W połowie czerwca na portalu „Historia bez kitu” ukazał się mój artykuł zatytułowany Kreacje i rzeczywistość. Działalność Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych na terenie Generalnego Gubernatorstwa w świetle dokumentów niemieckich. 29 sierpnia 2023 r., do tekstu odniósł się Leszek Żebrowski – badacz i popularyzator podziemia narodowego, a przy tym jeden z autorów, którym na podstawie analizy źródeł niemieckich oraz polskich zarzuciłem kreowanie fałszywej, heroicznej legendy Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Niestety, nie zdecydował się na formę pisemną, lecz na 40-minutowe wystąpienie filmowe opublikowane na platformie You Tube. Materiał nosi tytuł Kolejna potrzebna lekcja. Wnioskuję, że ma być to lekcja udzielona mnie.
Rzecz charakterystyczna – Leszek Żebrowski zaczyna świadomym zniekształceniem mojego nazwiska (w dalszej części nie ma problemu z jego właściwym brzmieniem), stwierdzając lekceważąco, że autorem omawianego artykułu jest „jakiś Bartosz Jóźwik”. Ten wysokiej klasy zabieg znamionuje mocno emocjonalny ton całej, nazwijmy to, wideorecenzji. Przejdźmy jednak do meritum.
Na wstępie warto zwrócić uwagę na to, czego w nagraniu Leszka Żebrowskiego nie znajdziemy. Otóż wśród wielu rytualnych zarzutów i inwektyw – rzekomego powielania przeze mnie komunistycznej propagandy, kuriozalnych sugestii dotyczących powiązań rodzinnych czy działania w sposób inspirowany – przez ponad 40 minut wywodu Żebrowski nijak nie odniósł się do ustaleń zasadniczych:
- że apologeci największej jednostki partyzanckiej oenerowskiego odłamu NSZ od lat fałszują historię, co najmniej 10-krotnie (sic!) zawyżając jej antyniemiecki wysiłek,
- że kłamstwem jest teza o rzekomo intensywnej walce Brygady na dwa fronty, podczas gdy w rzeczywistości możemy mówić o systematycznej, prowadzonej w porozumieniu z Niemcami, pacyfikacji struktur komunistycznych, w ramach której doszło do kilku, na ogół przypadkowych, starć z jednostkami w służbie Rzeszy (na jednego poległego Niemca przypadało 27 komunistów),
- że kiedy eneszetowska Brygada odciążała siły okupacyjne w walce z Armią Ludową, lokalne Gestapo z pomocą wojska i żandarmerii koncentrowało się na zwalczaniu struktur Polskiego Państwa Podziemnego – jeszcze w grudniu 1944 r. żołnierze i członkowie podziemia niepodległościowego (AK, Delegatury Rządu na Kraj i innych struktur lojalnych wobec władz na uchodźstwie) stanowili blisko 80% spośród ponad tysiąca aresztowanych,
- że fałszywe są oskarżenia o rzekomą nieszkodliwość dla Niemców zwalczanej przez BŚ NSZ partyzantki komunistycznej – od sierpnia do grudnia 1944 r. oddziały komunistyczne przeprowadziły bowiem około 90% spośród 130 ataków na infrastrukturę i transporty kolejowe odnotowanych przez Wehrmacht i Gestapo w dystrykcie radomskim Generalnego Gubernatorstwa,
- że mitem jest opowieść o Brygadzie Świętokrzyskiej ochraniającej bezbronne wsie, a w powiatach, na terenie których ta operowała, skala represji niemieckich wcale nie była niższa niż w powiatach wolnych od nacjonalistycznych jednostek, wyręczających Niemców w walce z komunistami (była wręcz wyższa, ale trzeba zaznaczyć – nie wynikało to z działalności BŚ NSZ),
- że bezpodstawna jest wreszcie obiegowa teza, jakoby dzięki ewakuacji we współpracy z Niemcami dowództwo Brygady uratowało życie tysiąca polskich patriotów – na blisko 40 oficerów Brygady, którzy wrócili do komunistycznej Polski jeszcze w latach czterdziestych bądź z jakichś przyczyn nie wyszli z jednostką na zachód, do odwilży w 1956 r. śmierć w różnych okolicznościach poniosło 7, podczas gdy co najmniej 10 uniknęło poważniejszej odpowiedzialności za sprawą ujawnienia się, zatajenia tożsamości lub podjęcia współpracy z UB (wszyscy, którzy zostali skazani na karę śmierci sądownie, odpowiadali przy tym za działalność powojenną).
Brak jakiegokolwiek odniesienia się do wszystkich tych ustaleń, choć część z nich w krytykowanym tekście została nawet podkreślona, jest znamienny. Podobnie jak zupełne przemilczenie pomniejszych konstatacji, także kompromitujących heroiczną narrację apologetów NSZ. Wspomnieć tu można choćby, że co najmniej takie same straty śmiertelne jak te poniesione z rąk komunistów Brygada… zadała sobie sama. Jak bowiem wykazałem, podczas gdy w wyniku działań AL (na przestrzeni ponad pięciu miesięcy toczenia rzekomych bojów z komunistami!) zginęło zaledwie dwóch, a być może trzech eneszetowców, dwóch innych zostało omyłkowo zabitych przez własnych kolegów podczas rozstrzeliwania sowieckich jeńców, a trzeci – skądinąd w stopniu oficerskim – nie przeżył kłótni z szefem sztabu BŚ NSZ.
Odnotowawszy powyższe, skoncentrujmy się na tym, co jednak wideorecenzent mojemu artykułowi zarzuca. W pierwszej kolejności chciałbym się odnieść do dwóch oskarżeń najpoważniejszych, ponieważ przypisujących mi odpowiednio: fałszywe obciążenie NSZ winą za dokonanie zbiorowego mordu na cywilach, a także świadome manipulowanie źródłami.
Sprawa zabójstwa 11 obywateli polskich pochodzenia żydowskiego z rodzin Lejzorków, Herszkowiczów i Matuszyńskich w Giebułtowie (pow. miechowski)
Leszek Żebrowski twierdzi, że pomyliłem dwie osoby o pseudonimie „Żbik”, tym samym rzucając fałszywe oskarżenie na partyzantów NSZ. Za dokonany w Giebułtowie zbiorowy mord na Żydach, jego zdaniem, odpowiadać miał bowiem operujący w tej okolicy oddział „Żbika” z AK (czyli ppor. Stanisława Jazdowskiego; nazwiska tego Żebrowski z jakichś przyczyn nie podaje, ogranicza się do pseudonimu), nie zaś – jak napisałem – wydzielona grupa z oddziału Akcji Specjalnej NSZ Władysława Kołacińskiego „Żbika”.
