Czasami jakiś obraz niepostrzeżenie przykleja się do naszej pamięci i póki nie poświęcimy mu należytej uwagi, nie pozwala uwolnić się od siebie. Tak było w tym przypadku. Przeczytałem post na profilu Lubelskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o badaniach archeologicznych na Wzgórzu Kościelnym w Wąwolnicy. Wynikało z niego, że zasadnicze znaczenie dla aktualnego stanu wiedzy na temat istniejącego w tym miejscu średniowiecznego zamku, wybudowanego za panowania ostatniego Piasta, miały ustalenia Ireny Kutyłowskiej dokonane na podstawie wykopalisk prowadzonych w latach 1999–2001. Publikacje tej badaczki odnalazłem w sieci. Najnowsza pochodzi z 2011 r. i ma tytuł Zaginiony wąwolnicki zamek Kazimierza Wielkiego na Lubelszczyźnie (Kutyłowska 2011). Oprócz tekstu jest w niej pięć rycin. Właśnie jedna z nich zatruła mi umysł. Przedstawiała odręczny plan wzgórza z 1869 r., wiernie przerysowany i własnoręcznie przepisany przez regionalistę Wąwolnicy Sławomira Snopka. Według artykułu oryginał jest przechowywany w Archiwum Archidiecezji Lubelskiej.
Moje zafiksowanie po części było skutkiem trudności z połączeniem obrazu ze współczesną topografią i z rozpoznaniem miejsc, w których kiedyś stały naszkicowane budynki. Przyczyniła się do tego nienaturalna południowa orientacja planu. Północ znajdowała na dole, odwrotnie niż Pan Bóg przykazał. To z jednej strony powodowało zakłócenie percepcji, ale z drugiej nadało rysunkowi tajemniczości i w konsekwencji wywołało zapętlenie rozumu. Żeby się wyplątać, postąpiłem jak przy otwieraniu kasy pancernej – cały rysunek pół obrotu w prawo, opisy pół obrotu w lewo – plan zmienił orientację na północną. Przemiana z gatunku „czary-mary”:
Z lewej oryginalny rysunek planu Wzgórza Kościelnego z 1869 r. – orientacja południowa, z prawej przerobiony na orientację północną
Wreszcie wszystko pasuje. Nawet przyjezdny z takim planem nie zabłądzi. Już na pierwszy rzut oka zidentyfikowałem budowlę opisaną jako „kościół” – dzisiaj jej mały fragment to kaplica Matki Boskiej Kębelskiej, a wtedy znacznie okazalszy kościół św. Wojciecha. Zabawna sprawa. Syndrom zaburzenia rozpoznawania obrazów dotknął nie tylko mnie. Otóż w artykule Archeologia w monografii średniowiecznych dziejów Wąwolnicy. Recenzja pracy Katarzyny Pisarek-Małyszek, „Wąwolnica w średniowieczu” autor Andrzej Rozwałka miał zastrzeżenia do analizy kartografii historycznej przeprowadzonej w komentowanej publikacji. Najpierw przywołał mapę Galicji Zachodniej Antona Mayera von Heldensfelda z początku XIX w. (1801–1804) i w miejscu Wzgórza Kościelnego dostrzegł „duże założenie, zapewne murowane, otoczone ogrodzeniem (palisadą? murem?) z widoczną bramą wjazdową” (Rozwałka 2008, s. 312). Przyznam, że mimo uzbrojenia w okulary patrząc na to samo, niczego podobnego nie zdołałem dostrzec. Dalej, przy nawiązaniu do położenia budynku kościoła św. Wojciecha, przeczytałem zdanie w trybie przypuszczającym: „Zaznaczony na północny wschód od omawianego obiekt jest zapewne dzwonnicą, która zaznaczona została jeszcze na planach z 1820 i 1869 roku i wedle rekonstrukcji I. Kutyłowskiej mogła powtarzać założenie mieszkalno-obronnej wieży z czasów Kazimierza Wielkiego” (tamże). Gdyby recenzent zamiast lustrzanego odbicia zrobił z planem z 1869 r. myk Henryka Kwinty, miałby 100-procentową pewność – dzwonnica znajdowała się w tamtym czasie w południowej części wzgórza. Autor tego schematycznego rysunku umieścił na nim jednoznaczny opis. W rzeczywistości na obróconym o 180° szkicu wzgórza w miejscu na północny wschód od świątyni pozostawiono objaśnienia dotyczące dwóch nieistniejących już wtedy budynków. Z nieznanego powodu chciano zachować pamięć o nich. Na przerysowanym przez Sławomira Snopka planie przy pierwszym zapisano: „miejsce po dawnym mieszkaniu”, a przy drugim: „miejsce po dawnej kuchni”. W 1820 r. jeszcze stały; oznaczono je numerami 1 i 2.
Teraz, gdy już uspokojony, patrzyłem na przerobiony rzut Wawelu, przyszła mi do głowy taka myśl. Kazimierz Wielki spośród 33 zamków królewskich na ziemi lubelskiej zbudował tylko 3 – w Lublinie, Kazimierzu Dolnym i Wąwolnicy. Jeśli miejsce po tym ostatnim zostało utrwalone na czterech kartach – wspomnianej mapie Galicji Zachodniej Antona Mayera von Heldensfelda, „Planie Sytuacyjnym Municypalnego Miasta Wąwolnicy” z 1820, „Planie Sytuacyjnym Położenia Folwarku Kębła i Miasta Wąwolnicy” z 1852 i „ulepszonym” rysunku Wzgórza Kościelnego z 1869, to warto je porównać i sprawdzić, jak zmieniało się z biegiem czasu aż do dzisiaj. Wszak jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów. Z dokumentów archiwalnych musiałem odrzucić ten z roku 1852. Przedstawione na nim wzgórze nie zawiera istotnych szczegółów i zestawianie z innymi nie ma sensu. Na placu boju zostały więc mapa Galicji Zachodniej z lat 1801–1804, plan Jana Kierłowicza z roku 1820 (z łatwą do ustalenia skalą, dokładnym rozmieszczeniem budynków, oznaczeniem typu własności i materiałów, z których zostały wykonane) oraz przekształcony schematyczny plan Wzgórza Kościelnego z 1869 r.
Zdalne wykopaliska – wspólny mianownik nr 1
Jako pierwsze do wspólnego mianownika postanowiłem sprowadzić dwa najstarsze dokumenty kartograficzne. Żeby porównywanie miało sens, obraz mapy Heldensfelda, o małej skali 1:28 800, musiał być w możliwie dużej rozdzielczości, znacznie lepszej niż ta udostępniona w internecie. Udało się. Nie jest to wprawdzie „żyleta”, ale na pewno budowle na wąwolnickim Wawelu są czytelne. Co ciekawe, okazało się, że sugerowane w recenzji Andrzeja Rozwałki „duże założenie, zapewne murowane, otoczone ogrodzeniem (palisadą? murem?)” to w istocie gęsto narysowane przez kartografa kreski wyznaczające granice wzniesienia, wskazujące na dużą stromość zboczy. Podobne oznaczenie zostało zastosowane przy pobliskim głębokim wąwozie Lipinki, przez który przebiegał Trakt Kazimierski. Podobne kreski można dostrzec w samym wnętrzu wzgórza, choć tam są rzadsze. Odzwierciedlają topografię tego miejsca zachowaną do naszych czasów. Chodzi o wyraźne obniżanie się terenu od strony wyniesienia z kościołem św. Wojciecha w kierunku południowym. Wytłumaczenie widzianej przez recenzenta „bramy wjazdowej” jest trudniejsze. Jedynymi obiektami, które mogły być wytypowane do tej roli, są znak krzyża i stykający się z nim budynek, oba dostrzegalne na używanej przeze mnie mapie. Znajdują się przy wejściu na Królewską Górę, zaraz za nieistniejącym dziś mostem. Jeśli Andrzej Rozwałka korzystał z dokumentu gorszej jakości, mogły się zlać w jedną całość i być zinterpretowane jako brama. Wyjaśnienie, czym był znak krzyża, nie sprawia kłopotów i znajduje się w dalszej części tekstu. Czas na prezentację porównania dwóch najstarszych dokumentów:
Wspólny mianownik nr 1. Porównanie mapy Antona von Heldensfelda z lat 1801–1804 z „Planem Sytuacyjnym Municypalnego Miasta Wąwolnicy” z 1820 r.
Zasadnicza różnica jest widoczna na pierwszy rzut oka i wynika z zastosowania różnych skal. Plan z 1820 r. ma podziałkę 1:2720, przez co jest bardzo dokładny. Mimo to sama informacja o obiektach znajdujących się na Królewskiej Górze jest właściwie identyczna. Nie powinno to dziwić, bo daty powstania dokumentów dzieli tylko kilkanaście lat. We wspólnym mianowniku zostało odnalezionych dziewięć budowli. Są to:
① kościół farny św. Wojciecha,
② budynek pod nr. 1 na planie Kierłowicza,
③ budynek pod nr. 2,
④ mały kwadratowy budynek bez numeru stojący w północno-zachodnim narożniku ogrodzenia otaczającego cmentarz i kościół św. Wojciecha
⑤ budynek pod nr. 3,
⑥ kościelne budynki gospodarcze bez numeracji znajdujące się w północno-zachodniej części wzgórza,
⑦ znak krzyża na mapie Heldensfelda, któremu na planie Kierłowicza odpowiada mały obiekt znajdujący się obok mostu,
⑧ budynek pod nr. 5 stojący przy moście, w najbliższym sąsiedztwie budowli oznaczonej znakiem krzyża,
⑨ most nad rowem w „kamiennej górze”.
Na podstawie dwóch źródeł historycznych do niektórych sparowanych budynków można dopisać parę szczegółów z ich przeszłości, określić ich lokalizację i funkcje.
