Słowo „kolaboracja” po II wojnie światowej – zwłaszcza w językach słowiańskich – nabrało negatywnego zabarwienia. Wcześniej funkcjonowało raczej w neutralnym znaczeniu i używano go wymiennie jako synonimu współpracy. W języku angielskim, francuskim czy niemieckim nie ma ono takiej jednoznacznie negatywnej konotacji.

W czasie II wojny światowej kolaboracja przybierała różne wymiary, mogła bowiem mieć charakter państwowy (np. Francja, Protektorat Czech i Moraw, Słowacja, Węgry, Norwegia), gospodarczy czy administracyjny. Szczególnie niebezpieczna była kolaboracja państwowa, ponieważ – przy jej akceptacji przez społeczeństwo – otwierała drogę do innych form współpracy. Narody, w których mieliśmy z nią do czynienia, różnie ją oceniały, począwszy od akceptacji, a na odrzuceniu skończywszy. Na przykład Słowacy początkowo przychylnie odnieśli się do współpracy z III Rzeszą, ponieważ dzięki temu zyskali własne niepodległe państwo. Postrzegali te działania jako zgodne z ich narodową racją stanu. Jednak po kilku latach ks. Jozef Tiso stracił poparcie społeczne, a w kraju zawiązała się konspiracja, która w 1944 r. wywołała powstanie narodowe. Z kolei Vidkun Quisling – premier kolaborującego z III Rzeszą rządu Norwegii – od samego początku został uznany przez rodaków za zdrajcę, a następnie stał się symbolem hańby nie tylko w Europie, lecz także na świecie. W przypadku ZSRR jakakolwiek współpraca z Niemcami – nawet oddanie okupantom zboża czy żywca bez walki – była odbierana jako kolaboracja.

Społeczeństwa inaczej osądzały kolaborujące kobiety, a inaczej mężczyzn. Te pierwsze piętnowano, upokarzano i prześladowano. W odniesieniu do mężczyzn nie mieliśmy do czynienia z podobnymi działaniami. Kolaborację najbardziej potępiano, jeśli była ona wymierzona w etniczną wspólnotę narodową. W przypadku wydawania w ręce nazistów Żydów w poszczególnych krajach nie reagowano z tak jednoznaczną stanowczością. W okupowanej Europie – poza Danią i Bułgarią – Niemcy nie mieli większych problemów z deportacją Żydów do obozów zagłady, najczęściej dokonali tego rękami miejscowych społeczności. W warunkach okupacji pękały więzy solidarności obywatelskiej. Znacznie ważniejsze okazało się poczucie wspólnoty etnicznej.

Jak zwrócił uwagę rozmówca, relacje między okupowanymi i okupantami były niesymetryczne. W każdym kraju w czasie wojny znaleźli się ludzie gotowi do współpracy. Główną motywacją, która popychała ich do tego, było pragnienie władzy – zarówno w sensie materialnym, społecznym, jak i politycznym. Przywódcę Francji Vichy Philippe’a Pétaina skłoniła do współpracy wizja budowy państwa konserwatywnego, odrzucającego dziedzictwo rewolucji francuskiej.

Do współpracy administracyjnej bądź urzędowej byli zmuszeni sędziowie, policjanci czy sołtysi w okupowanej Polsce. Niektórzy zachowywali się lojalnie wobec społeczeństwa, współpracowali z Polskim Państwem Podziemnym, inni z kolei aktywnie kolaborowali z okupantami (według szacunków około 10 proc. policjantów granatowych). Zarówno w przypadku polskiej policji granatowej, jak i żydowskiej służby porządkowej współpraca z niemieckim okupantem prowadziła do degeneracji. Powstania Judenratów pod okupacją niemiecką początkowo sami Żydzi nie odbierali w kategoriach zdrady, dopiero później wokół ich działalności narosły kontrowersje – zwłaszcza po ataku III Rzeszy na ZSRR, gdy zostały zmuszone do uczestnictwa w deportacji członków swojej społeczności do obozów zagłady. Historycy różnie je oceniali. Głośna dyskusja na ten temat toczyła się w latach sześćdziesiątych po opublikowaniu przez Hannah Arendt książki Eichmann w Jerozolimie. Filozofka zakwalifikowała tam działania Judenratów i policjantów żydowskich jednoznacznie w kategoriach zdrady. Jej podejście spotkało się z ostrą krytyką w środowiskach żydowskich. Współcześnie historycy w bardziej zbilansowany sposób opisują ten problem.

Zapraszamy do wysłuchania i obejrzenia rozmowy z prof. Piotrem Majewskim, pracownikiem Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego.

Korekta językowa Beata Bińko