To nieprawda. Zabójstwa jedenaściorga Żydów ukrywających się w zabudowaniach gospodarstwa Józefa i Stanisławy Koniecznych 8 maja 1944 r. dokonała co najmniej kilkunastoosobowa grupa z oddziału Akcji Specjalnej NSZ Kołacińskiego (właśnie tego bohatera widać na koszulce wideorecenzenta). Kwestią dyskusyjną pozostaje jedynie, czy eneszetowcy działali na polecenie dowódcy – jak zeznawali po wojnie – czy samowolnie, ale pewne jest, że po głośnej w okolicy zbrodni (raportowała o niej nawet krakowska Delegatura Rządu na Kraj) ten nie wyciągnął wobec zabójców konsekwencji. Do wspomnianej grupy należeli m.in. Zdzisław Piątakiewicz „Znicz”, Jan Grzegorczyk „Lisowczyk” czy Stanisław Stelmach „Dąb”, członkowie NSZ – nie AK, podkomendni Kołacińskiego. Co ciekawe, po wojnie wszyscy trzej, odpowiednio jako TW „Wicher”, TW „Pstrąg” i TW „Polak”, podjęli współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa, co przyczyniło się do uniknięcia przez nich odpowiedzialności karnej. Skąd to wiemy? Okoliczności mordu, a także późniejsze losy sprawców przedstawiła Joanna Tokarska-Bakir w artykule Sprawiedliwi z Giebułtowa. NSZ w walce z Żydami. Sprawę zbadał i opisał też Dariusz Libionka w tekście Lokalne struktury NSZ wobec ukrywających się Żydów w świetle powojennych materiałów śledczych i procesowych – przypadek powiatów miechowskiego i pińczowskiego. Problem w tym, że do ustaleń obojga autorów – mimo że wspomniane teksty zostały opublikowane ponad dwa lata temu – apologeci NSZ po prostu się nie odnieśli. Ignorują je konsekwentnie – tak jak Leszek Żebrowski w swoim nagraniu – zrzucając odpowiedzialność za zbrodnię na Armię Krajową.
Za zupełnie już kuriozalne uznać należy usprawiedliwienie giebułtowskiego mordu przez mojego wideorecenzenta rzekomą samoobroną przed Żydami (sic!). Specyficzna to forma obrony AK po uprzednim obarczeniu jej winą za mord na cywilach. Oddajmy głos – za wspomnianą publikacją Joanny Tokarskiej-Bakir – Józefowi Koniecznemu, który przez pięć miesięcy udzielał zamordowanym schronienia: „W maju lub pod koniec kwietnia 1944, gdy wyżej wymienieni [rodziny Lejzorków, Herszkowiczów i Matuszyńskich – B.W.] przebywali w bunkrze [na polu], pewien osobnik około godziny 16-tej przyszedł i zaglądał do ich kryjówki. Gdy ci to zauważyli, z bunkra tego w nocy uciekli do mnie, wykopali przez noc bunkier w stajni pod końmi, gdzie przebywali około dwóch tygodni. I w nocy ósmego maja nad ranem przyjechali z grupy leśnej NSZ-towej, okrążyli dom w liczbie 14 osób, i zaraz udali się do stajni, skąd wydostali wszystkie te rodziny, zabrali ich na furmankę, którą wzięli ode mnie, i wywieźli na pola gromady Boczkowice, a następnie rozebrali ich do kalesonów i kazali uciekać, a oni z broni maszynowej za nimi strzelali. W tym czasie zostali zabici: Matusiński, jego żona, i czworo małoletnich dzieci, siostra Lejzora, dwóch braci, siostra i matka Herszkowicza, zaś Matusiński Jakub [Jankiel], Lejzor Henoch i drugi Lejzor Henoch, i Herszkowicz Mieczysław zbiegli. Którzy następnej nocy przyszli do mnie, pobrali sobie ubrania i więcej do mnie nie przychodzili, a w dodatku ja od tej nocy ukrywałem się. Po zamordowaniu wyżej wymienionych dnia następnego do mnie przyjechali Niemcy, wyprowadzili moją żonę Stanisławę i córkę Natalię, a następnie wraz na miejscu rozstrzelali [Józefa nie było wówczas w gospodarstwie – B.W.]. Odjeżdżając, pozostawili wartę, czekając, aż ja przyjdę, jednak ja do domu powróciłem, gdy policja granatowa uciekła” (zeznanie z 20 maja 1955 r.).
Przywołane przeze mnie artykuły dostępne są nieodpłatnie w wersjach elektronicznych. Pierwszy na platformie Academia.edu, drugi na stronie pisma „Zagłada Żydów. Studia i materiały”, wydawanego przez Centrum Badań na Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.
Sprawa rzekomo zmanipulowanego cytatu z „Placówki” – oenerowskiego pisma przeznaczonego dla ludności wiejskiej
W swoim tekście na dowód antysemityzmu zaplecza politycznego NSZ przytoczyłem obszerne fragmenty artykułu, jaki ukazał się w styczniu 1943 r., u szczytu prowadzonej przez Niemców akcji eksterminacyjnej Żydów, kiedy schronienia na polskiej wsi szukali uciekinierzy z transportów śmierci. Artykuł ten, opublikowany w drugim numerze pisma „Placówka” z 1943 r., kończyło sugestywne wezwanie do polskich chłopów: „[…] musimy pamiętać, że niebezpieczeństwo żydowskie wciąż nam zagraża, że wcale ono nie osłabło, a raczej spotężniało, a każdy Żyd utajony na naszych ziemiach groźniejszy jest niż stu jego współplemieńców z czasów przedwojennych”.
