Jeżeli bowiem historia ma być istotnie nauczycielką życia, musi być historią – nie legendą.
Bolesław Srocki
Niepokoi mnie organizowanie tego przez „Dyrektora”. […] Wydaje mi się, że my żywi jesteśmy coś winni naszym zabitym i że dług ten spłacić w części możemy, ogłaszając o nich prawdę.
Janina Lenczewska-Samotyja „Żaba” w liście do Wandy Leopold
Największym fałszerzem historii zamachu na generała SS i policji Franza Kutscherę okazał się Adam Borys „Pług”, „Dyrektor” – dowódca, który 1 lutego 1944 r. wysłał młodych ludzi, swoich podkomendnych, aby wykonali rozkaz likwidacji „kata Warszawy”. W trakcie akcji dwóch z nich zginęło, a czterech zostało rannych – dwóch, jak się okazało, śmiertelnie. Kłamstwo kształtowało się przez cztery dekady, aby wreszcie w 1981 r. uzyskać formę „kanonicznej prawdy” w postaci obszernej monografii Piotra Stachiewicza pt. „Parasol”. Dzieje oddziału do zadań specjalnych1.
Fałszowanie historii zamachu na Kutscherę przez żołnierzy „Parasola” zaczęło się jednak zdecydowanie wcześniej, gdy jeszcze wiedza o tym, kto wykonał słynną akcję, nie była powszechna. Choć wiemy dzisiaj wystarczająco dużo, aby kłamstwo usunąć z tej historii, fałsz wciąż ma się dobrze.
Fałsz po raz pierwszy – „Opowiadanie «Boba»”
W przeddzień Wigilii 1945 r. redakcja „Dziennika Zachodniego” informowała, że „numer świąteczny ukaże się w znacznie zwiększonej objętości w poniedziałek 24 bm. rano i poświęcony będzie wspomnieniom z czasów okupacji, przynosząc szereg nieznanych szczegółów i przyczynków” („Dziennik Zachodni” 1945, nr 310, s. 1). Następnego dnia do rąk czytelników trafił obszerny jak na trudne powojenne warunki numer wydawanej w Katowicach gazety. Wśród opublikowanych w nim „rewelacyjnych szczegółów z czasów konspiracji” znalazł się artykuł Wojciecha Żukrowskiego pt. Wielkie łowy w Alejach Ujazdowskich, który wyglądał na relację uczestnika o przebiegu dokonanego w Warszawie 1 lutego 1944 r. przez żołnierzy Kedywu KG AK zamachu na gen. Franza Kutscherę – dowódcę SS i policji w dystrykcie warszawskim (Żukrowski 1945, s. 4). Reportaż wzbogacono planem sytuacyjnym. Iluzja była tak sugestywna, że w liście opublikowanym w „Dzienniku Zachodnim” 17 stycznia 1946 r czytelnik Jerzy Załęski „Prus” wyrażał żal, iż autor tekstu nie podał swego konspiracyjnego pseudonimu (DZ 1946, nr 17, s. 5). Dwa dni później, po „szeregu protestów i sprostowań” i po uzyskaniu wyjaśnień od samego Żukrowskiego, redakcja poinformowała zdezorientowanych czytelników, że reportaż został „osnuty na podstawie dokładnej relacji członka Grupy Szturmowej AK por. B. Rawicza [wyróżnienie w oryginale – W.S.]”. Autor reportażu wysłał do „Dziennika Zachodniego” „relację o zamachu na Kutscherę pt. «Opowiadanie ‘Boba’»”, ale w redakcji uznano, że tytuł „jest niewspółmierny z atrakcyjnością tematu” i zmieniono go na zdecydowanie bardziej sensacyjny, ale jednocześnie ukrywający tożsamość narratora („Dziennik Zachodni” 1946, nr 19, s. 3).
Nie znamy wersji „Opowiadania «Boba»”, którą miał w rękach Wojciech Żukrowski. Nie wiemy zatem na pewno, czy oczywiste błędy w reportażu opublikowanym w gazecie, które wzbudziły „szereg protestów i sprostowań”, wynikają z ingerencji autora w tekst relacji „członka Grupy Szturmowej AK por. B. Rawicza”, czy też pojawiły się w tekście źródłowym. Mamy jednak relację, zapewne późniejszą od tej przekazanej Żukrowskiemu, poświadczającą, że ten sam autor nie pomylił poległych w akcji z tymi, którzy przeżyli, wiedział, kto kierował autami, kto był ranny i jak poważnie. Nie chodzi teraz o to, aby te szczegóły – istotne przecież – prostować, bo za fałszywą należy uznać całą część relacji dotyczącą przebiegu wydarzeń w Alejach Ujazdowskich rankiem 1 lutego 1944 r. Autor nie mógł po prostu widzieć tego, co twierdzi, że widział i opisał, ponieważ w ogóle go w tym miejscu w tym czasie nie było.
„Por. B. Rawicz” to w istocie Zbigniew Rawicz-Roessler „Bob”. Był rzeczywiście „członkiem Grupy Szturmowej AK” – I plutonu „Pet” kompanii „Pegaz” (następnie 1 kompanii batalionu „Parasol”), który akcji na Kutscherę dokonał. Do oddziału został wprowadzony przez kolegę z tajnych kompletów – Józefa Szczepańskiego „Ziutka”. Otrzymał przydział do służby „Moto” I plutonu, w którym jego przełożonymi byli Bronisław Hellwig „Bruno” i Michał Issajewicz „Miś” – obaj wzięli udział w akcji na Kutscherę. W najobszerniejszym opracowaniu o batalionie „Parasol” Rawicz-Roessler pojawia się w kontekście jednej tylko akcji – rekwizycji rowerów ze sklepu przy ulicy Senatorskiej 13 (Stachiewicz 1991, s. 330–331). W powstaniu warszawskim przeszedł cały szlak bojowy swojego oddziału. Przed upadkiem Czerniakowa udało mu się przepłynąć na prawy brzeg Wisły. Został zwerbowany do redakcji wydawanej przez 1 Armię Wojska Polskiego gazety „Zwyciężymy”. Jako jej redaktor relacjonował zdobywanie Berlina.
