaków» czy «Precz z Żydami», 2) garstki Żydów w małych miasteczkach i na wsi, osamotnione, pozbawione oparcia były «łatwą ofiarą». I to właśnie one wpływały na poczucie bezpieczeństwa Żydów, kształtowały relacje polsko-żydowskie, wywołując wśród ludności żydowskiej przekonanie o powszechności antysemityzmu w Polsce” (Zakończenie, s. 211–212).

Analiza zagadnienia nie należy do łatwych, stawia przed historykiem poważne wyzwania w odniesieniu do pojęć, języka, statystyki, wreszcie ocen. Tu łatwo o przekroczenie granicy, ale jeśli się pamięta, że historia to nie dyscyplina „doświadczeniowa”, „laboratoryjna”, że pewnych wydarzeń nie da się, właśnie laboratoryjnie, powtórzyć, by precyzyjniej je zbadać, zweryfikować, to zawsze mogą się pojawić zróżnicowane odczucia, wyobrażenia. Związane albo z bezpośrednio przeżytym dramatem, albo już postpamięcią, a często i tzw. polityką historyczną, nie nauką/dyscypliną, jak historia, lecz składową propagandy i polityki.

Zakończenie tej ważnej pracy to wyważone autorskie oceny, wyważone wskazania, by nie powiedzieć badawcza pokora, autora, dobrze rozumiejącego problem, jego skalę i towarzyszące mu napięcia. Nie tylko tamte, historyczne, ale i współczesne.

***

Nie chcemy Żydów u siebie to bez wątpienia niezwykle ważna pozycja w polskiej historiografii. Tytuł wyraziście symbolizuje i dokumentuje zjawisko bardzo licznych, niestety, przejawów przemocy i wrogości wobec Żydów w ważnym okresie dziejów Polski – wychodzenia z wojny i okupacji (1944–1947), sytuowania się w nowej, narzuconej rzeczywistości, wcale nie oczekiwanej. W poczuciu polskiej klęski wojennej i strat, boleści po ofiarach. To ważna strona zagadnienia, ale ta druga ma również swoje argumenty – zagłada Żydów, jej wyjątkowość, doświadczenie utraty trzech pokoleń – to poza Roma-Sinti doświadczenie wyłącznie Żydów. Żadna nacja nie doświadczyła tego w takiej skali podczas II wojny światowej. I nie chodzi tu o żaden symetryzm ofiar/ofiary, ale raczej o chłodną, a zarazem brutalną statystykę. Stąd pozycja Żydów, a szczególnie Żyda po Zagładzie, nadal pozostającego w niemałym zagrożeniu (Judenjagd, a także owo „nie chcemy”, pogromy) ze strony Polaka. To szczególny wyróżnik słabszego, „obcego”, „innego”. W następstwie – „niechcianego” i „wrogiego”.

W tle pozostawały ponadto dwa ważne czynniki tej nowej-starej relacji: żydowskie mienie pozostawione po niemieckich wysiedleniach i po Zagładzie oraz żydowskie powroty do siebie w końcu, ale już do miejsc zajętych przez nowych polskich właścicieli. Ta ścieżka wojenno-okupacyjna i Zagłady stworzyła jeszcze jeden mechanizm – wiele chłopskich rodzin po zajęciu żydowskiego mienia, warsztatów, a w związku z żydowską śmiercią również uwolnionych od przedwojennych długów, stawać się poczynało miejskimi. A miasto i miejskość to już zupełnie inna codzienność i świąteczność w dotychczasowym życiu. Pochodną była drastyczna, często właśnie z „wrogością i przemocą”, co dokumentuje rozlicznie autor, obrona tej nowej wartości i… strach przed jej utratą. Zdążono już bowiem przyzwyczaić się do tych zdobyczy i korzystania z nich.