Leszek Żebrowski insynuuje, że w rzeczywistości nie dotarłem do wspomnianego artykułu, a przepisując cytowane fragmenty „za kimś innym”, dodatkowo zaingerowałem w ich treść, zniekształcając tym samym wydźwięk. Nie wskazuje przy tym żadnego przykładu ingerencji. Zarzuca mi ponadto – co również ma dowodzić, że nie dotarłem do publikacji – jakobym nie znał nawet jej prawdziwego tytułu. Jeśli więc idzie o tytuł – w swoim tekście napisałem, że brzmiał on: Kto ma być najbogatszy?, tymczasem właściwe brzmienie to: Kto ma być najbogatszym?. Niezależnie, czy brak „m” w ostatnim członie to zwykła literówka, czy też moje przeoczenie, jest to uchybienie o znaczeniu marginalnym. Natomiast co do kwestii zasadniczej – do artykułu rzecz jasna dotarłem, a różnice w treści cytatu względem oryginału są dwie (na ponad 1000 znaków): zamiast „Naród polski” przytoczyłem błędnie „Naród Polski”, a zamiast: „Międzynarodowe żydostwo jest jeszcze potęgą i ma możnych przyjaciół”, napisałem: „Jest [ono] jeszcze potęgą i ma możnych przyjaciół”. Wzięło się to stąd, że termin „międzynarodowe żydostwo” wprowadziłem chwilę wcześniej, streszczając pominięty fragment tekstu, w którym sformułowanie takie też się pojawiło. Dodam, że to jedyny zakwestionowany w ten sposób cytat na cały artykuł (48 stron znormalizowanego maszynopisu). Oczywiście nie ingerowałem też w żaden sposób w wydźwięk przywołanego tekstu, co każdy może zweryfikować sam – drugi numer „Placówki” z 1943 r. dostępny jest w serwisie Polona, czyli cyfrowych zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie. Rzeczona publikacja zaczyna się na stronie 11. Warto przeczytać ją w całości i samemu ocenić, jakie to Słowo orędownicy Katolickiego Państwa Narodu Polskiego nieśli pod strzechy w apogeum Zagłady.
Wideorecenzent sugeruje ponadto, że właśnie do rzeczonego tekstu – Kto ma być najbogatszym? – odwołałem się, kreśląc ogólny zarys programu oenerowskiego zaplecza politycznego NSZ w kwestii mniejszości narodowych. Demaskuje zarazem, że przecież nie ma w nim o takich zagadnieniach mowy. Owszem, nie ma, tyle tylko że ów zarys – raczej dla formalności, nie ma w nim bowiem niczego rewolucyjnego – oparłem na trzech przywołanych na końcu stosownego akapitu pracach Stanisława Bębenka, Wiesława Charczuka i Wojciecha Jerzego Muszyńskiego, w których problematyka ta była omawiana. Artykuł z „Placówki” został przytoczony w przypisie końcowym-uzupełniającym jedynie jako wymowne, a rzadko przywoływane, świadectwo antysemityzmu rzeczonego środowiska.
Tyle odnośnie do kwestii zasadniczych. Poniżej zamieszczam odpowiedź na pozostałe zarzuty Leszka Żebrowskiego, określone mianem „bardzo poważnych, jednoznacznych błędów”, mających świadczyć o mnie jako autorze. Kolejność chronologiczna względem wywodu wideorecenzenta.
Zarzut dotyczący pisowni nazwiska oficera NSZ
Otwierając listę błędów, Leszek Żebrowski odwołuje się do jednego z przypisów końcowych-uzupełniających mojego tekstu i stwierdza autorytatywnie: „Stanisław Nakoniecznikow-Klukowski – nie było takiej postaci, autorze. Ani w Brygadzie Świętokrzyskiej, ani w NSZ. Był ktoś zupełnie inny, ale to trzeba wiedzieć”.
Zarzut ów, wbrew pozorom, nie dotyczy pomylenia postaci, a jedynie zapisu nazwiska p.o. komendanta głównego NSZ-ZJ ps. „Kmicic”, w literaturze pojawiającego się też jako Stanisław Nakoniecznikoff-Klukowski, Nakoniecznikow lub Nakoniecznikoff. Użyta przeze mnie forma Nakoniecznikow-Klukowski funkcjonuje w obiegu. Pod takim nazwiskiem dowódca oenerowskiego odłamu NSZ figuruje choćby w wydawanej przez IPN serii pt. Konspiracja i opór społeczny w Polsce. Słownik biograficzny 1944–1956 (t. 4, 2010), wydawnictwie źródłowym Armia Krajowa w dokumentach (t. 5, 1991) czy encyklopedii PWN. Właśnie jako Stanisław Nakoniecznikow-Klukowski oficer ów występuje też w cenionej internetowej bazie genealogicznej utworzonej przez Marka Jerzego Minakowskiego (ID: psb.19514.1). Nazwiskiem takim posługiwał się wreszcie bliski krewny „Kmicica”, przedwojenny minister i wojewoda Bronisław Nakoniecznikow-Klukowski.
Niemniej formą właściwą, używaną przed wojną przez samego wzmiankowanego oficera – dowiedziałem się o tym już po publikacji swego tekstu, a przed wideorecenzją Leszka Żebrowskiego; stosowne dokumenty opublikował w mediach społecznościowych Łukasz Ulatowski, badacz dziejów polskiego wywiadu – jest forma Stanisław Nakoniecznikoff. Popełniłem zatem pomyłkę, to prawda. Tyle tylko, że sam wideorecenzent również nie jest w tej kwestii ani konsekwentny, ani precyzyjny – w publikacji Narodowe Siły Zbrojne. Dokumenty, struktury, personalia wydanej w połowie lat dziewięćdziesiątych pisał o Stanisławie Nakoniecznikoff-Klukowskim, z kolei w swych ostatnich pracach pisze już o Stanisławie Nakoniecznikowie. Bardzo poważny, jednoznaczny błąd? Bynajmniej.
Dodam przy tym, że postać mjr. Stanisława Nakoniecznikoffa „Kmicica” – skądinąd oficera zastrzelonego jesienią 1944 r. na polecenie zwierzchników politycznych oenerowskiego odłamu NSZ w ramach wewnętrznych rozgrywek (odpowiedzialnością za mord inspiratorzy obciążyli komunistów) – pojawia się w moim tekście tylko epizodycznie: raz w jego części właściwej i dwukrotnie w przypisach uzupełniających.
Zarzut dotyczący pisowni niemieckich stopni policyjnych
Leszek Żebrowski zganił mnie za zapis powyższych małą literą, tłumacząc, że nazwy własne w języku niemieckim powinno zapisywać się z wielkiej litery. Zakładam, że wideorecenzent przejęzyczył się i chodziło mu nie o nazwy własne, lecz o rzeczowniki. Zgoda. Tyle tylko, że w piśmiennictwie polskim funkcjonuje też i uzasadniony jest (za poradnią językową PWN) – znacznie rzadszy, to prawda – zapis zgodny z polskimi zasadami, małą literą. Przy odmianie przez przypadki rzeczowniki te przestają być bowiem tożsame z zapisem niemieckim. Na taki właśnie wariant zdecydowałem się w porozumieniu ze specjalistką, redaktorką i korektorką wydawnictw m.in. IPN czy PAN, Beatą Bińko, która korygowała tekst Kreacje i rzeczywistość.