Tekst Zbigniewa Rawicza-Roesslera „Boba” nosi tytuł „Z «Księgi czterech piór»” i obejmuje okres konspiracji, powstania warszawskiego oraz służby w 1 Armii WP2. Nas najbardziej interesuje to, co żołnierz „Parasola” napisał na stronach 122–124.
Rankiem 1 lutego 1944 r. podczas tajnych kompletów licealnych z historii, które odbywały się przy ul. Koszykowej, „Bob” dowiaduje się od „Ziutka” Szczepańskiego, że ich koledzy z I plutonu kompanii „Pegaz” wykonują ważną akcję. „Bob” jest zdziwiony, a właściwie oburzony, że sam w niej nie bierze udziału: „Dławiąc się gniewem i zawodem żądam, może nieco zbyt głośno, wyjaśnień” (s. 122). Nie rozumie także, dlaczego jego lokalu nie wykorzystano przy wydawaniu broni wykonawcom, co w jego mniemaniu było uzgodnione z dowódcą. „Ziutek” sugeruje, że przygotowywana przez ich sekcję akcja na sturmbannführera SS Nüsperlinga (w tekście „Boba” błędnie: Nüssberling) mogła być jedynie kontrwywiadowczą przykrywką dla tej, która właśnie się odbywa. Dyskusja staje się zbyt hałaśliwa dla prowadzącej lekcję pani Ireny, chłopcy więc wychodzą. Szczepański prowadzi kolegę w stronę pobliskich Alei Ujazdowskich, po drodze ujawniając szczegóły akcji – podaje nazwisko celu i pseudonimy wszystkich uczestników, zgodnie z faktami określając ich funkcje. Gdy skręcili w ulicę Szopena, „«Ziunio», świadomy widać położenia «terenu K», robi się nagle ostrożny” (s. 122). Gdy idą ulicą Szopena, rozlegają się strzały i „Bob” nie ma wątpliwości, że to polskie steny biją „gdzieś od Alej Ujazdowskich, od Piusa”, ale wyćwiczone ucho konspiratora wychwytuje jeszcze „basowe grzmoty zrzutowego colta” oraz „pospieszne trzeszczenie” bergmannów i niemieckich MP-40 (s. 122–123).
Wydaje się, że naturalną reakcją nieuzbrojonej dwójki, która właśnie wyszła z tajnych kompletów, będzie ucieczka z powrotem w stronę Koszykowej. Nic bardziej mylnego – „Bob” z „Ziutkiem” popędzili w stronę strzałów, zatrzymując się dopiero na rogu Szopena i Alej. Stamtąd obserwowali sczepione ze sobą dwa auta, sylwetki kolegów, których odwrót w stronę ulicy Piusa XI osłaniał strzelec ze stenem. Wreszcie ktoś rzucił granaty i w huku ich detonacji grupa wykonująca akcję umknęła autami – z dołączonego szkicu wynika, że Alejami Ujazdowskimi w stronę placu Trzech Krzyży. Jeszcze chwila zwłoki i „Ziutek” szarpnął „Boba” za rękaw. Obaj bezpiecznie oddalili się z miejsca akcji na Kutscherę.
Stwierdzić można stanowczo: Zbigniewa Rawicza-Roesslera „Boba” i Józefa Szczepańskiego „Ziutka” nie mogło być na rogu Szopena i Alej rankiem 1 lutego – ta informacja musi być fałszywa, choć autor na wstępie zapewniał, „iż zawarte na tych kartach fakty wydarzyły się naprawdę, słowa wyrzeczone przez osoby dramatu – rzeczywiście powiedziano” (s. 113). Gdyby „Bob” i „Ziutek” naprawdę tam byli, znaleźliby się w centrum intensywnej walki. Tylko szerokość chodnika dzieliłaby ich od samochodu Kazimierza Sotta „Sokoła”. Nie mogliby przeoczyć tego, że właśnie „Sokół” rzucił z auta granat w stronę niemieckich żandarmów, którzy wyszli z budynku przy Szopena 2 – kilka zaledwie metrów za plecami rzekomych obserwatorów. Mieliby na wyciągnięcie ręki każdego z ewakuujących się z miejsca walki kolegów, a ci także powinni widzieć ich i być może zabrać ze sobą z niebezpiecznego miejsca – przecież do auta prowadzonego przez „Bruna” wsiadło tylko dwóch zdrowych uczestników walki: Zdzisław Poradzki „Kruszynka” i Stanisław Huskowski „Ali”. Miejsca było dosyć. Wbrew opisowi Rawicza-Roesslera natężenie walki, największe początkowo naprzeciw budynku komendantury SS i policji, przesuwało się nie w stronę Piusa XI, ale w stronę Szopena, tam bowiem stały auta przeznaczone do odwrotu.
Wyjaśnieniem ratującym wiarygodność „Boba” byłoby przyjęcie, że pomylił ulice: może wraz z „Ziutkiem” obserwowali wydarzenia z rogu Piusa XI i Alej? Tam jednak również ich nie było i być nie mogło. Gdyby byli, znaleźliby się tuż obok Anny Szarzyńskiej-Rewskiej „Hanki”, najstarszej z łączniczek uczestniczących w akcji, która chwilę wcześniej przekazała sygnał o nadjeżdżającym aucie Kutschery Bronisławowi Pietraszewiczowi „Lotowi” – dowódcy zamachu. Po wykonaniu swojego zadania „Hanka” miała szybko pójść ulicą Piusa XI w stronę Kruczej, czyli oddalić się od miejsca, gdzie za moment zacznie się walka. Jak sama przyznała w relacji upowszechnionej niedawno przez Michała Wójcika, kierowana ciekawością, nie wykonała polecenia. Została i obserwowała wydarzenia z rogu Piusa XI i nieparzystej strony Alej Ujazdowskich. „Ziutka” i „Boba” nie widziała, a „Bob” z kolei nie wspomina, iż widział „Hankę”, która relacjonuje, że po przesunięciu się odgłosów walki dalej od ulicy Piusa (czyli w stronę Szopena, gdzie mieli być rzekomi obserwatorzy) przebiegła Aleje i szybko udała się w stronę Wiejskiej (Wójcik 2023, s. 236 i n.).