Pierwszym jest „Inwentarz Starostwa Wąwolnickiego” z 15 kwietnia 1779 r. (duży fragment umieściłem w tekście Karczma i ratusz w jednym stali domu). W tytule „Koscioły y Klasztor” zapisano: „Koscioł Pierwszy Farny murowany porządny pod Gontem z tyłu podszkarpow(any) [chodzi o zachowane do dzisiaj przypory przy prezbiterium] pod Tytułem S. Woyciecha, w Ktorym znayduie się Imago Miraculosa Beatissima Virginis MARIA, Cmentarzem Drewnianym opasany, Dzwonica takaz nie dawno postawiona, zaraz Klasztor takze murowany pod Gontem porządny. Drugi Kosciołek na Gruncie Mieyskim pod Tytułem S. Maryi Magdaleny. Cmentarz Parkanem Drewnianym obwiedziony, na Ktorym dla szczupłosci mieysca przy Farnym Kosciele Umarłych chowaią. Te obydwa Koscioły są sub Cura WWXX Benedyktynow Swiętokrzyskich” (AP Lublin, Inwentarz, k. 3 i 2). Z treści wynika, że w najbliższym sąsiedztwie świątyni znajdowały się murowany klasztor i dzwonnica. Ten pierwszy precyzyjnie należałoby określić jako dom mieszkalny benedyktyńskiej prepozytury łysogórskiej. Mieszkali tam prepozyt, będący równocześnie proboszczem, i zakonnicy. Na podstawie zapisu trudno jednoznacznie określić, czy dzwonnica była murowana czy drewniana. Za tym, że mogła być dziełem murarzy, przemawia interpretacja, według której wzmiankę o niej traktujemy jako ciąg listy trzech budynków – „Koscioł Pierwszy Farny murowany […], Dzwonica takaz nie dawno postawiona, zaraz Klasztor takze murowany pod Gontem porządny”, natomiast to, że zbudowali ją cieśle, hipotetycznie można wywieść z połączenia opisu dzwonnicy z poprzedzającą go frazą „Cmentarzem Drewnianym opasany, Dzwonica takaz nie dawno postawiona […]”.Ustalenie, w którym miejscu stała prepozytura, nie sprawia trudności, inaczej jest z dzwonnicą. Ważną rolę w lokalizowaniu odegrał wspomniany w „Inwentarzu” płot otaczający Dom Boży i cmentarz. Na szczęście we wspólnym mianowniku widać go na obu obrazach Wawelu. W jego bezpośrednim sąsiedztwie stoją trzy budowle, dwie oznaczone na planie z 1820 r. numerami 1 i 3 (we wspólnym mianowniku oznaczone symbolem ② i ⑤), trzecia najmniejsza, na rzucie małego kwadratu, nie ma numeru, oznaczona symbolem ④.
Budynek pod numerem 1, największy, na północ od świątyni, to zapewne rezydencja benedyktynów. Jako zakonnicy podlegający ściśle określonym regułom powinni mieszkać w klasztorze, czyli miejscu odosobnionym, niedostępnym dla osób świeckich. Nazwa „klasztor” wywodzi się od łacińskiego claustrum – miejsce zamknięte. Taki jest właśnie obiekt za świątynią. Z planu Kierłowicza wynika, że chcąc się do niego dostać, trzeba było minąć kościelne ogrodzenie i skręcić w prawo, na ścieżkę prowadzącą do mieszkania braci.
Dla dzwonnicy pozostały do wyboru dwie budowle. Zacznę od mniejszego obiektu ④, bez numeru, znajdującego się w okolicy północno-zachodniego narożnika płotu. Tu nie pełniłaby funkcji wejścia na teren kościelny, ale wyznaczała granicę oddzielającą przestrzeń świecką od klasztornej, za to zgodnie z „Inwentarzem” byłaby „zaraz”, czyli obok siedziby zakonników. Jej wymiary wyliczone według skali planu z 1820 r. byłyby takie, jakie powinna mieć wolno stojąca kwadratowa budowla z dzwonami. Długość boków to około 7 m.
Drugim miejscem, w którym w drugiej połowie XVIII w. mogła stać dzwinnica, jest dom pod numerem 3 (oznaczony symbolem ⑤), na południowy zachód od fary, po lewej stronie drogi prowadzącej z miasteczka, vis-à-vis południowo-zachodniego rogu cmentarnego parkanu. Dla wolno stojącej campanili byłoby to optymalne miejsce. Wyodrębniona z bryły kościoła i postawiona obok niej, znajdowałaby się na łagodnym pochyleniu w kierunku miasta. Pełniłaby funkcję bramy wejściowej na teren kościelny. Jest jednak coś, co stawia ten wybór pod znakiem zapytania. Plan Kierłowicza z 1820 r. jest precyzyjny, przez co daje szansę na ustalenie wymiarów budynku. Ten, orientowany w kierunku północnym, miałby około 21 m długości i 13 m szerokości. Jednym słowem wielki. Powierzchnia rzutu to ponad 250 m kw. Taki rozmiar nie pasuje do dzwonnicy. Czym więc była ta nieruchomość? Czy był to jeden budynek, czy kilka połączonych? Do czego służył? Serię pytań na tym etapie muszę bez odpowiedzi odłożyć na półkę.
Podsumowując, zapisy „Inwentarza” z 1779 r. pozwoliły rozpoznać umiejscowienie klasztoru, przesunąć czas powstania pierwszej dzwonnicy na drugą połowę XVIII w., a porównanie kart Heldensfelda i Kierłowicza pomogło ustalić potencjalne dwie jej lokalizacje na Królewskiej Górze. Przy tej okazji warto wspomnieć nazwisko pierwszego albo jednego z pierwszych wąwolnickich dzwonników. Był nim Stefan Terlecki. W księdze metrykalnej z 5 marca 1788 r. został wpisany jako podający dziecko do chrztu, a przy jego nazwisku dopisano po łacinie zawód – campanarius (Księgi metrykalne, Wąwolnica).
Drugie, ciekawsze źródło, podobnie jak poprzednie prawdopodobnie nie było przedmiotem badań w czasie wydania pracy Ireny Kutyłowskiej Zaginiony wąwolnicki zamek. Gdyby było inaczej, autorka nie musiałaby poszukiwać miejsca, w którym stała twierdza, i archeolodzy bez zastanowienia mogliby odsłaniać relikty kazimierzowskiej fortalicji. O tym, że źródło nie było autorce znane, świadczą tytuł artykułu, brak jakiejkolwiek wzmianki o nim i konstatacja zawarta w treści: „Po 1999 roku rozstrzygnięcia źródłowego wymagała zarówno problematyka rozpoznania rozplanowania średniowiecznego miasta, jak i usytuowania w jego przestrzeni wzmiankowanego w przekazach pisanych zamku, którego lokalizacja budziła wątpliwości […]”, i dalej: „W konsekwencji, przed rozmieszczeniem wykopów badawczych w 2000 roku, dokonałam wnikliwej analizy poniżej omówionych przekazów pisanych, które można wiązać z castrum/zamkiem w Wąwolnicy”.
Wynikiem tej analizy było uznanie miejscowego podania za najstarszą przesłankę do wskazania lokalizacji zamku (Kutyłowska 2011, s. 216). Legendę zanotowali Michał Baliński i Tymoteusz Lipiński w książce wydanej w 1845 r. po tytułem Starożytna Polska pod względem historycznym, jeograficznym i statystycznym opisana. Nieuwzględniony w artykule raport, zawierający wiadomości o zamku, pochodzi z 1820 r., tego samego co plan Kierłowicza. Sporządzony został ręką Kaspra Krzywdy Boguckiego, ówczesnego burmistrza Wawelnicy 1. Nosi tytuł „Opisanie Historyczne oraz Topograficzno-statystyczne Miasta Narodowego Wawelnicy w Województwie y Obwodzie Lubelskim”. W punkcie „Jakie były Instytuta i iakie Gmachy publiczne” urzędnik zanotował:
Niezaprzeczoną iest rzeczą, że to Msto ulubione przez pamiętnych Królów Polskich musiało mieć Instytuta i rozmaite Gmachy publiczne lecz pierwsze zodmianą czasu i zaniedbaniem poszły w niepamięć, drugie zprzyczyn roznych okolicznosci woiennych i Zdarzeń Kraiowych obrocone w Rozwaliny dzis wczęści widzialne. Wreszcie widzieć się daią gruza od niebardzo dawnych czasów całkiem upadłych murowanych Kamienic prywatnych włascicieli, tudzież Rudera Zamku Krolewskiego na gurze wielkiey, podobnie iak w Kazimierzu lokowanego, lecz wdzisieyszym czasie obok tych ruderów znayduie się tylko iedna wielka Kamienica, w ktorey przemieszkuie X Proboszcz parafii Wawelnickiey łącznie zinnym duchowieństwem, a Koscioł murowany na rzeczony gurze rownie exystuie pod Tytł S. Woyciecha ma bydz przeformowany na Koscioł zczątków dawniey exystuiącego Zamku Krolewskiego, gdzie miał przemieszkiwać naypomnieyszy Sprzed czasu Jan(?) i Kazimierz W-ki […].
Burmistrz Bogucki nie mógł precyzyjniej wskazać miejsca, gdzie stał zamek, a właściwe to, co z niego ocalało. Jego pozostałości na początku XIX w. były widoczne obok prepozytury, czyli budynku nr 1 na planie Kierłowicza (oznaczonego symbolem ②). Od południa stał kościelny parkan, za nim były cmentarz i fara (oznaczona symbolem ①), rudera mogła więc znajdować się tylko po północnej stronie domu benedyktynów, w kierunku północno-wschodniego narożnika góry. Drugi pewnik – kościół farny powstał ze „zczątków” dawnego zamku, był zatem jego istniejącym reliktem. Trzeci pewnik, który jest logiczną konsekwencją dwóch poprzednich – „kamienica, w której pomieszkuje ksiądz proboszcz” – też jest fragmentem kazimierzowskiego castrum, stoi bowiem między „Ruderą Zamku Królewskiego” a kościołem „przeformowanym” z dawnego zamku.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę na drobny niuans. Burmistrz Wawelnicy dwukrotnie użył słowa „rudera”, a nie „ruina”. Według Słownika języka polskiego pod redakcją Witolda Doroszewskiego rudera w pierwszej kolejności oznacza „budynek stary, zniszczony, zrujnowany, walący się w gruzy”. Z takiej definicji wypływa logiczny wniosek, że „Rudera Zamku Królewskiego” z raportu sporządzonego w 1820 r. powinna się znaleźć na planie z tego samego roku. W świetle opisanych wyżej ustaleń jedyną pasującą lokalizacją jest dom pod numerem 2, oznaczony we wspólnym mianowniku symbolem ③. Końcowy wniosek z analizy raportu jest następujący. Budynki oznaczone symbolami ①, ②, ③ były na początku XIX w. zachowanymi reliktami zamku ostatniego Piasta.