Zarzut dotyczący rzekomo błędnego opisania przeze mnie stosunku polskich władz do zwalczania podziemia komunistycznego
Wideorecenzent przywołuje następujący fragment mojego tekstu: „O ile wkład w antyniemiecki wysiłek sprzymierzonych w przyjętej [przez władze RP na uchodźstwie i przywódców Polski Podziemnej] optyce [tę zarysowuję w poprzednich zdaniach akapitu, co L.Ż. pomija – B.W.] niósł sprawie polskiej korzyści, o tyle ewentualne zbrojne wystąpienia o charakterze antysowieckim – a więc również wymierzone w podziemie komunistyczne – uważane były za zagrożenie, mogące zaprzepaścić wojenny dorobek i pozycję Polski w obozie alianckim”. Następnie stwierdza, że to jedynie moja ckliwa analiza, po czym imputuje mi kuriozalny pogląd, że należało dać się gwałcić, rabować i mordować. Czysta manipulacja, a wywód – obszerniejszy niż przytoczona konkluzja – nie jest ani ckliwy, ani autorski. Jest opisem skomplikowanej, wymykającej się powierzchownym ocenom spóźnionych antykomunistów, rzeczywistości.
Zarówno bowiem władze RP na uchodźstwie, jak i Komenda Główna AK, dostrzegając zagrożenie komunistyczne (i podejmując ograniczoną samoobronę, o czym też piszę), zdawały sobie sprawę ze złożoności sytuacji i krytycznego stosunku Anglosasów do kwestii ewentualnego czynnego zwalczania podziemia komunistycznego. O samobójczych – politycznie, ale i fizycznie – rojeniach na temat ewentualnej walki z nadchodzącymi Sowietami, obecnych chociażby w przywołanym przeze mnie artykule z oenerowskiego „Szańca”, nie wspomnę. Po wrześniu 1939 r. byliśmy po prostu państwem pobitym i głęboko zależnym, dlatego w perspektywie konfrontacji z ZSRR – wobec zupełnej nieproporcjonalności sił – polską racją stanu było sprowadzić ów spór na tory dyplomatyczne, przy zachowaniu poparcia Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Nie miało tu znaczenia, że w ramach państwa podziemnego czy samej AK funkcjonowały także środowiska skrajne, opowiadające się nawet za fizyczną rozprawą z komunistami. Zresztą w komentarzu do rzeczonego fragmentu – co Żebrowski także przemilcza – wyraźnie dodałem: „Zasadność podobnych obaw wykazał w 1943 r. casus Jugosławii. Wierne uchodźczym władzom podziemie nacjonalistyczne pod dowództwem gen. Dražy Mihailovicia, m.in. wskutek wewnętrznych walk z komunistami, generujących skądinąd liczne zbrodnie obu stron, utraciło poparcie Wielkiej Brytanii i zaczęło się staczać w polityczny niebyt”.
W kontekście aktywności NSZ problem ten zwięźle przedstawił – za opublikowanym przez Eugeniusza Duraczyńskiego raportem Tadeusza Chciuka „Marka Celta”, kuriera rządu RP przybyłego do Londynu z okupowanej Polski latem 1944 r. – sam delegat rządu na kraj w randze wicepremiera, Jan Stanisław Jankowski „Soból” (chadek o poglądach umiarkowanie konserwatywnych): „Co do NSZ – oświadczyć muszę, że została stwierdzona ponad wszelką wątpliwość ich współpraca z Niemcami. Udało się przechwycić treść umowy, jaką NSZ zawarły z Niemcami. W zamian za usługi NSZ na polu antykomunistycznym i dla przyszłych walk z bolszewikami Niemcy zaczynają dostarczać NSZ-towi amunicji oraz obiecują zwalniać wszystkich członków NSZ-tu nawet aresztowanych z bronią. Zwracać się będzie również i broń. Zwracam na to uwagę Premiera, żeby wiedział, jak wielkie niebezpieczeństwo grozi nam od strony skrajnej prawicy. ONR przez swoje fatalne postępowanie może zaprzepaścić cały nasz wojenny dorobek, może też stać się przyczyną znacznie ostrzejszych wystąpień bolszewickich”.
Zarzut dotyczący rzekomo fałszywej tezy o słabości NSZ na Ziemiach Wschodnich RP
Leszek Żebrowski kwestionuje podaną przeze mnie informację (w literaturze przedmiotu utrwaloną za sprawą takich badaczy, jak Zbigniew Siemaszko czy Jerzy Terej), że zaplecze polityczne NSZ właściwie nie dysponowało zbrojnymi strukturami na Ziemiach Wschodnich RP. Stwierdza przy tym dość enigmatycznie, że w Polsce południowo-wschodniej (woj. lwowskie, stanisławowskie i tarnopolskie) „w orbicie podziemia narodowego” pozostawało aż 20 tys. ludzi. „To nie jest grupka bez znaczenia. To nie jest byle co. Tam są oddziały zbrojne, jest partyzantka, jest pomoc dla polskiej samoobrony przeciwko Ukraińcom” – poucza. Znamienny jest tu jednak brak jakiegokolwiek konkretu. Jakie oddziały NSZ? Gdzie walczyły? Kiedy? W jakiej liczebności? Ile miały broni? Jakiej samoobronie pomogli? Jaką – w końcu rzekome 20 tys. (papier przyjmował różne liczby, konspiracyjny zwłaszcza), nawet „w orbicie”, to rzeczywiście nie byle co – samoobronę zorganizowali? Kto dowodził? Co się z tymi oddziałami stało? Tego od Leszka Żebrowskiego się nie dowiadujemy.
Dodam, że o nieposiadaniu przez NSZ realnych struktur zbrojnych na Ziemiach Wschodnich RP wspomniałem w kontekście buńczucznych zapowiedzi eneszetowskiej prasy, zapowiadających rozprawę nie tylko z polskimi komunistami, ale i Armią Czerwoną.