A przecież Żydzi, ci sprzed 1 września 1939 i ci powracający do siebie, jako rozbitkowie po Zagładzie byli takimi samymi obywatelami Rzeczypospolitej jak Polacy. Mieli prawo do obywatelstwa, prawo do swojej własności – swojego domu, warsztatu, wyraziście akcentowanych w literaturze „kluczy” 8, także poduszki, sukienki, płaszcza, dziecinnej zabawki, którą już się bawiło polskie dziecko. Mieli też prawo do swojej pamięci, swojego sposobu opłakiwania traumy, do rozważania i zapamiętywania w kolejnych pokoleniach swojego wojenno-okupacyjnego „piętna”. Wreszcie do swoich decyzji, co i jak dalej.

Niełatwe zagadnienia, niełatwe badania, niełatwe miejsce w historiografii. Autor wypełnił zadanie badawcze solidnie, dlatego to ważna pozycja w polskiej historiografii (drobna, ale ważna uwaga do wydawcy: bardzo niestaranna korekta, za dużo literówek, co może irytować).

Nie byłoby źle, gdyby ta praca została przetłumaczona na inne języki. Jej warsztatowo-źródłową, erudycyjną rzetelność podkreśla również dr Krzysztof Persak, recenzujący tę pozycję dla wydawnictwa. Akcentuje przede wszystkim tezę, że istniała w powojennej Polsce 1944–1947 o niemałym zakresie wrogość i przemoc wobec Żydów cudem jakimś uratowanych z Zagłady. I podkreśla, iż praca Juliana Kwieka niewątpliwie „jest kolejnym milowym krokiem naprzód” w polskiej historiografii, a zapewne – przynajmniej powinna się stać – ważnym przełomem w polskiej świadomości i w zrozumieniu niełatwego czasu 1944–1947, ze szczególnym uwzględnieniem kontekstu „przejawów wrogości wobec Żydów”. Przejawów już polskich, powojennych.

Dodam, że po lekturze utrwaliłem przekonanie, iż wpisuje się ona znamienicie w rytm polskiej historiografii tej problematyki wyznaczany pracami takich autorów, jak Jan Tomasz Gross, Joanna Tokarska-Bakir, Barbara Engelking czy Jan Grabowski, wreszcie unikatowym i szczególnego rodzaju dorobkiem Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN (właśnie w jego ramach powstało choćby dwutomowe opracowanie Dalej jest noc 9). A także pracami powstającymi w Instytucie Badań Literackich PAN, w tym Tomasza Żukowskiego i Jacka Leociaka (będącego zarazem członkiem Centrum), oraz wielu innych rzetelnych badaczy tej problematyki związanych z różnymi instytucjami naukowymi.

                                                                                              Korekta językowa Beata Bińko

  1. K. Kersten, Stalinizm w Polsce (19441956), w: K. Kersten, Pisma rozproszone, wybór i przygotowanie do druku T. Szarota, D. Libionka, Toruń 2005, s. 388.
  2. Por. J. Grabowski, Judenjagd. Polowanie na Żydów 19421945. Studium dziejów pewnego powiatu, Warszawa 2011.
  3. W przygotowaniu świetna rozprawa prof. Joanny Tokarskiej-Bakir o krakowskim pogromie 11 VIII 1945 r. (miałem okazję, dzięki uprzejmości Joanny, przeczytać obszerny maszynopis).
  4. M. Canin, Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, tłum. Monika Adamczyk-Garbowska, Warszawa 2018.
  5. Por. Kwestia charakteru. Bojowniczki z getta warszawskiego, red. S. Chutnik, M. Sznajderman, Wołowiec–Warszawa 2023.
  6. Szerzej: J. Chrobaczyński, Konteksty przełomu 1944–1945. Społeczeństwo wobec wojennych rozstrzygnięć. Postawy – zachowania – nastroje, Kraków 2015.
  7. Do podobnego zdania/zdań często odwoływał się w swoich pracach o Warszawie Władysław Bartoszewski.
  8. Tu nawiązanie do pracy Klucze i kasa. O mieniu żydowskim w Polsce pod okupacją niemiecką i we wczesnych latach powojennych 19391945, red. J. Grabowski, D. Libionka, Warszawa 2014. Por. też K. Wyka, Życie na niby. Pamiętnik po klęsce, Warszawa – Wrocław 1984.
  9. Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski, t. 1–2, red. B. Engelking, J. Grabowski, Warszawa 2018.