Teraz czas na wstępne wyjaśnienia dotyczące obiektów Wzgórza Kościelnego, o których oba źródła nie wspominają, ale zostały wyodrębnione we wspólnym mianowniku. Na początek budynki w północno-zachodnim narożniku góry (oznaczone symbolem ⑥). Te należy uznać za związane bezpośrednio z zapleczem gospodarczym wchodzącym w skład folwarku proboszczowskiego. Jednym z ostatnich na liście jest znak krzyża na mapie Heldensfelda (oznaczony symbolem ⑦), któremu na planie Kierłowicza odpowiada mały obiekt znajdujący się obok mostu wyznaczającego wejście na wzgórze. Ten jako jedyny od 280 lat nie zmienił się ani o jotę. To kamienna figura św. Jana Nepomucena z 1743 r. Fundatora zdradza czteroliterowa inskrypcja umieszczona na cokole – „U.I.G.D.”. Za skrótem kryje się benedyktyńska dewiza U[t] I[n] [Omnibus] G[lorificitur] D[eus], którą można przetłumaczyć „Aby we wszystkim był wielbiony Bóg”.
Dom pod numerem 5 (oznaczony symbolem ⑧), na tym etapie bez funkcyjnego przydziału, czeka na rozpoznanie w dalszej części tekstu.
Zdalne wykopaliska – wspólny mianownik nr 2
Do kolejnej konfrontacji stanęły obrazy „wielkiey gury” z planu z 1820 i przekręconego o pół obrotu szkicu z 1869 r.
Wspólny mianownik nr 2. Porównanie mapy Galicji Zachodniej Antona Mayera von Heldensfelda (1801–1804) ze schematycznym rzutem Wzgórza Kościelnego z 1869 r.
Mogłem się tego spodziewać. Mimo prawie 50 lat dzielących ich powstanie większość budowli istniejących i nieistniejących również została umieszczona w tych samych miejscach. Zaletą młodszej karty są umieszczone przy każdej z nich opisy wskazujące funkcję, jaką pełniły w połowie XIX w. W odniesieniu do obiektów zgodnych pod względem lokalizacji z planem Kierłowicza brzmią: „kościół” ①, „miejsce po dawnym mieszkaniu” ②, „miejsce po dawnej kuchni” ③, „kuchnia” ④, „dzwonnica” ⑤. W zespole zabudowań folwarcznych w północno-zachodnim narożniku wyniesienia ⑥, zaczynając od zachodu zgodnie ze wskazówkami zegara, do końca lat sześćdziesiątych XIX w. w tym samym położeniu znajdują się „stodoła dawna”, „stajnia nowa” i „spichlerz”. Nowymi budowlami w tym zespole są „obora dawna” oraz „drewutnie i chlewy”. Z porownania wynika, że w zupełnie nowym miejscu na przestrzeni pięciu dekad powstał tylko jedene obiekt – plebania, opisana na nowszym planie jako „dom mieszkalny”.
Parę spraw się wyjaśniło, a parę zaciemniło. Zestawienie ostatecznie dowodzi, że „miejsce po dawnym mieszkaniu” ② to dom nr 1 na planie Kierłowicza, czyli prepozytura, „miejsce po dawnej kuchni” ③ to dom nr 2, rozpoznany w poprzednim porównaniu jako „Rudera Zamku Królewskiego”. Ten opis wskazuje, że zrujnowany budynek, przed tym jak ostatecznie został rozebrany, pełnił jeszcze funkcję przykościelnej kuchni. Tradycyjnie kłopoty sprawia dzwonnica. Jedną z dwóch potencjalnych lokalizacji wytypowanych w pierwszym wspólnym mianowniku mogło być miejsce zajęte przez niewielką kwadratową budowlę w okolicy północno-zachodniego narożnika parkanu. Jednak na kopii rysunku z 1869 r. to miejsce zajęte jest przez kuchnię. Jak to wytłumaczyć? Być może kilkadziesiąt lat wcześniej stała tam dzwonnica, ale została rozebrana wraz z prepozyturą i dotychczasowe rozplanowanie całego wzgórza się zmieniło? Jeśliby tak było, to oprócz zupełnie nowej plebani, wybudowanej na pustym środku góry tuż obok, w miejscu rozebranej dzwonnicy, musiałaby powstać nowa kuchnia. Trzecią, kolejną inwestycją kościelną byłoby wystawienie budynku z dzwonami w innym miejscu. Takie działania, choć wydają się skomplikowane i kosztowne, miałyby swoje plusy. Parafianie mieliby łatwiejszy dostęp do plebanii, a dzwony zamiast bić za kościołem, wreszcie wzywałyby wiernych na nabożeństwa przed wejściem do fary. A może campanili nigdy nie było z tyłu świątyni? Do tego wariantu pasuje alternatywna lokalizacja dzwonnicy – dom pod numerem 3. Na szkicu z 1869 r. na pewno znajdowała się w tym miejscu. Może była to ta sama budowla, o której pisano w „Inwentarzu” z 1779 r. Innym, pośrednim argumentem za jej pierwotnym umiejscowieniem w tym punkcie może być skopiowanie przez benedyktynów wąwolnickich porządku analogicznego do tego, jaki zastosowano w macierzystym klasztorze na Świętym Krzyżu. Tam, podobnie jak w Wąwolnicy, w XVIII w. na Łysą Górę prowadził od strony Nowej Słupi jeden szlak, zwany Królewskim. Po przejściu bramy wschodniej (w przypadku miasteczka jej funkcję pełnił most nad kamiennym rowem), obok drogi wznoszącej się do kościoła Trójcy Świętej, po lewej stronie znajdowała się wolno stojąca dzwonnica. Tak samo jak na wąwolnickim wzgórzu klasztor stał za świątynią, odseparowany od przestrzeni dostępnej dla pielgrzymujących do sanktuarium. Jedyne co nie pasuje w przypadku wąwolnickiego Wawelu, to wspomniany w pierwszym mianowniku rozmiar obiektu. Niestety, na podstawie porównania samych kart tego dylematu nie da się rozstrzygnąć i właściwie całą sprawę należałoby po raz drugi umorzyć z braku dowodów. Tego nie zrobiłem, bo od pewnego czasu byłem pewien, że mam proste wyjaśnienie sekretu dzwonnicy. Jedyne co było potrzebne, to źródło historyczne, które potwierdziłoby poprawność wywodu.
Nie przedłużam, podaję rozwiązanie wraz z uzasadnieniem i przedstawieniem argumentów opartych na dokumentach. Poprawna jest pierwsza koncepcja. Wystawiona w XVIII w. dzwonnica znajdowała się w okolicy północno-zachodniego narożnika parkanu, za kościołem i cmentarzem, przy drodze prowadzącej do klasztoru/prepozytury. Na „Planie Sytuacyjnym Municypalnego Miasta Wąwolnicy” z 1820 r. jest ukazana jako mały kwadrat (na wspólnych mianowniku nr 1 oznaczono ją symbolem ④). Pierwszym argumentem za tą lokalizacją jest bliskie sąsiedztwo z klasztorem widoczne na planie Kierłowicza, które potwierdza treść „Inwentarza” z 1779 r. Drugim są wymiary typowe dla wolno stojącej campanili. Trzecim jest brak numeru przy tym budynku, co oznacza, że nie był to dom mieszkalny. Z tego samego powodu numeracji nie mają kościół św. Wojciecha oraz budynki folwarczne w północno-zachodnim rogu Królewskiej Góry. Czwartym, najistotniejszym, jest to, że budynek na wzgórzu oznaczony w 1820 r. numerem 3 konsekwentnie należy uznać za dom mieszkalny, co skutecznie pozbawia go statusu alternatywnej lokalizacji dla dzwonnicy. Dowód z dokumentów znalazł się przypadkowo. Intrygowało mnie, kim byli ludzie pracujący w folwarku kościelnym. Nigdzie dotąd nie natknąłem się na publikację, która by wyjaśniała, kto w nim pracował i gdzie ci ludzie mieszkali.
Do dóbr wąwolnickiego proboszcza nie należała ani jedna wieś, toteż pracujący dla proboszcza musieli być na służbie odpłatnej. Taką kategorię ludzi nazywano czeladzią. Do niej zaliczano parobków, pastuchów, owczarzy, dziewki itp. Dodatkowym obowiązkiem chlebodawcy było zapewnienie im zakwaterowania. Skorzystałem z bazy udostępnionej na portalu genealogicznym „Lubelskie Korzenie” i przeszukałem wpisy wąwolnickich ksiąg parafialnych od XVII do końca XVIII w. Odnalazłem 17 wpisów, w których osoby indeksujące zapisały w uwagach miejsce wydarzenia, określając je jako „folwark proboszczowski” lub „prepozytura”. Oczywiście ta ostatnia nie była tożsama z rozpoznanym wcześniej klasztorem mieszczącym się pod numerem 1, w nim bowiem mogły mieszkać tylko osoby duchowne. Dwie najstarsze metryki pochodziły z 1722 r. Przejrzałem je. Sporządzone były w języku łacińskim, a miejsce wydarzenia o polskiej nazwie „folwark proboszczowski” zapisano jedynie na marginesie. Łacińskim odpowiednikiem miejsca narodzin w treści pierwszego aktu i miejsca zamieszkania pana młodego w treści drugiego jest „praedium prepositurali”. Dosłownie należałoby to przetłumaczyć jako folwark albo posiadłość prepozytury. Dokładnie taka sama łacińska formuła została użyta w pozostałych 15 wpisach, przy których w uwagach zawartych w bazie „Lubelskich Korzeni” indeksujący oznaczył lokalizację słowem „prepozytura”. Na podstawie tych zapisów jednej rzeczy można być pewnym. Na Królewskiej Górze oprócz zabudowań gospodarczych i rozpoznanych już obiektów sakralnych znajdował się dom czeladny, określany w metrykach jako „folwark proboszczowski” albo „praedium prepositurali”. Dom, zapewne zwany czworakami, musiał być duży, skoro w latach 1785–1795 urodziło się w nim aż 12 dzieci w dziewięciu różnych rodzinach.