Zarzut dotyczący rzekomo dyktatorskich zapędów lewicy niepodległościowej
W swoich rozważaniach o programach politycznych poszczególnych ugrupowań podziemia Żebrowski – imputując mi niezrozumienie tych zagadnień – stawia na jednej szali założenia programowe Polskiej Partii Socjalistycznej „Wolność Równość Niepodległość” i Stronnictwa Ludowego z oenerowską koncepcją tzw. przewrotu narodowego, mającego doprowadzić do powstania monopartyjnego Katolickiego Państwa Narodu Polskiego. Stwierdza nawet, że socjaliści (dodajmy, że kierowani przez Kazimierza Pużaka, Tomasza Arciszewskiego i Zygmunta Zarembę) postulowali zaprowadzenie dyktatury proletariatu (sic!), a ludowcy planować mieli z kolei Polskę sprowadzoną „tylko do sfery ludowcowej” (?). Cokolwiek kryje się za tym ostatnim sformułowaniem, zarzut o dążeniu do uchwycenia przez socjalistów czy ludowców władzy dyktatorskiej jest po prostu fałszywy. Obie główne siły lewicy niepodległościowej zakładały radykalne reformy gospodarczo-ustrojowe, ale przede wszystkim odbudowę Polski jako państwa demokratycznego, możliwie blisko związanego z demokracjami zachodnimi, w którym prawa polityczne i obywatelskie nie byłyby zależne od światopoglądu, wyznania czy narodowości, a władza pochodziła z wyborów – nie zbrojnego przewrotu.
Na dowód – fragment „Programu Polski Ludowej”, dokumentu programowego PPS-WRN, stworzonego już na przełomie 1940 i 1941 r. we współpracy z ludowcami i demokratami. W zakresie politycznym postulowano w nim: „Ustrój państwa republikańsko-demokratyczny, zapewniający państwu niezbędną trwałość, sprawność i siłę rządów, obywatelom możność wywierania wpływu tak na kształtowanie się najwyższych władz w państwie, jak i na ich politykę oraz działalność przez przywrócony do swej godności, z demokratycznych wyborów pochodzący, parlament oraz prawo plebiscytu i inicjatywy publicznej”. Dokument ten w całości, podobnie jak setki innych źródeł dotyczącej dziejów niepodległościowej lewicy polskiej, dostępny jest na stronie lewicowo.pl, a także w zbiorach wspominanej już Polony.
Przypomnijmy także dla ścisłości przywołaną w moim tekście oenerowską instrukcję z 1942 r.: „Polska może powstać jako państwo narodowe tylko na skutek przewrotu narodowego, tj. dzięki szybkiej i gruntownej zmianie stosunków politycznych. […] W naszych warunkach liczyć się należy z tem, że przewrót poprą niektóre grupy społeczne, jak: mieszczanie, część chłopów, ziemianie, przemysłowcy, inteligencja, księża. Przeciwstawi się przewrotowi lewica: zorganizowani ludowcy, socjaliści i inne ugrupowania, masoni, żydzi i mniejszości narodowe. Nie pozostaje nic innego w takich warunkach, jak pokonać przeciwników czy przeciwnika. Bardzo ważnym wreszcie elementem jest postawa zagranicy wobec przewrotu. Nasz przewrót trafi na dobrą koniunkturę, gdyż każdy przeciwnik będzie goił własne, ciężkie rany zadane w obecnych działaniach”.
Zarzut dotyczący rzekomej niewiarygodności Jana Tadeusza Malewskiego – dziedzica majątku Odrowąż (pow. radomszczański), który będąc świadkiem prawdopodobnie pozorowanego starcia BŚ NSZ z Niemcami, porównał je do komedii
Leszek Żebrowski twierdzi, że bezkrytycznie zawierzyłem relacji „jakiegoś tam pamieszczika”. Oczywiście Malewski – wbrew pogardliwemu stwierdzeniu wideorecenzenta mowa o lokalnym autorytecie: ziemianinie społeczniku współpracującym z AK – jako cywil mógł pomylić stopień niemieckiego oficera czy rodzaj uzbrojenia, ale clou jego relacji: porzucenie broni i amunicji po kuriozalnej, jak bowiem ocenia – markowanej, walce Niemców z oddziałem Brygady Świętokrzyskiej możemy uznać za prawdopodobne zarówno w świetle udokumentowanej praktyki organizacyjnej NSZ na Kielecczyźnie, jak i przekazów z kręgu samej Brygady. Przeprowadzanie uzgodnionych z Niemcami niby-zasadzek w celu dozbrojenia lokalnych struktur NSZ odnotował w wewnętrznym raporcie z marca 1944 r. nawet szef Kierownictwa Akcji Specjalnej przy Dowództwie NSZ por. Andrzej Czajkowski „Chwalibóg”. Nie byłoby to zatem nic nowego. Z kolei „zdobycie” przez Brygadę w połowie listopada 1944 r. pod Odrowążem haubicy z zapasem 100 pocisków potwierdza choćby były partyzant Brygady Jerzy Maderski „Jaxa” w przywoływanej przeze mnie wielokrotnie książce Na dwa fronty. Brygada Świętokrzyska NSZ przeciwko Niemcom, Sowietom i komunistom. O sukcesie takim – nie wchodząc w szczegóły akcji – wspominają też bliscy Leszkowi Żebrowskiemu autorzy, tacy jak Marek Jan Chodakiewicz czy Michał Gruszczyński.
Zaznaczmy, że w tym samym czasie – między 12 a 22 listopada – partyzanci Brygady Świętokrzyskiej NSZ mieli dokonać jeszcze dwóch innych brawurowych i obfitujących w dorobek materialno-sprzętowy akcji, pod Krępą i we Włoszczowie. W ich wyniku – jak przekonują apologeci formacji – eneszetowcy zdobyli ciężarówkę z zaopatrzeniem, a także znaczną liczbę koców, mundurów i butów, niezbędnych w nadchodzącym okresie zimowym. Tyle tylko, że w żadnej z trzech wspomnianych akcji Brygada nie miała nawet jednego rannego, a meldunki niemieckie z tego okresu o podobnych zdarzeniach – choć pod Krępą, według relacji eneszetowskich, zginąć miało nawet kilkunastu Niemców (sic!) – złośliwie milczą. Wyrażają natomiast zadowolenie ze skuteczności BŚ NSZ w pacyfikacji struktur komunistycznych w powiecie radomszczańskim.