Odnotujmy jeszcze jedną kwestię. W reportażu Żukrowskiego pojawia się postać „kontr-zwiadowcy”. Na planie sytuacyjnym występuje pod pseudonimem „Konik” i jest ustawiony na chodniku przed skrzyżowaniem Alej Ujazdowskich z ulicą Szopena. Ma zasygnalizować przejazd Kutschery przez uderzenie się w głowę trzymaną gazetą. Jerzy Pacyk „Konik” jest wymieniany w zestawieniach żołnierzy kompanii „Pegaz” i batalionu „Parasol” – i na tym się wiedza o nim właściwie kończy3. W znanej nam relacji „Boba”, w części dotyczącej wydarzeń z 1 lutego, brakuje wzmianki o „Koniku”, ale występuje w innej – także związanej z Józefem Szczepańskim „Ziutkiem”. Fragment odnosi się do wydarzeń z 1 września 1944 r. Są to ostatnie godziny obrony Starego Miasta. Grupa żołnierzy „Parasola” pod dowództwem „Ziutka” chroni się na krótki odpoczynek w ocalałej „parterowej sali Gmachu Sądów” (s. 151). W grupie tej są między innymi „Bob” i „Konik”, „mniej znany żołnierz naszej kompanii” – zastrzega autor relacji (s. 152). „Ziutek” recytuje Czerwoną zarazę, ale zmęczenie słuchaczy jest tak duże, że wielu zasypia. „Konik” także zapada w sen, z lufą karabinu maszynowego skierowaną w podłogę. I ten karabin nagle wypala serią, a jedna z kul rykoszetem trafia „Ziutka” w brzuch. Rana okaże się śmiertelna. Wydaje się pewne, że o „Koniku” jako rzekomym „kontr-zwiadowcy” biorącym udział w zamachu na Kutscherę mógł Żukrowskiego w 1945 r. poinformować tylko Rawicz-Roessler. A jeżeli tak – dowodzi to, że relacja, którą poddajemy analizie i w której „Konik” w akcji na Kutscherę nie bierze udziału, nie jest tą przesłaną do „Dziennika Zachodniego” jako „Opowiadanie «Boba»”.
Wspomnienie Rawicza-Roesslera o wydarzeniach z 1 lutego nie wytrzymuje krytyki. I nie ma mowy o błędzie autora – jest konfabulacją. Jak zatem należy patrzeć na pozostałe informacje zawarte w tekście kogoś, kto był jednak żołnierzem I plutonu „Pet” kompanii „Pegaz”, który akcję na Kutscherę wykonał, a następnie batalionu „Parasol” przez cały szlak bojowy tego oddziału podczas powstania? Niewątpliwie trzeba zachować daleko idącą ostrożność i wzmocnić krytyczne nastawienie do czytanego wspomnienia, ale dyskwalifikować wszystkiego jako zmyślenia nie sposób.
Drużyna Antoniego Sakowskiego „Mietka”, do której należeli „Ziutek” i „Bob”, rzeczywiście przygotowywała akcję likwidacji sturmbannführera SS Nüsperlinga, ale została ona przerwana w związku z rozpracowaniem Kutschery. Na miejsce akcji wybrano plac Na Rozdrożu – i taką też lokalizację podaje w swojej relacji „Bob”4 (s. 118). Także w kwestii przygotowań do akcji na Kutscherę Rawicz-Roessler przekazuje informacje, których prawdziwości wykluczyć nie możemy. Twierdzi na przykład, że auto marki Adler-Triumf-Junior, którym 1 lutego zajechano drogę samochodowi Kutschery, zostało zdobyte w akcji przeprowadzonej przez niego i „Ziutka” pod dowództwem „Misia” w okolicach placu Dąbrowskiego. Michał Issajewicz „Miś” mówił o tej akcji w opracowanych przez Marka Dunina-Wąsowicza wspomnieniach, odnotowując jednak, że nie pamięta, kto poza nim brał w niej udział (Polowanie na „Czarnego Orła” 1957; Dunin-Wąsowicz 1958, s. 12–14). Scena pokazująca rekwirowanie tego auta pojawiła się w filmie Jerzego Passendorfera Zamach, którego konsultantem historycznym był właśnie Issajewicz. Co ciekawe, i w filmie, i w relacji „Boba” niemiecki szofer jest… Polakiem, czym zdziwieni są uczestnicy akcji. W opublikowanych wspomnieniach „Misia” kierowca jest Niemcem i rozmowa z nim toczy się po niemiecku.
Powtórzmy – opowieść „Boba” jest mistyfikacją. I tak była postrzegana przez bliskich uczestników akcji tuż po publikacji reportażu Wojciecha Żukrowskiego w „Dzienniku Zachodnim”. Przeczytała go Wanda Pietraszewiczowa – matka „Lota”, który zmarł 4 lutego 1944 r. w wyniku ran odniesionych w czasie walki. Była zdruzgotana wymową tekstu. Z prośbą o przeciwdziałanie zwróciła się tam, gdzie była pewna, że reakcja będzie rzetelna i uczciwa – do Bolesława Srockiego. Ten w liście do Wandy Leopold z 17 stycznia 1946 r. pisał, że Wojciecha Żukrowskiego w błąd wprowadził „mistyfikator”, którym był „jakiś p. B. Rawicz, jakoby uczestnik akcji z 1 lutego (co jest oczywiście bajką)”. Srocki pytał wdowę po poległym w powstaniu warszawskim dowódcy 1 kompanii „Parasola” Stanisławie Leopoldzie „Rafale”, czy ktoś taki służył w oddziale, i powtarzał przypuszczenie matki „Lota”, błędne jak się okazało, że może chodzić o mieszkającego w czasie okupacji na Żoliborzu śpiewaka Zbigniewa Rawicza.