Na planie miasta z 1820 r. jedynym dużym i nierozpoznanym do tej pory budynkiem znajdującym się w pobliżu zabudowań gospodarskich jest ten pod numerem 3, wcześniej podejrzewany o bycie dzwonnicą (oznaczony symbolem ⑤). Od teraz traci swoją anonimowość i odzyskuje tożsamość. To mieszkanie dla służby folwarcznej.
Usytuowanie w tym miejscu domu mieszkalnego, przynajmniej od początku XVIII w., wyjaśnia przy okazji, dlaczego wybudowana kilkadziesiąt lat później dzwonnica musiała stanąć na tyłach placu kościelnego. Najlepsze miejsce było już zajęte.
Zdalne wykopaliska – wspólny mianownik nr 3
Słabością przy poprzednim porównaniu obu rzutów poziomych było schematyczne odwzorowanie wyglądu wzniesienia na rysunku z 1869 r. Nie ma mowy o dokładnej skali, proporcjach obiektów i precyzyjnej ich lokalizacji. Inaczej jest w ostatniej analizie dokumentów kartograficznych. Zestawiłem widok Wawelu na planie z 1820 r. i odpowiadający mu fragment wycięty z aktualnego portalu danych geoprzestrzennych. Zawartość została ograniczona do warstw pokazujących cieniowanie rzeźby terenu i aktualną ewidencję budynków.
Pierwsze wrażenie – podziw dla dokładności pracy wykonanej przed dwustu laty przez jeometrę Jana. Jego plan bez trudu można nanieść jako kolejną warstwę geoportalu. Pasuje idealnie. To wiedziałem już wcześniej, przy okazji poszukiwania wąwolnickiego ratusza (Śmietanka 2023). Wtedy służył wyliczeniu wymiarów dla dwóch miejskich obiektów – ratusza i austerii. Teraz też warto podać wymiary nieistniejącego kościoła św. Wojciecha: długość około 34 m, a maksymalna szerokość około 24 m. Gdyby dzisiaj zmierzyć te 34 m po osi, zaczynając od końca zewnętrznego muru kaplicy Matki Boskiej Kębelskiej (reliktu dawnego prezbiterium kościoła św. Wojciecha, a jeszcze wcześniej elementu zamku kazimierzowskiego), to powinniśmy znaleźć dawne wejście do świątyni.
Wspólny mianownik nr 3. Porównanie planu z 1820 r. ze współczesną rzeźbą Wzgórza Kościelnego widoczną na geoportalu
Sprawdziłem to. Okazało się, że dwa wieki temu wejście było zlokalizowane tam, gdzie dziś stoi zewnętrzna ściana bocznej nawy nowego kościoła. Ten fragment starożytnej budowli rozebrano na początku XX w. Ostatecznym potwierdzeniem precyzji Kierłowicza jest zdjęcie Kazimierza Broniewskiego z 1909 r. wykonane w trakcie stawiania podwalin pod nowy kościół. Widać na nim dokładnie, że fundamenty bocznej nawy wznoszone są w odległości liczonej na paznokcie od starej świątyni. Na fotografii pozostał ślad po rozebranej kruchcie (nieistniejącej w 1820 r.). Jej pozostawienie uniemożliwiłoby prowadzenie prac budowlanych.
Przy okazji planu z 1820 r. warto zwrócić uwagę na pewien szczegół, który łatwo pominąć.
Przyglądając się wawelskiemu wzgórzu na kolorowym oryginale, czujny widz dostrzeże nietypowe oznakowanie. Pierwszym jest nasycenie ciemniejszym kolorem lewej i górnej części każdego z 11 konturów kościelnych budowli. W całym mieście odwzorowanym na planie jest jeszcze tylko jeden taki przypadek. To dom pod numerem 135, gdzie zgodnie z rejestrem pomiarów znajdowała się austeria, ówczesny hotel z restauracją. Co oznacza to nasycenie? Rozwiązanie podane jest w legendzie w prawym górnym rogu. Autor planu w pionowej kolumnie umieścił „Wyjaśnienie kolorów”. Wśród nich jest lekko przyciemniony prostokąt z opisem „Domy murowane”, czyli większą intensywność koloru zastosowano do oznaczenia obiektów murowanych.
Wszystkie murowane/podmurowane budynki na planie Jana Kierłowicza z 1820 r.
Trzeba wyjaśnić, że do tej kategorii zaliczały się też budynki drewniane na podmurówce. Potwierdzeniem jest wspomniana wyżej drewniana austeria. W zachowanych aktach miejskich w „Projekcie Etatu dla Kassy Ekonomiczney Miasta Wąwolnicy” na lata 1835–1837 zachował się opis tego, co zostało po jej rozebraniu: „Na około pod murowaniem grubem i mocnem opatrzony, na ktorym znajduje się piwnica o dwóch podziałach z Cegły dobrze, trwale i fundamentalnie wymurowana do Zachowania od zniszczenia wszelkich pokarmów dosyć zdolna i Bespieczna” (AP Lublin, Akta, k. 24). Gdyby w kontekście poszukiwań obwodowych murów miejskich i pozostałości po kamiennym zamku znana była informacja o tym, że wszystkie kościelne domy na wzgórzu są murowane lub na podmurówce, okazałaby się w czasie wykopalisk bardzo przydatna i na pewno by ją uwzględniono w dokumentacji.
Drugim zagadkowym oznaczeniem jest kolor użyty przy trzech budynkach – kościele św. Wojciecha, położonej na północ od niego rozpoznanej dawnej prepozyturze/klasztorze oraz kościele św. Marii Magdaleny znajdującym się w środku miasteczka przy cmentarzu św. Barbary (obecnie teren boiska szkolnego). Paradoks polega na tym, że nie ukazano ich w kolorze szarym przeznaczonym dla własności kościelnej. Wszystkie trzy są jasnoróżowe i kolor ten jest inny od podobnego zastosowanego dla miejskich austerii i ratusza. W objaśnieniach oznacza własność „rządową”. Czy autor planu się pomylił? Nic podobnego. Po raz kolejny potwierdził swoje kompetencje zawodowe i dbałość o szczegóły. Rok przed opracowaniem planu, 17 kwietnia 1819 r., prymas Franciszek Malczewski podpisał dekret kasacyjny. Na jego mocy wśród wielu innych zlikwidowane zostało opactwo benedyktynów na Świętym Krzyżu. To właśnie zakonnicy z Łysej Góry zarządzali parafią w Wąwolnicy. Po kasacie instytucją formalnie nadzorującą proces likwidacji i tymczasowo zarządzającą nieruchomościami benedyktynów łysogórskich została Komisja Rządowa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.
Polemika z ustaleniami Ireny Kutyłowskiej dokonanymi na podstawie badań archeologicznych prowadzonych w latach 1999–2000
Korzystając z wiedzy zdobytej dzięki przeprowadzeniu zdalnych, a właściwie „zgórnych” wykopalisk, będąc w pełni przekonany do precyzji i rzetelności autora planu z 1820 r. oraz opierając się na dostępnych źródłach historycznych, uznałem, że przyszła chwila na polemikę.
Zacznę od rzeczy drobnych. Po pierwsze, w artykule Zaginiony wąwolnicki zamek na rycinie 4 opisanej jako. „Studialna rekonstrukcja układu przestrzennego późnośredniowiecznego miasta na obecnym Wzgórzu Kościelnym wraz z przyległymi terenami przedmieścia” od południowej strony góry zaznaczono rzekę o nazwie Charcowka/Charcówka. Prawdopodobnie chodzi o Charzówkę, tyle że tak nazywała się Bystra, inna rzeka Wąwolnicy, znajdująca się dokładnie po przeciwległej stronie wzgórza. Swoją nazwę wzięła od wsi Charz, sąsiadującej z miasteczkiem od wschodu. Istnienie takiej rzeki potwierdza między innymi zapis archiwalny z „Inwentarza Starostwa Wąwolnickiego” z 1779 r. opisujący browar miejski:
Ten połozony w tyłach Miasteczka nad Rzeką Charzowką stary z gruntu zły z iedną Izbą do sprawienia Słodow, na Wierzchu ktorej Suszarnia, Kocioł miedziony do warzenia Piwa, w tyle tego Browaru iest mały Browarek stary pusty nad samą wzwyz wspomnioną Rzeką Charzowką za tym Browarkiem iest Studnia z Zurawiem do ciągnienia wody.
Grunty miejskie i lokalizacja browaru są znane. Znajdowały się na placu między obecną ulicą Zamkową a rzeką Bystrą/Charzówką.
Po drugie, w tymże artykule na podstawie wpisu z 21 listopada 1494 r., zachowanego w księgach sądowych miasta Wąwolnicy, przywolując umieszczoną w nim trójwyrazową łacińską frazę „portam ad scabella” (Jawor, Sochacka 1998, s. 141) bez podania szerszego kontekstu, autorka pokusiła się o taką oto brawurową interpretację:
Budowlą wieżową musiała być również południowa brama w miejsko-zamkowym murze obronnym na Wzgórzu Kościelnym, skoro odnotowano ją w wąwolnickich zapisach sądowych jako portam ad scabella pod 1494 rokiem (G. Jawor, A. Sochacka 1998, s. 140–141) i zwano w 1500 roku scabellerum (G. Jawor, A. Sochacka 1998, s. 248). Słowo scabellum ma łacińskie znaczenie: instrument perkusyjny składający się z dwu grubych drewnianych albo żelaznych płyt (MEKA 1966, s. 770). Pozwala to wnioskować, że najpewniej żelazny wąwolnicki „gong-kołatka” umieszczony w wieżowej budowli południowej bramy miejsko-zamkowej rozbrzmiewał (jak dzwon) na alarm podczas zagrożeń oraz wzywał na plac rynkowy/in circulo mieszkańców średniowiecznego miasta do wysłuchania obwieszczeń herolda i o takim wydarzeniu informację odnotowano w miejskich księgach sądowych pod 1485 rokiem (Jawor, Sochacka 1998, s. 50).