Dodam, że brak krytycyzmu wobec źródła zarzuca mi redaktor wspomnień Władysława Kołacińskiego „Żbika”, który żadnym komentarzem nie opatrzył fantastycznej relacji – nieznajdującej śladu potwierdzenia nie tylko w dokumentach niemieckich czy akowskich, ale nawet eneszetowskich – o rzekomym wybiciu „do nogi” (częściowo w walce, częściowo drogą egzekucji) przez oddział NSZ około 80-osobowej kompanii Wehrmachtu. Biorąc pod uwagę, że żbikowcy mieli dokonać tego czynu bez strat własnych, byłaby to bodaj największa jednorazowa klęska Niemców poniesiona na Kielecczyźnie. Byłaby.
Zarzut dotyczący przypisania Leszkowi Żebrowskiemu udziału w kreowaniu fałszywego obrazu współpracy oenerowskiego odłamu NSZ ze strukturami Polskiego Państwa Podziemnego
Leszek Żebrowski w przywołanym przeze mnie tekście dla „Naszego Dziennika”, zatytułowanym Marsz na Zachód, skomplikowaną kwestię trudnych stosunków BŚ NSZ ze strukturami AK i Batalionów Chłopskich sprowadził do następującej opinii: „Oddziały Brygady współpracowały z oddziałami AK, BCh i NSZ-AK biorącymi udział w akcji «Burza» oraz nawiązały kontakty z Komendami Okręgów AK: Radomsko-Kieleckiego, Łódzkiego i Krakowskiego, czyli na własnym terenie operacyjnym”. W nagraniu zarzucił mi, że kłamstwem jest przypisanie mu w tej kwestii bazowania na wspomnieniach i źródłach eneszetowskich.
Tymczasem w żadnej publikacji Leszka Żebrowskiego – włącznie z reklamowanym podczas wystąpienia albumem Brygada Świętokrzyska w fotografiach i dokumentach – nie znalazłem źródłowego odwołania potwierdzającego współpracę BŚ NSZ z AK czy BCh na podstawie dokumentów niezależnych od strony eneszetowskiej. Oczywiście istnieją ślady sporadycznych kontaktów, a w jednym przypadku 14-osobowy patrol Brygady u boku oddziałów AK wziął udział w starciu z Niemcami (co uwzględniłem w swoim tekście), ale stosunek tejże – o BCh nie wspominając (szlak bojowy BŚ NSZ zaczął omyłkowy atak na wzięty za komunistów oddział BCh, kosztujący życie dwóch ludzi) – do oenerowskiej formacji był bardzo krytyczny, dalece odbiegający od przyjaznego miana współpracy. Na dowód garść dodatkowych świadectw źródłowych, nieprzytaczanych w moim artykule (tam zamieściłem szereg innych):
- „NSZ (Bryg[ada] Św[iętokrzyska]) nie jest podporządkowana AK i nie może występować w jej imieniu, a zatem wszelkie akty, jak konfiskaty mienia prywatnego, wyroki śmierci przez nich wydawane i wykonywane, rozbrajanie drobnych oddziałów BCh, nadawanie stopni wojskowych są czynami nielegalnymi i wprowadzają zamęt w całość życia wojskowego w Kraju, rozbijając jedność armii” (fragment oświadczenia komendanta Okręgu AK Radom-Kielce płk. Jana Zientarskiego „Eina”, opublikowanego w kieleckiej „Prawdzie Polskiej” z 21 września 1944 r.).
- „Z rejonu Samsonowa właśni ludzie pozostający w konspiracji meldują o bardzo silnie dającej się we znaki rekwizycji, przeprowadzanej przez różne grupy (ludowa, narodowa, Berlinga, PPR). Dokonano ograbienia spółdzielni «Pszczółka», będącej bazą gospodarczą dywizji [2 Dywizji Piechoty AK – B.W.]. Dokonała tego grupa «Bohuna» (prawdopodobnie ONR) [kpt. Antoni Szacki „Bohun”, dowódca Brygady Świętokrzyskiej – B.W.], wyrażając się przy tym wrogo o AK, nazywając żołnierzy AK zdrajcami i szpiclami” (fragment meldunku sytuacyjnego 4 Pułku Piechoty AK z 7 września 1944 r., zamieszczonego w wyborze źródeł „Burza” w okręgu radomsko-kieleckim w świetle dokumentów pod redakcją Mieczysława Adamczyka i Jerzego Tomczyka).
- „Oddział ten [Brygada Świętokrzyska NSZ] jest dobrze uzbrojony i wyszkolony. Ćwiczy i obozuje niemal na oczach Niemców, którzy nie atakują go. Przeprowadza akcje skierowane przeciw desantom sow[ieckim], berlingowcom, Armii Ludowej i elementom lewicującym (często przeciw BCh). W pierwszych dniach października grupa NSZ aresztowała i przywiozła do Biegunowa (włoszczowskie) 40 mężczyzn podejrzanych o komunizm. Poddano ich badaniom i częściowo [winno być: część] rozstrzelano” (fragment wewnętrznego raportu Oddziału VI Komendy Okręgu AK Radom-Kielce z 20 listopada 1944 r., przywołanego w artykule Od Miechowa do Coburga: Brygada. Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych w marszu na zachód autorstwa Czesława Brzozy).
- „Na meldunek wasz nr 379 z dn[ia] 11 b[ieżącego] m[iesiąca] komunikuję, że z NSZ jako organizacją, na której ciąży wina współpracy z Niemcami, nie utrzymujemy kontaktu, natomiast żołnierzy NSZ, którzy z tej organizacji wystąpią, można przyjmować do AK. W związku z powyższym nie prowadźcie z przedstawicielami NSZ żadnych pertraktacji” (rozkaz komendanta głównego AK gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” do komendanta Podokręgu AK Piotrków Trybunalski ppłk. Stanisława Pawłowskiego „Powały” z 19 grudnia 1944 r., zamieszczony w wyborze źródeł Armia Krajowa 1939–1945 pod redakcją Andrzeja Chmielarza i Grzegorza Jasińskiego).