Nie wiemy, czy Srockiemu udało się ustalić, że za dezinformację odpowiada naprawdę podkomendny „Rafała”, ktoś, kto znajdował się bardzo blisko wykonawców akcji na Kutscherę i niewątpliwie dysponował wiedzą o jej przebiegu. W marcu 1946 r. w redagowanym przez Jarosława Iwaszkiewicza „Życiu Literackim” ukazał się artykuł Bolesława Srockiego pt. Twórczość literacka a rzeczywistość wojenna. Na marginesie literackich opracowań zamachu na gen. Kutscherę, w którym już publicznie stwierdził, że Żukrowski „działał w dobrej wierze, będąc wprowadzony w błąd przez kogoś, kto – znając garść faktów i pseudonimów – podał się za uczestnika akcji” (Srocki 2016, s. 398). Rodziny poległych wyrażały Srockiemu wdzięczność za ten artykuł:
Tak wiele mam dla niego [Srockiego – W.S.] wdzięczności za śliczny artykuł w „Życiu Literackim” nr 5–6 o naszej grupie. Nareszcie się ktoś o Nich upomniał i dał charakterystykę taką prawdziwą istotną – powiedział o Nich wszystko – tak prosto. A tyle już zaczyna powstawać bzdur i fantazji
– pisała do matki „Rafała” Jadwiga Romocka, która w powstaniu straciła dwóch synów, żołnierzy batalionu „Zośka” (Archiwum Jana Leopolda).
Nie możemy wykluczyć, że wzburzenie wywołane artykułem Żukrowskiego skłoniło Srockiego do gromadzenia Archiwum „Parasola” i pisania opracowań na podstawie zbieranych dokumentów, relacji oraz osobistej wiedzy. Robił to we współpracy z Wandą Leopold i w uzgodnieniu z dowódcą batalionu Adamem Borysem „Pługiem”, który w tym czasie przebywał jak Srocki w Bydgoszczy, ale planował już wyjazd na stypendium do USA (Stopczyński 2016, s. 60–61). Owocem tych starań były teksty Srockiego przedstawiające sylwetki poległych żołnierzy, wśród nich Bronisława Pietraszewicza „Lota” i Stanisława Leopolda „Rafała” – formalnego przywódcy „Petu”, który po śmierci dowódcy akcji na Kutscherę stanął na czele I plutonu kompanii „Pegaz”. W opracowaniu o „Locie” mamy opis przygotowań, przebiegu i skutków zamachu z 1 lutego – zadziwiająco rzetelny i odpowiadający temu, co dziś o niej wiemy.
O tym, jak świetnie zorientowany był Srocki w sprawach, które poruszał w 1946 r., świadczą dwie ważne informacje przekazane w cytowanej polemice z Żukrowskim. Pisze tam, że znajdował się w wąskim gronie osób biorących udział w pogrzebie dowódcy akcji, który odbył się 6 lutego 1944 r. na Powązkach Wojskowych, tym samym cmentarzu, gdzie „z niesłychaną pompą – czytamy w artykule – przy użyciu ogromnych sił policyjnych i wojskowych oraz przy wyludnieniu połowy miasta na szlaku pochodu – pochowano gen. Kutscherę” (Srocki 2016, s. 402). Choć w bibliografii książki Piotra Stachiewicza artykuł Srockiego jest wymieniony, autor przeoczył lub zignorował wiadomość o pochówku Kutschery w Warszawie i bez podania źródła upowszechnił tę o przewiezieniu jego zwłok do Berlina (Stachiewicz 1991, s. 397). Najnowsze ustalenia i opublikowane dokumenty wyraźnie wskazują, że to Srocki miał w tej kwestii rację (Stopczyński 2016, s. 316; Parzyński 2015, s. 228; Königsberg 2021).
Druga informacja ma nieporównanie większą wagę. Wyraźnie wskazuje, że Srocki wiedział o sporządzeniu raportu z akcji. Wiedzę tę mógł mieć wprost ze źródła – od jednego z najbliższych mu wychowanków – Stanisława Huskowskiego „Alego”. Odnosząc się do oczywistych z dzisiejszego punktu widzenia błędów w opisie akcji, odnotował: „Istotne w danym wypadku jest jednak nie to, kto brał udział w zamachu, kto ocalał czy zginął, ile było samochodów i jak rozstawione. O te szczegóły historia upomni się zapewne, lecz będzie w stanie sprostować je na podstawie suchych relacji urzędowych” (Stopczyński 2016, s. 399). Raport „Alego” przekazany dowódcy „Pegaza”, czyli właśnie ta „relacja urzędowa”, zostanie odnaleziony dopiero niemal pięćdziesiąt lat później.
Nazwiska Zbigniewa Rawicza-Roesslera „Boba” nikt dzisiaj nie kojarzy ze słynną akcją Kedywu. Bolesław Srocki skutecznie w zarodku zdusił tę pierwszą dezinformację wokół zamachu na Kutscherę. Jednak gdy pojawiła się w 1945 r., była postrzegana jako realne zagrożenie dla prawdy. Dzisiaj jest jedynie ciekawostką – zaskakującą zapewne dla wielu osób zorientowanych w sprawie. Niestety, Srocki zmarł 12 marca 1954 r. w Gdańsku. Jego autorytetu i wiedzy zabrakło, gdy do mistyfikowania tej historii wzięli się prawdziwi uczestnicy wydarzeń, wśród nich Adam Borys „Pług” – dowódca batalionu „Parasol”.
„Sprawa «Alego»
Węzłowym punktem tego fałszu jest to, co w książce Piotra Stachiewicza nazywano i wciąż nazywa się „sprawą «Alego»”. Stanisław Huskowski „Ali” został włączony do zespołu wykonującego akcję na Kutscherę i wyznaczony na zastępcę dowódcy po zranieniu w przypadkowej strzelaninie z niemieckim patrolem Jana Kordulskiego „Żbika” – pierwotnie pełniącego tę funkcję. Rankiem 1 lutego 1944 r. „Ali” nie otrzymał żadnej broni palnej i poszedł na akcję uzbrojony jedynie w teczkę z filipinkami. Po rozpoczęciu walki nie potrafił jej otworzyć i „załamany ruszył w kierunku samochodów przeznaczonych do odskoku. Dla niego był to koniec akcji i początek wielkiej, osobistej tragedii” (Stachiewicz 1991, s. 377). Z powodu śmierci dowódcy nie miał kto przedstawić raportu z akcji, ten więc nigdy nie powstał. Niespełna pół roku później „Ali” zginął w trakcie odwrotu po nieudanym zamachu na gen. Wilhelma Koppego, wyższego dowódcę SS i policji GG, w której znowu pełnił funkcję zastępcy dowódcy – Stanisława Leopolda „Rafała”. I w której znowu zawiódł. Błędu polegającego na nieodsunięciu „Alego” od działań bojowych po 1 lutego 1944 r. upatrywano w przyjacielskich relacjach wiążących go z Jerzym Zborowskim „Jeremim” – zastępcą dowódcy „Parasola”, oraz „Rafałem”, którzy „nie uświadamiali sobie w pełni ryzyka” (ibidem, s. 473–474).