Przy takiej propozycji tłumaczenia koniecznie trzeba przywołać streszczenie tego wpisu dokonane przez samych autorów książki Księgi sądowe miasta Wąwolnicy z lat 1476–1500 (Jawor, Sochacka 1998, s. 140). Według niego rajca Mikołaj Piątek i jego brat Stanisław Adamek oświadczyli, że sprzedali Pawłowi Choteckiemu, chorążemu ziemi lubelskiej, za 20 grzywien siedlisko po ojcu (ojcowiznę). W łacińskim oryginale opisano granice sprzedawanej działki. Przy określeniu długości podano początek i koniec nieruchomości z użyciem tej trójwyrazowej frazy. Przytaczam dłuższy fragment pozwalający zrozumieć, jaki był sens zapisu sądowego: „incipiendo a strata, que ducit ad portam ad scabella usque ad aliam stratam muri”. Rzeczownik scabellum [w tekście w l. mn. scabella] to zdrobniała forma słowa scamnum („grzbiet ziemi uformowany przez orkę”). Historycznie rzecz biorąc, rzeczownik scamnum przeważnie oznaczał „ławkę” lub „stołek”, a przez rozszerzenie mógł oznaczać również pagórek lub wyniesienie. Forma zdrobniała scabellum lub scabillum może się odnosić do małej ławki, stołka, ale również małego wyniesienia, pagórka. Uwzględniając kontekst wpisu z 1494 r., sensowne tłumaczenie powinno być mniej więcej takie: „zaczynając od ulicy wiodącej do bramy ku wyniesieniu/kopulastemu pagórkowi, aż do następnej ulicy przy murze”. Interpretowanie scabellam jako gongu-kołatki w tym konkretnym przypadku byłoby niezrozumiałe i nieuzasadnione.
Teraz czas na kwestie istotniejsze. Na pierwszy ogień idzie zagadka „trójskrzydłowej budowli z napisem «ślady baszty» w miejscu równie dużej, ale prostokątnej budowli, zamieszczonej na planie z 1820/1821 roku” (Kutyłowska 2011, s. 221–222) .
Taki obiekt umieszczono na anonimowej kalce technicznej, którą Irena Kutyłowska „datuje na czasy po drugiej wojnie światowej, najpewniej na około 1965 rok”. Dalej pisze o „rozpoznaniu archeologicznym prowadzonym na Wzgórzu Kościelnym w 1975 roku oraz w 2000 roku”. Prace objęły swoim zasięgiem cały obszar „trójskrzydłowej budowli”, opisanej jako „ślady baszty, gdzie nie ujawniono reliktów ani też negatywów ścian takiego obiektu architektonicznego, a także reliktów dużego, ale prostokątnego budynku umieszczonego w tym miejscu na planie z 1820/1821 roku”. Konstatacja zaś była następująca:
Ten ostatni budynek musiał być drewniany, a z jego usytuowaniem na planie miasta z 1820/1821 roku należy wiązać zapis w wąwolnickim Inwentarzu z 1859 roku o szpitalu „z sienią na przestrzał”, po lewej stronie wejścia na dzisiejsze Wzgórze Kościelne (J. Teodorowicz-Czerepińska, T. Augustynek 1985, Aneks 8). Odnotowany w XIX wieku szpital na Wzgórzu Kościelnym ma też potwierdzenie w średniowiecznych, wąwolnickich zapisach sądowych (G. Jawor, A. Sochacka 1998). Ich analiza wykazała, że w zachodniej pierzei rynku średniowiecznego miasta trzecia od południa działka darowana została w 1482 roku wąwolnickiemu wikaremu (I. Kutyłowska 2005, s. 255, ryc. 1; 2007, s. 343) na dom dla ubogich (G. Jawor, A. Sochacka 1998, s. 29). Usytuowanie działki z domem dla ubogich (przytułkiem) na wizualizacji rozplanowania średniowiecznej Wąwolnicy odpowiada położeniu na planie z 1820/1821 roku dużego budynku szpitalnego, który został jedynie rozbudowany w ciągu ponad trzystu lat (1482–1821) na sąsiednie średniowieczne posesje.
Byłem pod wrażeniem, z jaką łatwością można powiązać szpital wymieniony w kościelnym inwentarzu z 1859 r. (Teodorowicz-Czerepińska, Augustynek 1985) z prawie 400 lat starszymi wpisami sądowymi z XV w. dotyczącymi przytułku, a następnie wskazać bez wątpliwości dom pod numerem 3 na planie z 1820 r. jako ten, który przez cały czas pełnił funkcję xenodochio. Zgodnie z ustaleniami we wspólnym mianowniku nr 2 ta lokalizacja jest zajęta przez folwarczny dom czeladny. To że szpital był zlokalizowany w zupełnie innym miejscu, około 90 m na południe od czworaków, nie wynika z moich pobożnych życzeń, lecz z odmiennej interpretacji tekstu maszynopisu autorstwa Jadwigi Teodorowicz-Czerepińskiej i Tadeusza Augustynka i, co ważniejsze, białej karty pewnego istniejącego do dzisiaj zabytku. Autorzy maszynopisu na podstawie kościelnej inwentaryzacji pisali o „szpitalu «z sienią na przestrzał», po lewej stronie wejścia na dzisiejsze Wzgórze Kościelne”. Od średniowiecza aż po wiek XIX wejście było wyraźnie zaznaczone w topografii. Stanowił je most nad sztucznym przekopem znanym z lustracji królewskich pod nazwą „rów kamienny”. Irena Kutyłowska uznała, z bliżej nieznanych powodów, że wejście bezpośrednio na teren świątyni jest tym samym co wejście na Wzgórze Kościelne. Co więcej, autorka nie zauważyła, że dom nr 3 na planie z 1820 r., uznany przez nią za szpital z inwentarza z 1859 r., znikł na szkicu z 1869 r., a zamiast niego pojawiła się dzwonnica. W rzeczywistości szpital nie zmienił adresu i stoi w tym samym miejscu do dzisiaj. Na schematycznym rysunku skopiowanym przez Sławomira Snopka nie umieszczono go, bo znajdował się poza naszkicowanym obszarem, w domu widocznym na planie Kierłowicza pod numerem 5 (we wspólnym mianowniku nr 1 oznaczonym symbolem ⑧).
Do dzisiaj na ulicy Zamkowej 22, za nieistniejącym mostem, po lewej stronie drogi znajduje się zabytkowa organistówka. Gdy patrzy się na budynek od frontu, na jej środku widoczne są drzwi prowadzące prawdopodobnie do „sieni na przestrzał”. Wiem, że organistówka to oczywiście nie szpital, ale dzieje budynku są długie i warto sprawdzić, co w nim było wcześniej. Na szczęście starość czasami ma też swoje zalety. Bardzo leciwe budowle trafiają do rejestrów zabytków i tworzona jest dla nich biała karta. Dom organisty jest właśnie takim „starociem”. Ponieważ jego dossier jest kompaktowe, warto przywołać w całości najistotniejsze fragmenty karty:
Obiekt – Budynek mieszkalny d. szpital
Czas powstania – XVIII [wiek]
Adres – Zamkowa 22/26 Wąwolnica
Autorzy, historia obiektu, określenia stylu – Powstały w XVIII wieku pierwotnie jako szpital przy kościele ś. Wojciecha.
Opis – Usytuowany kalenicowo wzdłuż ul. Zamkowej. Drewniany, zrębowy, szalowany pionowo, na podmurówce z cegły, nakryty dachem dwuspadowym z naczółkami krytym blachą. Na planie prostokąta, parterowy. Układ wnętrz dwutraktowy. Stropy belkowo-deskowe z podsufitką, podłogi z desek. Ogrzewanie piecowe.
Lokalizacja i karta zabytku jest zbieżna z treścią inwentarza z 1859 r. Właściwie można byłoby na tym poprzestać i uznać, że na planie z 1820 r. pod numerem 5 stał, a dzisiaj pod adresem Zamkowa 22 nadal stoi dawny budynek szpitalny. Warto jednak dla wzmocnienia argumentacji przedstawić rzut poziomy domu mieszkalnego zamieszczony w białej karcie. Widać na nim drzwi wejściowe od ulicy Zamkowej do „sieni na przestrzał”. Prawdopodobnie takie rozplanowanie bez zmian zachowało się od połowy XIX w.
Plan budynku przy ulicy Zamkowa 22 – biała karta zabytkowego budynku szpitalnego w Wąwolnicy
Jeszcze jeden argument dotyczący budynku szpitalnego. Od ukazania się publikacji Kutyłowskiej minęło 12 lat, więc to, co było trudne do ustalenia wtedy, teraz można potwierdzić w kilkanaście minut. Lokalizację szpitala, a właściwie przytułku, bo taką funkcję pełnił na początku XIX w., odnotowano w księgach parafialnych w drugiej i trzeciej dekadzie tamtego stulecia. Jeszcze raz skorzystałem z bazy „Lubelskich Korzeni”. W odniesieniu do interesującego nas czasu znalazłem trzy akty zgonu z numerem domu, pod którym znajdował się szpital w Wąwolnicy. Najstarszy pochodzi z 1812 r. 7 kwietnia „umarła w Szpitalu pod Numerem pięć w okręgu tego miasta” Anna z Kamińskich. W treści o 10 lat późniejszego zapisano, że 16 marca 1822 r. Wiktoria Młodnicka „Wdowa […] umarła w Szpitalu […] w Domu pod Numerem drugim Miasta Wawelnicy”. W ostatnim z tego samego roku świadkowie zgłaszają, że 1 marca „Uboga Baba Szpitalna […] umarła w Domu pod Numerem Drugim Miasta Wawelnicy”. Nazywała się Teresa Maciążkowa.
