Strategicznym wyzwaniem odrodzonej Polski była poprawa sytuacji zdrowotnej ludności. W 1919 r. zaczęto tworzyć zręby ochrony zdrowia. Czerpiąc z pruskich wzorców, utworzono powiatowe kasy chorych. System ten najtrudniej udawało się wdrożyć w życie w byłym zaborze rosyjskim, gdzie brakowało takich tradycji. Organizacja służby zdrowia w II RP była zdecentralizowana i w dużej mierze spoczywała na barkach samorządów. W każdym powiecie pracował lekarz powiatowy. Odpowiadał on za sytuację zdrowotną na danym terenie. Ubezpieczenie zdrowotne przysługiwało tylko pracownikom najemnym. W ówczesnej strukturze demograficznej obejmowało ono zaledwie kilkanaście procent ludności. Składka jak na ówczesne standardy była wysoka – wynosiła 6,5 proc. zarobków.
W odrodzonej Polsce powstał Państwowy Zakład Higieny wraz z filiami w miastach wojewódzkich. Czuwał nad sprawami sanitarnymi i epidemiologicznymi. Pracownicy filii w miastach wojewódzkich prowadzili szczepienia, badali żywność, opracowywali statystyki dotyczące stanu zdrowia ludności. Powołano także Ministerstwo Zdrowia Publicznego, ale z powodu trudności finansowych zlikwidowano je w 1926 r. po przejęciu władzy przez sanację. Całość dotychczasowych działań w zakresie ochrony zdrowia przeniesiono do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Oddawało to myślenie ówczesnych elit politycznych o sposobach walki z chorobami – metodami policyjnymi. Minister Felicjan Sławoj Składkowski zapisał się w historii jako pomysłodawca wolnostojących ubikacji, nazywanych od jego imienia sławojkami. Zdaniem rozmówcy sam pomysł był mądrą ideą, ale gorzej wyglądała jego realizacja. W rzeczywistości sławojki symbolicznie pokazywały kłopoty z poprawą warunków sanitarnych ludności w Polsce.
Sytuacja zdrowotna mieszkańców naszego kraju na tle Europy przedstawiała się bardzo źle. Podobnie wyglądało to w Bułgarii i Jugosławii. Oczekiwana długość życia wynosiła w latach dwudziestych XX w. 48 lat, podczas gdy w Wielkiej Brytanii i Szwecji przekraczała 60 lat. Z powodu trudnych warunków życia i warunków sanitarnych notowano przedwczesne zgony, a umieralność noworodków należała do najwyższych w Europie. Ponadto ludność dziesiątkowały choroby zakaźne. Rozmówca zauważył, że pod tym względem Polska była na etapie rewolucji przemysłowej. Do ciężkiej sytuacji zdrowotnej przyczyniła się I wojna światowa i potworna skala zniszczeń po przejściu frontu. Pogorszył się standard sanitarny – dostęp do bieżącej wody, wywóz nieczystości, a migracje ludności sprzyjały szerzeniu się chorób zakaźnych.
Mieszkańcy II RP najczęściej umierali na gruźlicę, choroby układu oddechowego, zakaźne, serca, a także nowotworowe. Wzrost tych ostatnich notowano od połowy lat trzydziestych, jednak w ówczesnych warunkach trudno było je zdiagnozować. Najbardziej zaawansowanym badaniem diagnostycznym było bowiem prześwietlenie rentgenowskie – dostępne tylko w dużych ośrodkach miejskich. W celu walki z nowotworami powstała nowoczesna placówka – Instytut Radowy. Gruźlica pustoszyła głównie najbiedniejsze warstwy społeczne. Aby zapobiec jej rozprzestrzenianiu się, chorych izolowano. Zamykano ich w ośrodkach odosobnienia, tzw. prewentoriach i izolatoriach. Powszechnie występowały problemy alkoholowe. Pojawiały się epidemie duru brzusznego, cholery, chorowano na czerwonkę i zatrucia pokarmowe. Poważnym problemem były choroby weneryczne, które w postaci zaawansowanej wywoływały kalectwo i prowadziły do śmierci.
W gorszym położeniu znajdowała się ludność wiejska aniżeli miejska. Tuż po zakończeniu I wojny światowej w Polsce pracowało ponad 6 tys. lekarzy. Ich liczba w ciągu dwudziestu lat się podwoiła. W 1939 r. w Polsce praktykowało już ponad 13 tys. lekarzy, ale tylko 1700 pracowało na wsi. Lekarze pracę na prowincji traktowali jako pewien rodzaj zesłania, a tamtejsza ludność wiejska nie ufała medykom. Wywodzili się oni głównie z wyższych warstw społecznych i nie rozumieli kodów kulturowych ludności wiejskiej. Z tego też powodu ukształtowała się odrębna tradycja medyny naturalnej. Chłopi chętnie korzystali z pomocy bab i szeptuch. Wierzyli w różne zabobony, choćby leczniczą moc piasku czy okadzania pomieszczeń skrzydłami bocianimi. Pojawili się jednak lekarze, którzy podejmowali się edukacji zdrowotnej na wsi. Do nich należał profesor Marek Kacprzak – nestor polskiej medycyny prewencyjnej. Przygotowywał broszury i akcje edukacyjne skierowane do mieszkańców wsi. Odwoływał się w nich do haseł aspiracyjnych i godnościowych polskich chłopów.
Mimo niesprzyjających warunków w dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce dokonywał się powolny postęp w zakresie ochrony zdrowia. Dzięki szczepieniom w 1937 r. wyeliminowano ospę. Wprowadzono również szczepienia na gruźlicę i zredukowano znacznie zapadalność na choroby zakaźne. Wydłużyła się oczekiwana długości życia, czemu towarzyszyło zjawisko występowania chorób przewlekłych. Na wysokim poziomie stała polska medycyna akademicka. Wpłynęło na to skupienie się w kraju medyków z różnych szkół – niemieckiej, francuskiej i rosyjskiej. Sprzyjało to wymianie poglądów i podejść.
Bardzo prężnie w II RP, podobnie jak i na świecie, rozwijał się ruch eugeniczny. Myślenie w kategoriach eugenicznych znajdowało się w programach kształcenia lekarzy. Funkcjonowały poradnie eugeniczne. Dostrzegano w eugenice rodzaj zapobiegania chorobom. Miała ona różne odcienie – pozytywne i negatywne. W tym negatywnym wymiarze opowiadano się za sterylizowaniem osób dysfunkcyjnych pod względem zdrowotnym. Drakońskie prawa eugeniczne obowiązywały w Niemczech już w okresie weimarskim, a także w Stanach Zjednoczonych. W Polsce tamtego okresu niektórzy ludzie opowiadali się po stronie negatywnej eugeniki, ale część polskich lekarzy opierała się jej stosowaniu.
Zapraszamy do wysłuchania i obejrzenia rozmowy z dr. Rafałem Halikiem z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Korekta językowa Beata Bińko