Tak przedstawiono „sprawę «Alego»” w autoryzowanej przez Adama Borysa wydanej w 1981 r. monografii batalionu „Parasol” autorstwa Piotra Stachiewicza. Sam Borys traktował ją jako specyficzny „wojenny raport”.
Druga z kontrowersji wpisanych w utrwaloną narrację o zamachu na Kutscherę dotyczy przyczyny i okoliczności śmierci dwóch uczestników akcji, którzy zginęli 1 lutego po skoku z mostu Kierbedzia, po tym jak zostali osaczeni przez Niemców. Przez lata ukształtowała się wersja, że „Sokół” i „Juno” zginęli w nurtach Wisły, ponieważ zignorowali wydany im przez rannego „Lota” rozkaz porzucenia ostrzelanego auta na Pradze.
W przedmowie do książki Piotra Stachiewicza Adam Borys zapewnił o jej rzetelności wynikającej z wszechstronnej weryfikacji materiału źródłowego (ibidem, s. 8–9). Okazało się to nieprawdą.
Dokumenty, czyli raport, który miał nigdy nie powstać
W 1993 r. dr Henryk Piskunowicz opublikował treść odnalezionego w Archiwum Akt Nowych raportu z akcji na Kutscherę, który sporządził zastępca dowódcy akcji – Stanisław Huskowski „Ali” (Piskunowicz 1993, s. 190–195). Z kolei w 2016 r. Mariusz Olczak ujawnił treść pisma przewodniego podpisanego przez Adama Borysa i dołączonego do raportu „Alego” (Olczak 2016, s. 77–81). Oba dokumenty zostały przesłane do sztabu Kedywu KG AK. W czasach stalinowskich oddzielone z nieznanych powodów od głównej części przejętego przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego archiwum Kedywu – zniknęły z obiegu historycznego. Adam Borys wiedział o ich powstaniu, ale nigdy nikomu o tym nie powiedział. Oznajmił natomiast, że nie zostały sporządzone, a jedynym dokumentem powstałym po akcji był kilkuzdaniowy meldunek dowódcy „Pegaza” z 2 lutego 1944 r. przesłany drogą alarmową do płk. Augusta Fieldorfa „Nila” (Stachiewicz 1991, s. 391, 396). W piśmie przewodnim dowódca skrytykował „Lota” za niedopracowanie szczegółów planu akcji, który, odnotujmy to, „Pług” zaakceptował. Uznał także, że sanitariat oddziału nie był przygotowany na zaistniałą po akcji sytuację, a lekarz dr Zbigniew Dworak „Maks” popełnił „kardynalny błąd”, próbując ratować życie rannych za cenę własnej dekonspiracji w szpitalu Przemienienia Pańskiego.
W odnalezionym przez dr. Piskunowicza raporcie z akcji Stanisław Huskowski napisał, że „Juno” i „Sokół” zginęli, skacząc do Wisły, nie dlatego że zignorowali rozkaz, ale ponieważ rozkaz wykonywali. „Lot” miał im wydać polecenie odprowadzenia auta z bronią na lewobrzeżną część Warszawy. Polegli zatem nie z powodu niesubordynacji i ułańskiej fantazji.
A co w odniesieniu do tzw. sprawy „Alego” wynika z analizy odnalezionych dokumentów? Dla Huskowskiego rzeczywiście zabrakło pistoletu maszynowego, ale uzbrojony był w pistolet parabellum, a drugi otrzymał prawdopodobnie od Zbigniewa Gęsickiego „Juna”. W trakcie walki nie otworzył zamka teczki z granatami, ponieważ zamek się zaciął. Nie oddalił się jednak z miejsca akcji, wziął udział w walce, osłaniając odwrót kolegów do samochodów. Nie załamał się – tego samego dnia uczestniczył w dowodzonej przez „Jeremiego” ewakuacji ze szpitala Przemienienia Pańskiego rannych „Lota” i Mariana Sengera „Cichego”. Wspólnie z Józefem Szczepańskim „Ziutkiem” tworzył zbrojną osłonę gotową walczyć w obronie kolegów w zagrożonej dekonspiracją klinice przy Chmielnej. Dla niego akcja na Kutscherę skończyła się dopiero rankiem 2 lutego. W piśmie przewodnim Adam Borys skrytykował zachowanie „Alego” w trzech punktach. Według dowódcy błędem Huskowskiego było niesprawdzenie przed akcją, czy zamek teczki z granatami się otwiera. „Pług” uznał także, że „Ali” nie zorientował się w sytuacji i nie przejął dowodzenia po zranieniu „Lota”, a ponadto powinien był wsiąść do auta z rannymi (Stopczyński 2019a, s. 77–78). Wnioski i konsekwencje, jakie wysnuł z tych ocen, były jednak dla Huskowskiego pozytywne – wskazane błędy dowódca zrzucił na karb „małego doświadczenia bojowego” i w związku z tym skierował „Alego” do dalszych działań bojowych. Kilka miesięcy później Huskowski został zastępcą dowódcy najbardziej skomplikowanej akcji „Parasola”.