- „Melduję, że w m[iejscowościach] Giebułtów, Maciejów, Adama, Boczkowice, Tochołów oraz Włodzimierka pojawiły się oddziały NSZ-etu z brygady «Bohuna». Oddziały te są silnie uzbrojone i zajmują się rabunkiem ludności wiejskiej, co zostało przez nas w paru wypadkach stwierdzone”. W dalszej części autor – oficer 106 Dywizji Piechoty AK, wystawionej przez Okręg AK Kraków – opisywał poszczególne przypadki dokonanych rabunków (patrole NSZ miały kraść, także z zapasów AK, głównie żywność: świnie, kury oraz gęsi, ale i odzież: bieliznę, męskie koszule, a w jednym przypadku – damskie suknie), po czym pointował: „We wszystkich przypadkach rekwizycji dokonano w sposób rabunkowy, wprowadzając we wsi zamęt i oburzenie ludności” (meldunek oficera 106 DP AK z 28 grudnia 1944 r., również zamieszczony w przywołanym wyżej artykule Czesława Brzozy).
Współpraca zaiste wzorcowa.
Zarzut wybiórczego wykorzystania źródeł niemieckich
Leszek Żebrowski czyni mi zarzut ze skoncentrowania się na dokumentach zdigitalizowanych, dodając, że rzekomo nie wiem o innych, rzecz jasna – ważniejszych, które znajdują się w polskich i niemieckich archiwach, a nie są dostępne w wersji cyfrowej. Dodatkowo twierdzi, że przytoczyłem wybiórczo tylko te materiały, które pasowały mi do tezy.
Odnośnie do zarzutu pierwszego – byłby on uzasadniony w przypadku monografii, ale mowa o artykule. Co więcej, artykule obliczonym na wprowadzenie do dyskusji publicznej właśnie tych materiałów, które – jak twierdzi wideorecenzent – „będąc pod ręką, łatwo dostępne” (aż tak łatwo nie jest, zaręczam), są konsekwentnie ignorowane przez apologetów Brygady Świętokrzyskiej NSZ z Żebrowskim włącznie. Czyżby dlatego, że negują heroiczną narrację o walczącej na dwa fronty Brygadzie? Z istnienia innych dokumentów oczywiście zdaję sobie sprawę, zresztą do części z nich, omówionych już przez innych autorów, w swoim tekście się odwołuję. Dodam, że artykuł mimo przyjętego ograniczenia się do materiałów dostępnych w cyfrowych zbiorach Bundesarchiv i Archiwum Akt Nowych łącznie zajął 48 stron znormalizowanego maszynopisu. Zdaje się, że żaden z tekstów Leszka Żebrowskiego poświęconych Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ nie był równie obszerny. Żaden nie wniósł też do dyskusji na temat oenerowskiej jednostki choćby zbliżonej liczby źródeł proweniencji innej niż eneszetowska.
Znamienne, że zarzucając mi wybiórcze traktowanie dokumentów, Żebrowski nie wskazuje ani jednego przykładu takiego postępowania. Przytacza jedynie fragment gestapowskiej charakterystyki – dokument ten, oryginalnie zatytułowany „Enstehung und Wesen der illegalen polnischen Geheimorganisation Narodowe Siły Zbrojne”, został przywołany i omówiony przez badacza niemieckiego aparatu terroru Włodzimierza Borodzieja już blisko 40 lat temu – zwracającej uwagę na dobrą organizację, idealistyczne podstawy i antyniemieckie oblicze NSZ. Tyle tylko, że ja tę specyfikę kilkakrotnie w swoim tekście podkreślam. Odnosząc się do pozytywnych dla NSZ opinii gen. Reinharda Gehlena, twierdzę wręcz: „Istotnie Niemcy doceniali poziom organizacyjny i ideowość środowiska NSZ – podobne oceny formułowało wcześniej niejednokrotnie w swych raportach Gestapo”. W swojej pracy wyraźnie zaznaczam bowiem, że kontakty między NSZ i Niemcami motywowała głównie wspólnota interesów antykomunistycznych, a obie strony traktowały się instrumentalnie. Było to zresztą zjawiskiem uniwersalnym – różne ugrupowania nacjonalistyczne w podbitej przez nazistów Europie, decydując się na mniej lub bardziej doraźną współpracę z Niemcami, nie rezygnowały z własnych celów. Mimo to pozostawały dla sił okupacyjnych zwyczajnie pożyteczne.
Wracając jednak do zarzutu zasadniczego, nie miejmy złudzeń – gdyby w polskich archiwach istniały materiały rzeczywiście podważające moje ustalenia, zobaczylibyśmy je w tej specyficznej wideorecenzji. Tak się nie stało. Jeśli zaś chodzi o archiwa niemieckie, to sądzę, że wiele niepublikowanych dotąd materiałów odsłonić może zapowiedziana na wiosnę przyszłego roku książka wspominanego tu już Łukasza Ulatowskiego, zatytułowana Polscy agenci Hitlera. Niemiecki wywiad wojskowy i patrole Brygady Świętokrzyskiej NSZ.
Zarzut niedocenienia przeze mnie wywiadu i kontrwywiadu NSZ
Leszek Żebrowski zarzuca mi, że nie omówiłem w swoim artykule sukcesów wywiadu NSZ. Rzeczywiście, nie pisałem tekstu o wywiadzie podziemia narodowego, dlatego nie zagłębiałem się w ten temat.
Korzystając jednak z okazji – jesienią zeszłego roku ukazała się obszerna, wnikliwa i bardzo krytyczna recenzja autorstwa wspomnianego wyżej Łukasza Ulatowskiego, kwestionująca zarówno część obiegowo przypisywanych wywiadowi NSZ osiągnięć, jak i rzetelność redaktorską Leszka Żebrowskiego. Tekst ów, zatytułowany Edycja ze skazą. Dwa tomy źródeł do historii wywiadu i kontrwywiadu Narodowych Sił Zbrojnych, jest dostępny w wersji elektronicznej na platformie Academia.edu. Warto się z nim zapoznać. Zaznaczę, że współautor poddanego gruntownej krytyce wydawnictwa, do dziś – choćby w formie filmiku – nie odniósł się do ustaleń zawartych w rzeczonej recenzji.