Dla spostrzegawczych należy się dodatkowe wyjaśnienie. Z przywołanych zapisów ksiąg parafialnych wynika, że na początku XIX w. szpital znajdował się pod dwoma różnymi adresami – w domach pod numerem 2 i pod numerem 5. Wiadomo, nie mógł być jednoczenie w dwóch różnych miejscach, chyba że w tym czasie przy parafii funkcjonowały dwie takie instytucje. Taki stan rzeczy potwierdziła Emilia Piekarz w pracy pt. Struktura organizacyjna parafii w dekanacie kazimierskim w drugiej połowie XVIII wieku (Piekarz 1963, s. 92, tabela 1), powołując się na akta wizytacyjne z lat 1800–1802. Numer 5 na planie Kierłowicza to XVIII-wieczny obiekt wpisany do rejestru zabytków, znany dzisiaj jako organistówka. Dom pod numerem 2 znajdował się w północno-wschodnim narożniku wzniesienia. To ten sam, który burmistrz Bogucki określił mianem „Rudera Zamku Królewskiego”, a w drugim wspólnym mianowniku na rycinie z 1869 r. był opisany jako „miejsce po dawnej kuchni”. Jeśli pominąć oczywistą pomyłkę z recenzji Andrzeja Rozwałki, szpital byłby drugą funkcją budynku, a chronologicznie pierwszą. W zdalnych wykopaliskach odegra jeszcze pewną rolę.
Jak widać, dzwonnica, czworaki i szpital mają pecha do badań prowadzonych na wzgórzu. W odniesieniu do najstarszej dzwonnicy badacze nie wspominają ani o tym, kiedy została zbudowana, ani w którym miejscu. Mieszkanie dla służby folwarcznej anonimowy autor w latach sześćdziesiątych XX w. uznał za trójskrzydłową basztę, które w Zaginionym wąwolnickim zamku zamieniło się w drewniany szpital o prawie 400-letniej metryce.
Tytułem uzupełnienia warto dodać, że na „Planie Sytuacyjnym Municypalnego Miasta Wąwolnicy” w domu pod numerem 4 mieszkał organista wraz z rodziną. W tym czasie był nim Kasper Ostrowski. Ówczesna organistówka stała po prawej stronie drogi do kościoła, dokładnie vis-à-vis „piątki” zajmowanej przez szpital/przytułek. Razem z figurą św. Jana Nepomucena stała na tym samym placu otoczonym drewnianym parkanem. Teraz w tym miejscu znajdują się parking i sklep z pamiątkami.
Dom organisty na Wzgórzu Kościelnym był ostatnim na karcie z 1820 r., który czekał na rozpoznanie. W tym momencie warto przedstawić ostateczny rozpoznany układ budowli na zamkowym wzgórzu wraz z przypisaną do każdej z nich funkcją i przy okazji skorygować ustalenia z pracy Ireny Kutyłowskiej. Rozszyfrowany układ przestrzenny wąwolnickiego Wawelu na przełomie XVIII i XIX w. jest dokładnie opisany na poniższym fragmencie mapy:
Układ przestrzenny Wzgórza Kościelnego na przełomie XVIII i XIX w. zaprezentowany na planie Jana Kierłowicza z 1820 r, ustalony na podstawie analizy artograficznej i źródeł archiwalnych
Następną kwestią są „fundamenty wieży okrągłej”. W Zaginionym wąwolnickim zamku zostały przywołane dwie wzmianki o niej. Starsza z „Przewodnika po Nałęczowie i jego okolicach” z 1881 r. (s. 30) brzmi tak: „z dawnych czasów przechowały się tu fundamenta wieży okrągłej w ogrodzie plebanii”, a młodsza z 1910 r. autorstwa Henryka Wiercińskiego tak: „Miejsce okrągłej baszty narożnej, o której wspominają akta rozgraniczenia gruntów parafii od strony starostwa jeszcze w połowie XVII stulecia (1640), rozpoznać można jedynie po kształcie nasypu ziemnego na stoku wzgórza, poza zabudowaniami gospodarskimi plebanii” (Wierciński 1910, s. 2). Muszę w całości przytoczyć wnioski, do jakich doszła autorka na podstawie tych króciutkich tekstów:
Oba powyższe zapisy odnotowują „okrągłą wieżę-basztę” jako „narożną”, poza terenem z ogrodem i zabudową probostwa umieszczoną na planie z 1869 roku, tj. nie na północno-wschodniej partii Wzgórza Kościelnego, ale na przeciwległym „stoku” północno-zachodniej partii tego wyniesienia, gdzie też obecnie sięgają ogrody z budynkami gospodarczymi plebanii. Po korelacji treści zapisów z danymi kartograficznymi, jednoznacznie można wnioskować, że relikty okrągłej baszty narożnej, czytelne jeszcze w 1910 roku na stoku wzgórza, poza zabudowaniami gospodarskimi plebanii są związane z północno-zachodnim zboczem Wzgórza Kościelnego i znajdującym się tam zachodnim odcinkiem wąwolnickiego miejskiego muru obronnego fundacji Kazimierza Wielkiego przedstawionego na wizualizacji ([Kutyłowska 2011, s. 219,] ryc. 4).
Mimo szczerych chęci nie udało mi się z dwóch krótkich zdań dojść do tych samych jednoznacznych stwierdzeń.
Po pierwsze, nieprawdą jest, że oba zapisy określają okrągłą wieżę-basztę jako narożną, tak nazywa ją tylko Wierciński. Po drugie, nieprawdą jest, że znajdowała się „poza terenem z ogrodem”. Jest wręcz przeciwnie, w starszym, przez to pewniejszym, źródle wyraźnie napisano: „fundamenta wieży okrągłej [zachowały się] w ogrodzie plebanii”. Po trzecie, gdzie jest trop, na podstawie którego można kategorycznie twierdzić, że była „nie na północno-wschodniej partii Wzgórza Kościelnego, ale na przeciwległym «stoku» północno-zachodniej partii tego wyniesienia”? Czy mają o tym świadczyć, przywołane przez Wiercińskiego, „akta rozgraniczenia gruntów parafii od strony starostwa jeszcze w połowie XVII stulecia”? Żeby to potwierdzić, musielibyśmy mieć w rękach te same papiery, zapoznać się z ich treścią i dopiero wtedy zawyrokować, po której stronie góry kościelnej doszło do rozgraniczenia. Linie odgradzające parafię i starostwo były po obu stronach wzgórza. Warto wskazać na przylegający od wschodu, wymieniany chyba we wszystkich lustracjach i inwentarzach, starościński młyn określany jako „pod Kosciolem Farskim” (AGAD, Inwentarz, k. 76–84). Gdyby Henryk Wierciński miał na myśli rozgraniczenie gruntów ze znanego mi sporu, o którym wspomina lustracja województwa lubelskiego z lat 1659–1660, byłbym absolutnie pewny, że chodzi o północno-wschodnią partię wzgórza. Zapis dotyczący sporu granicznego jest na stronie 78 w tytule „Ius Patronatus”. Pretensje zgłosił wtedy miejscowy proboszcz: „powiedał sie X. Emerik Ogonowski Ordinis S. Benedicti Probosc Wąwolnicki isz wielkie praeiudiu et gravamen ponosi w budowaniu Mostu nad Rowem, ktory Row przekopany iest dla Wody na Młyn ktory pod Kosciołem zostaie, a ten Grunt iakoby miał nalezec do Probostwa Wąwolnickiego twierdził”. Nie natknąłem się dotąd w archiwach na dokumenty wskazujące, że od strony północno-zachodniej czy zachodniej znajdowały się jakieś szczególne ziemskie frukta, o które warto było gardłować w urzędach lub procesować się w trybunałach. Po czwarte, nie ma sensu szukać wieży w miejscu dzisiejszej lokalizacji ogrodu. Trzeba odnaleźć miejsce, gdzie uprawiano warzywa i owoce w roku 1881.
Po krytyce trzeba teraz samemu zaproponować prawdopodobną lokalizację „okrągłej wieży-baszty” i przedstawić „korelację treści zapisów z danymi kartograficznymi”. Najlepszym do tego narzędziem będzie rysunek, od którego wszystko się zaczęło – schematyczny obrócony szkic z 1869 r. Krótko, tak jak krótkie są obie wzmianki. Dwanaście lat przed wydaniem Przewodnika po Nałęczowie i jego okolicach ogród plebanii znajdował się w prawym górnym rogu, północno-wschodnim z perspektywy kierunków geograficznych, i jest opisany jako „ogród warzywny i owocowy”. Z Przewodnikiem w ręku sprawdzam, czy nie natrafię tam na „fundamenta wieży okrągłej”. Eureka! Co prawda zapisano, że to „miejsce po dawnej kuchni”, ale autor planu nie miał obowiązku zastanawiania się nad jej poprzednim przeznaczeniem. Fundamenty znajdują się w samiuteńkim północno-wschodnim rogu wzgórza. Znowu czas na obraz wart więcej niż tysiąc słów:
Korelacja treści zapisów dotyczących okrągłej wieży-baszty ze schematycznym rysunkiem Wzgórza Kościelnego z 1869 r.
O dziwo, takie rozpoznanie w północno-wschodniej części wzgórza jest zgodne również z opisem Wiercińskiego. Jest to budowla narożna i poza zabudowaniami gospodarskimi plebanii. Wierciński w pierwszej kolejności mógł mieć na myśli budynki odgrodzone płotem na północ od probostwa, stanowiące wraz z ogrodem jego bezpośrednie zaplecze. Na szkicu z 1869 r. przy tych obiektach umieszczono opisy: „kuchnia”, „drewutnie i skład na drzewo”, „spichlerz”. W zachodnio-północnym narożniku nie było ogrodu, znajdujące się tam zabudowania folwarku kościelnego nie miały więc związku z treścią wzmianki. Gdyby dodatkowo udało się odnaleźć przywołane akty i potwierdzić, że dotyczą rozgraniczenia gruntów między kościelnym „zamkiem” a umiejscowionym na dole góry zamkowej starościńskim młynem „pod Kosciołem Farskim”, nie byłoby już żadnych wątpliwości.