To nikt inny jak sam Adam Borys uznał w lutym 1944 r., że mimo popełnionych błędów „Ali” sprawdził się w walce i nie było mowy o żadnym „załamaniu”. To w konsekwencji decyzji Adama Borysa „Ali” wziął udział, a następnie poniósł śmierć w akcji na gen. Koppego. Czterdzieści lat później zapytany przez dziennikarkę Małgorzatę Rutkowską wprost o zachowanie Stanisława Huskowskiego przedstawione w książce Stachiewicza, powiedział jednak:
Zdarzały się i takie przypadki, ale wynikały one przede wszystkim ze źle pojętego koleżeństwa i przyjaźni. Znając predyspozycje psychiczne „Alego” nie wolno było wystawiać go do głównych zadań w akcjach. Poza innymi, którzy zostali brakiem jego działania skrzywdzeni, on sam został najbardziej skrzywdzony, i to niepotrzebnie [Rutkowska 1984, s. 3].
A zatem czterdzieści lat po akcji w opinii dowódcy „Ali” jednak nie nadawał się do walki, bo okazał się nieporadny i stchórzył, a tymi, którzy nie rozumieli niebezpieczeństwa wynikającego z jego udziału w walce i „źle pojmowali koleżeństwo i przyjaźń”, byli niewątpliwie „Lot”, „Jeremi” i „Rafał”. To ich, poległych żołnierzy i przyjaciół „Alego”, odpowiedzialnością za własne decyzje obciążył dowódca batalionu „Parasol”.
Zestawienie dokumentów z lutego 1944 r. z treścią autoryzowanej przez Adama Borysa książki Stachiewicza z 1981 r. i trzy lata późniejszą wypowiedzią dowódcy „Parasola” nie pozostawia wielkiego pola do interpretacji – spokojny o osobiste bezpieczeństwo dowódca z premedytacją skazał swojego poległego żołnierza na niezasłużoną infamię. Chodziło o zarzuty tchórzostwa i ucieczki z pola walki. Wagę tego oskarżenia rozumiała i intuicyjnie przeczuwała jego niesprawiedliwość między innymi Danuta Kaczyńska „Lena”. Zaraz po zamachu na Kutscherę została skierowana do I plutonu „Pegaza”, którym tymczasowo dowodził Huskowski. Jej głos jest ważny z tego względu, że w drugiej połowie lat pięćdziesiątych była współautorką pierwszych opracowań dotyczących akcji zbrojnych kompanii „Agat”-„Pegaz”-batalionu „Parasol” – w tym tego o akcji na Kutscherę (Dylawerska i in. 1959). Jest także autorką jedynego opracowania w całości poświęconego środowisku żoliborskiego „Petu”, w którym pierwszoplanowe role odgrywali Huskowski, Pietraszewicz, Zborowski i na którego czele stali Stanisław Leopold „Rafał” oraz Bolesław Srocki (Kaczyńska 1971, s. 327–361). W książce wydanej w 1993 r. Lena pisała:
We wszystkich powojennych opracowaniach akcji na Kutscherę w sposób mniej lub bardziej zawoalowany mówi się, że „Ali” stchórzył i nie włączył się do walki. Było to bardzo bolesne dla rodziny i przyjaciół „Alego”, którzy nigdy nie uwierzyli w tchórzostwo jednego z najbardziej lubianych w oddziale chłopców” [Kaczyńska 1993, s. 163].
Wywiad z 1984 r. stanowił dla Adama Borysa być może jedną z ostatnich szans, aby powiedzieć prawdę i zadbać o dobre imię poległych. Zmarł dwa lata później, do ostatnich chwil życia zachowując jasny umysł i doskonałą pamięć.
W 2008 r., piętnaście lat po publikacji dr. Piskunowicza, poinformowałem listownie Marię Stypułkowską-Chojecką „Kamę” – jedną z trzech łączniczek uczestniczących w akcji na Kutscherę – o odnalezieniu raportu Stanisława Huskowskiego i poprosiłem o pomoc w upowszechnieniu wiedzy o nim w ramach projektu edukacyjnego realizowanego w jednym z gdańskich gimnazjów. Gwałtowność reakcji mnie zaskoczyła. „Kama” uznała raport za ubecką fałszywkę sprokurowaną, aby skłócić środowisko kombatantów, a zamiar jego eksponowania za szukanie sensacji. W odpowiedzi na mój list pisała:
Otóż wszystko, co można wiedzieć o oddziale do zadań specjalnych Komendy Głównej Armii Krajowej, tj. o oddziale noszącym kolejne kryptonimy: „Agat”, „Pegaz”, „Parasol”, zawarto w publikacji p[od] tytułem „Parasol” Piotra Stachiewicza. Autor długo przygotowywał tę książkę, przeprowadzając badania dokumentów, liczne rozmowy i dyskusje z uczestnikami wydarzeń, a w końcu uzyskał aprobatę tekstu przez dowódcę oddziału Adama Borysa (ps. „Pług”, „Dryl”, „Dyrektor”). Publikację akceptował także kierownik komórki wywiadowczej Aleksander Kunicki (ps. „Rayski”, „Marian”) z tekstem zapoznawali się także żyjący wtedy uczestnicy wydarzeń, żołnierze i łączniczki tego oddziału.
Dalej „Kama” stwierdzała, że jedynym dokumentem w kwestii „sztandarowej akcji bojowej AK” był kilkuzdaniowy meldunek Adama Borysa wysłany drogą alarmową 2 lutego 1944 r. do dowódcy Kedywu – dokument, dodajmy, opublikowany w książce Stachiewicza. Żołnierze zaś byli zobowiązani do „szczególnego przestrzegania zasad konspiracyjnych, a w tym unikania rozmów (między sobą) na temat zadań i obowiązków, nienotowania uwag, nieprowadzenia żadnych pamiętników itp. «Ali» nie mógł więc przygotować tzw. raportu. Po co? Dla kogo?”. Na końcu listu „Kama” powtórzyła: „Raz jeszcze stwierdzam, że ich autorem nie był «Ali»”. List napisany jest na maszynie, ale w tym miejscu autorka odręcznie postawiła trzy wykrzykniki (List Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej 2008).
„Kama” uznała monografię Piotra Stachiewicza za „historią skończoną” – niczym Biblia, w której nawet litery zmienić nie wolno. Raport „Alego” może być zatem fałszerstwem komunistów, może być sporządzoną wbrew zasadom konspiracji i bez wiedzy dowódcy „wersją «Alego»”, może być rodzajem terapii na wzór pamiętnika Tadeusza Zawadzkiego „Zośki” (Wiśniewska 2011, s. 223). Może być czymkolwiek innym, ale nie tym, czym jest w istocie – raportem z akcji na Kutscherę.