Zarzuty dotyczące wykorzystanej przeze mnie bibliografii
Odniesienie się do wszystkich oskarżeń wymagałoby osobnego tekstu. Zasadnicze zarzuty dotyczą jednak dwóch kwestii: nieuwzględnienia ostatniego wydania albumu Leszka Żebrowskiego Brygada Świętokrzyska w fotografiach i dokumentach, a także wykorzystania publikacji peerelowskich. Odnośnie do pierwszej z nich – do rzeczonego wydawnictwa dotarłem, ale interesujący mnie szczególnie autorski wstęp (nie licząc ogólnego początku poświęconego genezie NSZ) okazał się rozbudowaną wersją wykorzystanego przeze mnie już wcześniej tekstu Żebrowskiego dla „Naszego Dziennika”. Niemniej albumu zabrakło w bibliografii przez moje niedopatrzenie – omyłkowo podałem w niej (sam tytuł bowiem tam jest) datę wydania pierwszego, którego rzeczywiście nie widziałem. Jeśli natomiast chodzi o drugie zagadnienie – wideorecenzent sugeruje, że właśnie na podstawie publikacji sprzed 1989 r. kreślę obraz NSZ, rzekomo je oczerniając. Otóż nie, w pracach tych – skądinąd, pod warunkiem krytycznej ich analizy, wcale nie bezwartościowych, a na tle twórczości apologetów NSZ niekiedy wręcz wyważonych w przedstawianiu zasług Armii Ludowej – przede wszystkim weryfikowałem informacje o stratach własnych podziemia komunistycznego i ludowego. Analogicznie w pozycjach wyraźnie proeneszetowskich weryfikowałem straty podziemia nacjonalistycznego.
Wyjątek stanowi przełomowa, do dziś uchodząca za lekturę podstawową w dziedzinie badań nad niemieckim aparatem terroru w okupowanej Polsce, praca Włodzimierza Borodzieja Terror i polityka. Policja niemiecka a polski ruch oporu w GG 1939–1944. Fakt, że w wydaniu niemieckim, które ukazało się już w 1999 r. (wyd. pierwsze, polskie – 1985), autor nie wycofał się ze swych ustaleń, świadczy tylko na korzyść rzeczonej pracy, nie – jak chce Żebrowski – stanowi dowód złych intencji. O ile wiem, Leszek Żebrowski nigdy nie podjął się krytycznej recenzji tejże, a bywało, że sam się na nią powoływał.
Zarzut dotyczący dotarcia do małej liczby tytułów prasy podziemnej
Wideorecenzent zarzuca mi wreszcie wykorzystanie niewielu konspiracyjnych tytułów prasowych i wyciąga z tego zdumiewający wniosek, jakobym nie wiedział (?) o istnieniu innych. Otóż wiedziałem, ale uznałem je za wtórne wobec tego, co i tak w swoim artykule przywołałem.
Wśród wielu publikacji podziemnych, z których przytaczania zrezygnowałem – by bez potrzeby nie wydłużać tekstu – była endecka (nie komunistyczna czy nawet lewicowa) „Wielka Polska”, na której łamach jesienią 1944 r. ukazał się tekst Słowo o Brygadzie. Zaczynał się następująco: „Sława jej rośnie. Tu, tam i ówdzie tworzy się opowieść snuta nie przez komunistów tylko, i nie przez niemców [oryg.] wcale, ale rośnie ponura «legenda» wśród dobrej Polski, między rzetelną bracią – w społeczeństwie szczerze patriotycznym i serdecznie ofiarnym. Rośnie sława Brygady Świętokrzyskiej. Zła sława”.
Jeśli zaś chodzi o zarzuty dotyczące wywiadu ze mną w „Gazecie Wyborczej”, to Leszek Żebrowski koncentruje się na tytule i pytaniach, a nie moich odpowiedziach. Dlaczego? Nie wiem, choć się domyślam.
Dziękuję za uwagę.
Wypowiedzią niniejszą kończę dyskusję z Leszkiem Żebrowskim do momentu, aż opublikuje on rzekomo liczne i ważniejsze dokumenty niemieckie przeczące moim ustaleniom.
W marszu i boju. Z walki i przeżyć partyzanckich żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, Wydawnictwo Zarządu Głównego Samopomocy Żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, Monachium 1948 (https://polona2.pl/item/w-marszu-i-boju-z-walki-i-przezyc-partyzanckich-zolnierzy-brygady-swietokrzyskiej,MTA3MjQ5MzU4/14/#info:metadata)
Bibliografia
Wydawnictwa źródłowe
Armia Krajowa 1939–1945 (2011), red. A. Chmielarz, G. Jasiński, Warszawa.
Armia Krajowa w dokumentach 1939–1945 (1991), t. 5, Warszawa–Wrocław–Kraków.
„Burza” w okręgu radomsko-kieleckim w świetle dokumentów (1996), red. M. Adamiak, J. Tomczyk, Kielce.
Narodowe Siły Zbrojne. Dokumenty, struktury, personalia (1994), t. 1, red. L. Żebrowski, Warszawa.
Program Polski Ludowej, dokument programowy PPS-WRN, https://polona.pl/item-view/81a7b584-68bb-4d96-a238-de36953edd0d?page=8 (dostęp 3 września 2023 r.).
Prasa
„Placówka”, „Prawda Polska”, „Wielka Polska”
Opracowania
Borodziej W. (1985), Terror i polityka: policja niemiecka a polski ruch oporu w GG 1939–1944, Warszawa.
Duraczyński E. (1986), Między Londynem a Warszawą, Warszawa.
Konspiracja i opór społeczny w Polsce. Słownik biograficzny 1944–1956 (2010), t. 4, Warszawa.
Artykuły
Brzoza C. (2004), Od Miechowa do Coburga: Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych w marszu na zachód, „Pamięć i Sprawiedliwość”, nr 1.
Libionka D. (2020), Lokalne struktury Narodowych Sił Zbrojnych wobec ukrywających się Żydów w świetle powojennych materiałów śledczych i procesowych – przypadek powiatów miechowskiego i pińczowskiego, „Zagłada Żydów. Studia i materiały”, nr 16.
Tokarska-Bakir J. (2021), Sprawiedliwi z Giebułtowa. NSZ w walce z Żydami, https://www.academia.edu/40235162/Sprawiedliwi_z_Giebu%C5%82towa_NSZ_w_walce_z_%C5%BBydami (dostęp 3 września 2023 r.).
Ulatowski Ł. (2022), Edycja ze skazą. Dwa tomy źródeł do historii wywiadu i kontrwywiadu Narodowych Sił Zbrojnych, https://www.academia.edu/87094690/%C5%81ukasz_Ulatowski_Edycja_ze_skaz%C4%85_Dwa_tomy_%C5%BAr%C3%B3de%C5%82_do_historii_wywiadu_i_kontrwywiadu_Narodowych_Si%C5%82_Zbrojnych_w_redakcji_Sebastiana_Bojemskiego_i_Leszka_%C5%BBebrowskiego (dostęp 3 września 2023 r.).
Korekta językowa Beata Bińko
Ilustracja: Magdalena Karpińska