Zapowiadałem, że „Dom pod Numerem drugim Miasta Wawelnicy” z planu Kierłowicza powróci. Obietnicy dotrzymałem. Tym razem wystąpił w roli średniowiecznej okrągłej baszty, z której rozciągał się widok na szeroką dolinę rzeki Bystrej i płaskowyż na południowym wschodzie. To po nim przebiegał trakt z Lublina do Kazimierza Dolnego. Miejsce, gdzie przypuszczalnie stała baszta, wskazuje, że stanowiła element składowy kazimierzowskiego zamku. Podobnie jak stojące w pobliżu budynek prepozytury przerobiony z zamkowej wieży mieszkalno-obronnej i prezbiterium kościoła św. Wojciecha.
W klasyfikacji konkursu na chronologiczną kolejność funkcji, jakie pełnił „Dom pod Numerem drugim”, okrągła wieża zdobywa pierwsze miejsce, spychając na drugie i trzecie kolejno szpital i dawną kuchnię.
Konsekwencją przesunięcia baszty w kierunku wschodu słońca jest wątpliwość, czy cylindryczna budowla, tak jak napisała w swojej pracy Irena Kutyłowska, „flankowała dostęp do północnej bramy w miejsko-zamkowym średniowiecznym obwodzie obronnym na Wzgórzu Kościelnym” (Kutyłowska 2011, s. 219, ryc. 4). Żeby można było flankować bramę, najpierw musiałaby tam być, a byłaby wtedy, gdyby prowadziła do niej ważna droga z tego kierunku. Warunki terenowe na to nie wskazują. U podnóża znajdują się tereny do dzisiaj bardzo podmokłe. Dotyczy to zresztą całej doliny. W granicach dawnego miasta Wąwolnicy okolice rzeki nazywane były błoniami i nie zostały podzielone na prywatne place, lecz jako tereny zalewowe stanowiły własność magistratu i cała wspólnota mieszczan wykorzystywała je jako pastwiska (wygony).
Z powodu opisanych warunków trakt handlowy prowadził od wschodu wysoczyzną, przed średniowiecznym miasteczkiem skręcał w dół na południe, potem przechodził przez groblę komunikacyjną na błoniach (obecnie to ulica prowadząca na cmentarz) i dalej piął się wąwozem Lipinki. Pozostałością po nim jeszcze w 1820 r. były nazwy dwóch ulic. Na południowy wschód od Wzgórza Kościelnego była i jest do dzisiaj Lubelska, a na południe Kazimierska (obecna Dulęby). Ze względu na rzeźbę terenu jedyna droga do samego civitas Wąwolnica biegła od południowego wschodu, przez most nad głębokim kanałem. Dzisiaj to ulica Zamkowa. Trakt Kazimierski do przełomu XVIII i XIXw. był głównym gościńcem prowadzącym na zachód. Potwierdzeniem jest mapa Galicji Zachodniej Antona Mayera von Heldensfelda. Dzisiejszą drogę na Puławy i Kazimierz, biegnącą pod wąwolnicką górą, po raz pierwszy widać dopiero na planie z 1820 r. Na niej też została ona wymieniona pod nazwą ulica Puławska. Nieracjonalność budowy północnej bramy najlepiej ilustruje topografia okolicy skopiowana z „Geoportalu”.
Współczesna rzeźba terenu wokół Wzgórza Kościelnego w Wąwolnicy – portal danych przestrzennych „Geoportal”
Bardziej prawdopodobna niż okazała brama byłaby furta w murze miejskim (pod warunkiem, że był mur). W takim przypadku mogłaby służyć do wyprowadzania roślinożerców na porośnięte soczystą trawą proboszczowskie łąki w dolinie Bystrej. Oczywiście to ironia, ale w 1869 r. właśnie na północnym zboczu oznaczono wjazd prowadzący do zabudowań gospodarczych, do którego z pobliskich łąk biegła pod górę „Droga do folwarku”.
Na koniec zostawiłem temat budzący najwięcej wątpliwości. Chodzi o zachodni odcinek wąwolnickiego miejskiego muru obronnego z czasów Kazimierza Wielkiego. Jakiś mur był, ale czy aby na pewno ten pamiętający ostatniego Piasta? Brzmi jak prowokacja. Przecież Irena Kutyłowska pisze o nim w artykule Średniowieczne miasto Wąwolnica w świetle źródeł archeologicznych i pisanych (2005, s. 253–258) i w wielokrotnie już przywoływanym Zaginionym wąwolnickim zamku (2011, s. 219). W obu został umieszczony ten sam rysunek zatytułowany „Wąwolnica. Studialna rekonstrukcja układu przestrzennego miasta z lat 1349–1567”. Na nim przy krawędzi północno-zachodniej skarpy linią ciągłą oznaczono istniejące relikty muru. Obiekt został opisany w pkt. 1 jako „miejsko-zamkowy mur obronny z czasów Kazimierza Wielkiego”. W żadnym z tych artykułów nie podano informacji, na jakiej podstawie został datowany na XIV w., wskazano jedynie, że ten teren był badany przez archeologów w 1999 r.
Przejrzałem maszynopis dokumentacji pobadawczej z tych prac, przechowywany w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków. Wynika z niej, że w północno-zachodnim narożniku Wawelu wytyczono wykop III, powyżej miejsca, gdzie w oberwisku widoczne były relikty muru z kamienia wapiennego. Takie umiejscowienie miało odsłonić koronę tego muru, określić jego funkcję i chronologię. Niestety, reliktów korony nie znaleziono, co uzasadniono sukcesywnym obrywaniem się skarpy, i ostatecznie „ograniczono się do zadokumentowania rysunkowego i fotograficznego widocznego w skarpie niewielkiego odcinka dolnych wewnętrznych partii muru”. Mimo to w tytule „Wnioski konserwatorskie” w pkt. 2, osadnictwo XIV-wieczne, potwierdzone na podstawie pozyskanej w wykopie III ceramiki naczyniowej, powiązano ze „zbudowanym z kamienia wapiennego obwodowym murem obronnym, przebadanym na niewielkim zachodnim odcinku w wykopie III, a widocznym w oberwisku skarpy Wzgórza”. W taki sposób wydatowano kawał luźnego muru leżącego na stromym zboczu Wzgórza Kościelnego. Rozumiem też, że linia ciągła na rysunku z rekonstrukcją układu przestrzennego oznaczająca istniejący mur obwodowy to właśnie oderwane i zalegające na stoku dawne dzieło murarzy, a przerywana to niezachowany, ale potencjalnie mogący istnieć. Dowody, a lepiej byłoby powiedzieć przesłanki, może nie za mocne, ale jakieś są.
Wąwolnica. Studialna rekonstrukcja układu przestrzennego miasta z lat 1349–1567. Kolorem czerwonym pod numerem 1 wyróżnione relikty muru, które według Ireny Kutyłowskej stanowią zachodni miejsko-zamkowy mur obronny (Kutyłowska 2005, ryc. 1)
Gdzie w takim razie leży piach do wsypania w tryby tej nadal funkcjonującej hipotezy? Odpowiedź – w analizie kartograficznej planu Jana Kierłowicza z 1820 r. i współczesnych danych geoprzestrzennych. O dokładności pracy wykonanej przez kartografa wspominałem wielokrotnie. Widowiskowo potwierdziła ją fotografia Broniewskiego z 1909 r. przedstawiająca kościół farny. I tym razem ta budowla odgrywa kluczową rolę, a konkretnie jeden jej punkt na rzucie poziomym, pierwszy na osi przechodzącej przez środek prezbiterium, zaczynając od zewnętrznej strony wschodniej ściany. W tym miejscu mur stoi niezmiennie od czasów Kazimierza Wielkiego. Nie mniej ważne są dwa inne, które razem wyznaczają trójkąt. To lewy i prawy róg zachodniej ściany murowanego/podmurowanego budynku gospodarskiego na planie z 1820 r., stojący przy północno-zachodniej krawędzi wzgórza, w tym samym miejscu, gdzie archeolodzy rozpoznali relikty zachodniego odcinka muru obwodowego. Na oryginalnej mapie wygląda, jakby wisiał nad przepaścią i za chwilę miała nastąpić katastrofa budowlana.
A jeśli doszło do takiej katastrofy, fundamenty stoczyły się w dół zbocza, to czy nie jest to wspomniany wyżej rumosz spojony zaprawą widziany do dziś w oberwisku? Żeby to sprawdzić, zmierzyłem długość boków trójkąta i przeliczyłem na rzeczywiste odległości według skali 1:2720. Wymiary boków trójkąta: A0 ~ 155 m, AB ~ 29 m (to długość zachodniej ściany budynku), B0 ~ 164 m. Na podstawie tych ustaleń przeniosłem dwa budynki folwarczne sprzed dwustu lat na współczesną mapę „Geoportalu”. Pierwszym był ten zagrożony osunięciem (na planie z 1869 opisany jako „stodoła dawna”), a drugim sąsiedni, stojący prostopadle do niego (opisany „stajnia nowa”). Nieistniejące obiekty o współrzędnych wyliczonych z trójkąta przeniesione wehikułem czasu, co wcale mnie nie zdziwiło, znalazły się w tych samych miejscach, co dwa wieki wcześniej. Oznacza to, że skrajny zachodni budynek i dzisiaj stałby na krawędzi przepaści i nadal byłby zagrożony. Z tego powodu współczesne kościelne budynki gospodarcze odsunięte są na wschód o około 20 m. Przy tej okazji warto jeszcze na chwilę powrócić do okrągłej baszty. Przyjmując za Ireną Kutyłowską, powinna się ona znajdować w okolicy tej „stodoły dawnej” oraz rumoszu uznanego za resztki piastowskich obwarowań miejskich. Średnica wieży to około 10 m (tyle ma XIV-wieczny donżon w pobliskim Kazimierzu Dolnym). Oberwanie części północno-zachodniego narożnika razem z pozostałościami po baszcie musiałoby nastąpić po roku 1910, gdy Henryk Wierciński widział jeszcze jej ślady na powierzchni. Wydarzenie miałoby charakter lokalnego kataklizmu, byłoby prawdopodobnie odnotowane w zapisach, a w najgorszym wypadku zachowałoby się w zbiorowej pamięci mieszkańców. Utracony fragment wzgórza wraz z kamienną basztą byłby widoczny gdzieś obok zalegającego do dziś dzieła majstrów kunsztu murarskiego uznanego za kawałek średniowiecznego muru obwodowego. Dodatkowo skala zniszczenia miałaby odzwierciedlenie przy porównaniu wzgórza na planie Kierłowicza z jego współczesną topografią (wspólny mianownik nr 3). Brak potwierdzeń na wystąpienie choćby jednego z tych zdarzeń. Czy oberwany fragment muru pochodzi z czasów Kazimierza Wielkiego, czy też jest to fundament dawnego budynku gospodarczego? A może jedno i drugie, tzn. XIV-wieczne obwarowania miejskie wykorzystano jako podwaliny budynku folwarcznego?