Raportu „Alego” nie da się pogodzić z narracją uświęconą autorytetem dowódcy „Parasola” i Maria Stypułkowska-Chojecka zdawała sobie z tego sprawę, dlatego kategorycznie odrzuciła go najpierw jako dokument oryginalny, później – wiarygodny. Nie da się go dodać w ramach uzupełnienia „bazy źródłowej, której poszerzenie nie powinno jednak zburzyć raz przedstawionej syntetycznej konstrukcji opracowania” (Stachiewicz 1991, s. 18). Jednak raport „Alego” – nie tylko treścią, ale samym istnieniem, któremu zaprzeczał Adam Borys, burzy „przedstawioną syntetycznie konstrukcję opracowania”.
„Kama” zmarła 5 lutego 2016 r., do końca pozostając przy swoim zdaniu. W tym samym miesiącu w wydawanym przez Światowy Związek Żołnierzy AK „Biuletynie Informacyjnym ŚZŻAK” Mariusz Olczak przytoczył pismo przewodnie Adama Borysa dołączone do raportu „Alego”. Dokument ten w zasadzie powinien przesądzić kwestię – dowódca w lutym 1944 r. nie tylko zapoznał się z raportem „Alego”, lecz także zaakceptował jego treść i na tej podstawie podjął decyzje personalne, po czym przesłał go wraz ze swoim komentarzem do sztabu Kedywu KG AK. „Kama” do końca była lojalna wobec swojego dowódcy z czasów wojny. Nie dopuściła do siebie myśli, że mógł on historię własnego oddziału sfałszować, oznaczałoby to bowiem, że nie ma i nigdy nie było „sprawy «Alego»”. Jest natomiast „sprawa «Pługa»” – dowódcy, który oczernił poległych podkomendnych.
W mojej ocenie reakcja Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej „Kamy” na ujawnienie dokumentów, które według zapewnień Adama Borysa „Pługa” jakoby nigdy nie powstały, zamyka trwający siedem powojennych dekad okres kształtowania opowieści o najsłynniejszej akcji likwidacyjnej AK przez kombatantów z batalionu „Parasol” lub pod ich przemożnym wpływem. Proces tworzenia tej opowieści, rozpoczęty upublicznieniem przez Wojciecha Żukrowskiego „Opowiadania «Boba»”, i jej ostateczne zniekształcanie przez samego dowódcę to część historii batalionu „Parasol”. Jako taka podlega ona badaniom, które powinny być prowadzone w myśl zasady sine ira et studio, z wyłączeniem zobowiązania do lojalności wobec tego czy innego człowieka, natomiast z wypełnianiem obowiązku dochodzenia do prawdy. Badania takie – to oczywiste – powinni prowadzić historycy, a ich wyniki publikować i popularyzować. Czy ci, którzy podejmowali temat, wywiązali się ze swego zadania? Uważam, że zdecydowanie nie. Po tym, jak własną historię sfałszowali żołnierze „Parasola”, za jej fałszowanie wzięli się historycy. Wśród nich chronologicznie pierwsi byli ci z Instytutu Pamięci Narodowej. Od nich zatem zacznijmy.
Instytut Pamięci Narodowej
22 lutego 2009 r. IPN we współpracy z Urzędem m.st. Warszawy, Biurem Bezpieczeństwa Narodowego, Urzędem ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz Światowym Związkiem Żołnierzy Armii Krajowej przygotował w Alejach Ujazdowskich rekonstrukcję akcji na Kutscherę. Jeszcze przed wydarzeniem skontaktowałem się telefonicznie z dr. Tomaszem Łabuszewskim, odpowiadającym z ramienia IPN za jego stronę merytoryczną. Podziękował za wskazanie błędu w materiałach informacyjnych polegającego na pomyleniu Jana Kordulskiego „Żbika” z innym „Żbikiem” – Ryszardem Jesiołowskim, który z akcją na Kutscherę nie miał nic wspólnego, ale informacje o raporcie „Alego” potraktował protekcjonalnie. Podczas rekonstrukcji „Ali” umykał więc z nieotwartą teczką do aut zanim akcja się na dobre rozpoczęła.
Stołeczne media zauważyły jednak sprawę i zapytały organizatorów o takie, a nie inne potraktowanie odnalezionego przez dr. Henryka Piskunowicza dokumentu. Odpowiedzi udzieliła Iwona Spałek, przedstawiona jako reprezentantka Referatu Badań Naukowych IPN:
Przed ostatnią inscenizacją w Al. Ujazdowskich dokument był analizowany, ale uznano, że nie może być powodem do zmiany wydarzeń. Jesteśmy poważną instytucją. Trzymaliśmy się potwierdzonej wersji historii. Dokumenty AK, jeszcze nie opracowane, na pewno będą kiedyś analizowane. Ale dziś mamy inne ważne projekty [Kraj 2009].
I choć z tej wypowiedzi nie wynika, czy dokument „był analizowany”, czy też „będzie kiedyś analizowany”, istotne jest to, że w 2009 r. IPN nie uznał raportu Stanisława Huskowskiego za wart choćby wzmianki w związku z inscenizacją, którą stolica upamiętniła 65. rocznicę akcji na Kutscherę. Potrzebował czterech lat, aby skorygować swoje stanowisko.