„Wehikuł czasu” – przeniesienie dwóch budynków folwarcznych z planu z 1820 r. na współczesną mapę topograficzną Wzgórza Kościelnego w Wąwolnicy
Był kazimierzowski mur obwodowy albo go nie było, oto jest pytanie. Na razie bez jednoznacznej odpowiedzi.
Najważniejsze ustalenia z przeprowadzonych zdalnych wykopalisk
1) Przywołane w tekście zapisy z raportu „Opisanie Historyczne oraz Topograficzno-statystyczne Miasta Narodowego Wawelnicy w Województwie y Obwodzie Lubelskim” z 1820 r. jednoznacznie wskazały miejsce po Zamku Królewskim, a przez to zaprzeczyły tytułowi artykułu Zaginiony wąwolnicki zamek i treści w tych jego fragmentach, które odnoszą się do spektakularnego odnalezienia kazimierzowskiej budowli obronnej. Zapoznanie się z treścią raportu przed rozpoczęciem wykopalisk 1999/2000 zapobiegłoby „odkryciom”, za to na pewno pozwoliło wskazać w sposób dość pewny inne stanowiska warte badań.
2) Na podstawie zapisu z XVII-wiecznej lustracji dotyczącej sporu kościoła ze starostwem wąwolnickim, ponownej analizy zapisów w Przewodniku po Nałęczowie i jego okolicach z 1881 i w artykule Henryka Wiercińskiego z 1910 oraz po skorelowaniu powyższych z planem Wzgórza Zamkowego z 1869 r. należy stwierdzić, że „baszta narożna” z północno-zachodniego narożnika wzgórza, miejsca dotychczas przypisywanego przez badaczy, została przesunięta do narożnika północno-wschodniego. Dodatkowo w nowej lokalizacji została rozpoznana jako element zamku Kazimierza Wielkiego.
3) Na podstawie dokumentów źródłowych i zdalnych wykopalisk prowadzonych na starych mapach i planach został ustalony układ przestrzenny pozostałości zamku Kazimierza Wielkiego na przełomie XVIII i XIX w. W tym czasie w jednej linii orientowanej w kierunku północnym istniały jeszcze trzy budowle-relikty. Najdalej wysunięty na południe był kościół św. Wojciecha, za nim stał klasztor benedyktynów (prepozytura) przeformowany z zamkowej wieży mieszkalno-obronnej i w końcu baszta narożna, pełniąca funkcję szpitala kościelnego, później kuchni.
4) Precyzyjnie zostało ustalone miejsce, w którym pomiędzy latami siedemdziesiątymi XVIII w. a sześćdziesiątymi XIX w. stała stara dzwonnica.
5) Na podstawie „Inwentarza” z 1779 r. jako przybliżona data budowy starej dzwonnicy na zamkowym wzgórzu została wskazana druga połowa XVIII w.
6) Udało się ustalić układ przestrzenny Wzgórza Kościelnego na przełomie XVIII i XIX w. Precyzyjnie zostały rozpoznane lokalizacje wszystkich obiektów. Na cyplu należącym do klasztoru świętokrzyskiego, zaczynając od stojącej za mostem po prawej stronie kamiennej figury św. Jana Nepomucena, znajdowały się następujące budowle: pierwszy szpital/przytułek, dom organisty, dom czeladny służby folwarcznej, zabudowania folwarku proboszczowskiego, dzwonnica, drugi szpital/przytułek (w „Ruderze Zamku Królewskiego”), budynek mieszkalny benedyktynów (prepozytura) i kościół św. Wojciecha.
7) Na podstawie analizy oryginalnego, kolorowego planu Kierłowicza, zapisów projektu budżetu miejskiego z lat 1835–1837 i wreszcie białej karty XVIII-wiecznego budynku szpitalnego zostało ustalone, że wszystkie kościelne obiekty na wąwolnickim Wawelu były murowane lub na podmurówkach.
8) Wykazana została błędna interpretacja obiektów umieszczonych na mapie Galicji Zachodniej Antona Mayera von Heldensfelda (1801–1804) i odręcznym planie Wzgórza Kościelnego z 1869 r. – zamiast stromych zboczy wzgórza i figury św. Jana Nepomucena Andrzej Rozwałka, autor artykułu Archeologia w monografii średniowiecznych dziejów Wąwolnicy. Recenzja pracy Katarzyny Pisarek-Małyszek, „Wąwolnica w średniowieczu”, w przypadku zaznaczonych urwistych brzegów góry niesłusznie podejrzewał, że są to mury albo palisada, a w przypadku figury – że to brama wjazdowa.
9) Wykazana została błędna interpretacja obiektów umieszczonych na „Planie Sytuacyjnym Municypalnego Miasta Wąwolnicy” z 1820 r. – dom czeladny służby folwarcznej autorka artykułu Zaginiony wąwolnicki zamek Kazimierza Wielkiego na Lubelszczyźnie omyłkowo wytypowała jako szpital, nie uwzględniając istniejącej od lat siedemdziesiątych XX w. białej karty budynku pod adresem Zamkowa 22, opisanego jako XVIII-wieczny szpital, ani wpisu z ksiąg parafialnych z początku XIX w. wskazującego jako szpital obiekt również identyfikowany z współczesnym adresem Zamkowa 22.
10) Podane zostało w wątpliwość dotychczasowe twierdzenie badaczy, że zalegający na północno-zachodnim zboczu góry fragment muru należy identyfikować jako fragment obwodowych murów miasta kazimierzowskiego. Analiza dokumentacji wskazuje, że datowanie pozostałości na wiek XIV nie jest pewne, a ze zdalnych wykopalisk wynika, iż oberwany fragment mógł pochodzić z widocznego na planie z 1820 r. budynku folwarcznego, usytuowanego nad urwiskiem.
„I to by było na tyle”.
Korekta językowa Beata Bińko
Bibliografia
AGAD (Archiwum Główne Akt Dawnych), Inwentarz Metryki Koronnej, „Lustratio in palatinatu Lublinensi A.D. 1659 et 1660 peracta”, tenuta Wąwolnicka.
AP Lublin (Archiwum Państwowe w Lublinie), Inwentarz Starostwa Wąwolnickiego, 1779 (błędna numeracja kart).
AP Lublin, Akta tyczące się miasta Wąwolnicy, t. 5, „Projekt Etatu dla Kassy Ekonomiczney Miasta Wąwolnicy” na lata 1835–1837.
Jawor G., Sochacka A. (1998), Księgi sądowe miasta Wąwolnicy z lat 1476–1500, Lublin.
Księgi metrykalne w badaniach demograficzno-historycznych i genealogicznych Lubelszczyzny w latach 1582–1900, Wąwolnica, akty chrztu, 3 marca 1788, https://www.ksiegimetrykalne.pl/viewer/#wawolnica/chrzty/26_1_4/26_1_4_0166.jpg.
Kutyłowka I. (2005), Średniowieczne miasto Wąwolnica w świetle źródeł archeologicznych i pisanych, „Archeologia Polski Środkowowschodniej”, nr 7.
Kutyłowska I. (2007), Z dziejów późnośredniowiecznego miasta Wąwolnicy na Wyżynie Lubelskiej, „Archaeologia Historica Polona”(Toruń), t. 17, red. J. Olczak.
Kutyłowska I. (2011), Zaginiony wąwolnicki zamek Kazimierza Wielkiego na Lubelszczyźnie, Materiały i Sprawozdania Rzeszowskiego Ośrodka Archeologicznego”, t. 32.
MEKA (1966): Mała encyklopedia kultury antycznej, red. Z. Piszczek, Warszawa.
Piekarz E. (1963), Struktura organizacyjna parafii w dekanacie kazimierskim w drugiej połowie XVIII wieku, „Roczniki Humanistyczne”, t. 14, z. 2.
Rozwałka A. (2008), Archeologia w monografii średniowiecznych dziejów Wąwolnicy. Recenzja pracy Katarzyny Pisarek-Małyszek „Wąwolnica w średniowieczu”, Lublin 2007, 271 s., „Archeologia Polski Środkowowschodniej”, nr 10.
Śmietanka R. (2023), Karczma i ratusz w jednym stali domu”, https://historiabezkitu.pl/strefa-nauki/karczma-i-ratusz-w-jednym-stali-domu-gaweda-sledczo-historyczna-robert-smietanka/.
Teodorowicz-Czerepińska J., Augustynek T. (1985), „Kościół św. Wojciecha w Wąwolnicy, woj. lubelskie. Dokumentacja historyczno-pobadawcza”, Lublin, mps w Archiwum Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Lublinie.
Wierciński H. (1910), Zabytki i pomniki przeszłości w pow. puławskim, „Ziemia Lubelska” 5, nr 322.
- Nazwa Wawelnica dominowała w XVIII-wiecznych dokumentach archiwalnych. Również w miejscowych księgach parafialnych używano najczęściej tej nazwy aż do lat dwudziestych XIX w. Jeszcze na nagrobku ostatniego burmistrza Michała Kośmiderskiego, zmarłego w 1882 r., na płycie wyryto: „B. BURMISTRZ M. WAWELNICY”.