W ciągu tych czterech lat opublikowałem artykuł będący analizą raportu – pierwszy taki tekst po szesnastu latach od ujawnienia treści raportu przez dr. Piskunowicza (Stopczyński 2009). Artykuł spotkał się z krytyką dr Marii Wiśniewskiej (Wiśniewska 2011), na którą ja z kolei odpowiedziałem (Stopczyński 2012). „Poważna instytucja”, za jaką uważał się IPN, zdecydowała się jednak nie włączać w dyskusję w formule powszechnie przyjętej w sporach naukowych, ale poszła własną drogą i wydała… komiks. Merytoryczną odpowiedzialność za to wydawnictwo wziął znowu dr Tomasz Łabuszewski, którego wsparł dr Kazimierz Krajewski. Autorzy wskazywali w wywiadach poprzedzających prezentację publikacji, że ich komiks nie jest „zwykłym komiksem”, ale „komiksem-książką historyczną”, co podkreślać ma dodatkowo dwóch recenzentów – wśród nich dr Henryk Piskunowicz, czyli odkrywca raportu. „Dając pieczątkę Instytutu Pamięci Narodowej, gwarantujemy – zapewniał dr Łabuszewski – że historie opowiedziane w tych komiksach od strony faktograficznej są prawdziwe i my bierzemy za nie pełną odpowiedzialność” (Stopczyński 2018).
W części rysunkowej przedstawiającej zamach „Ali”, wbrew wersji „kanonicznej”, nie ucieka do aut stojących na ulicy Szopena. Pozostaje na polu walki do końca, wydaje nawet rozkazy, ale… jest bez broni i udziału w tej walce nie bierze. Z kolei „Sokół” i „Juno” – zgodnie z utrwaloną opowieścią – giną w nurtach Wisły, bo poniosła ich fantazja i zignorowali wydany rozkaz. Części rysunkowej towarzyszy wkładka historyczna autorstwa doktorów Łabuszewskiego i Krajewskiego, w której znalazło się już miejsce na reprodukcję całego raportu „Alego”. To milowy krok w stosunku do rekonstrukcji z 2009 r., ale autorzy nie dali wiary temu, co Stanisław Huskowski „Ali” w raporcie napisał. Narracja historyków z IPN prowadzona jest zgodnie z wersją zaaprobowaną przez Adama Borysa, a raport i to, czego dowiadujemy się stamtąd o zachowaniu „Alego”, odnotowane jest w dwóch zdaniach i potraktowane jako aberracja, swoiste curiosum, którego jednak nie mogli zignorować, jak zrobili to cztery lata wcześniej. „Sokół” i „Juno” giną według twórców wkładki historycznej z własnej winy – autorzy pominęli milczeniem, że w raporcie jest to przedstawione inaczej – zginęli, wykonując rozkaz dowódcy akcji.
Zaraz po uroczystej prezentacji „komiksu-książki historycznej”, w której udział wzięła Maria Stypułkowska-Chojecka „Kama”, napisałem recenzję tego wydawnictwa i wysłałem ją do redakcji ówczesnego biuletynu IPN „Pamięć.pl”. Wskazałem na oczywiste błędy merytoryczne, których jak na niewielką ilość tekstu oraz asekurowanie się konsultantami i recenzentami jest stanowczo za dużo: pomylono odległości, daty śmierci i pogrzebów, przyznane i nieprzyznane odznaczenia. Uznałem jednocześnie, że to drobnostki w świetle sprawy zasadniczej – opowiadania nie tyle błędnej, ile fikcyjnej historii przy jednoczesnym zapewnianiu, że prezentuje się rzetelną faktografię.
Redakcja odmówiła publikacji, twierdząc, że w piśmie IPN nie może się ukazać recenzja krytyczna wobec wydawnictwa instytutu (recenzja została udostępniona kilka lat później w portalu histmag.org). Choć doktorzy Łabuszewski i Krajewski zdecydowali, że nie będzie publicznej dyskusji na temat ich dzieła, uznali, że zasłużyłem na prywatną wiadomość. Podziękowali w niej za wskazanie oczywistych pomyłek i zobowiązali się do ich poprawienia w ewentualnym dodruku. Odpowiadając na główny zarzut, zasłonili się autorytetem recenzentów, w tym dr. Henryka Piskunowicza, „badacza, który odnalazł raport «Alego»”. Dowodzili, że popełniam błąd, traktując ten dokument „jako pewien zbiór wiedzy ostatecznej, nie podlegającej dyskusji”, i nie rozumiem, że „pisany był przez człowieka wrażliwego, wręcz nadwrażliwego, znajdującego się w szczególnej sytuacji i w szczególnym stanie ducha”. Ta uwaga prowadzi autorów do zakwestionowania prawdomówności „Alego”: „Na jakiej podstawie – pytają autorzy – podana została w raporcie informacja, iż «Sokół» i «Juno» otrzymali od «Lota» rozkaz odwiezienia samochodem broni na warszawski brzeg Wisły?”. Przecież takiej informacji nie przekazał Zbigniew Dworak dr „Maks”, lekarz, który jechał samochodem odwożącym rannych do szpitala Przemienienia Pańskiego. „Sprawa ta ma absolutnie zasadnicze znaczenie dla oceny tego, co wydarzyło się na moście Kierbedzia” – stwierdzili na koniec historycy z IPN (Pismo Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego 2013).
Wyjaśnijmy: po pierwsze, w recenzji komiksu dr Piskunowicz w ogóle nie wspomniał o raporcie „Alego”. Wrócę do tego w dalszej części tekstu, omawiając rolę „badacza, który odnalazł raport «Alego»”, w fałszowaniu tej historii. Po drugie: uważam i pisałem o tym w swoich tekstach, że raport z akcji jest brakującym i kluczowym elementem układanki, ponieważ dzięki niemu obraz tego konkretnego zdarzenia odzyskuje spójność i klarowność. Taki wniosek wynika z krytycznej analizy tego źródła, ale przecież nie wszystko, co w nim zawarto, musi być prawdą. „Ali” napisał, że w wyniku zatrzymania auta „Sokoła” na moście Kierbedzia stracono pięć sztuk broni maszynowej: MP-40 i trzy steny, a czwarty miał być porzucony w Alejach przez „Cichego”. To by oznaczało, że stracono wszystkie pistolety maszynowe użyte w akcji, podczas gdy „Kruszynka”, który jechał z „Alim” autem „Bruna”, swoją broń ocalił. Zapis „Alego” w raporcie został skorygowany przez Adama Borysa w sprawozdaniu miesięcznym za luty 1944 r. – dowódca podał, że utracono trzy steny i MP-40 (Borys, Olczak 2020, s. 291). Po trzecie, wielka szkoda, że o „sprawie mającej absolutnie zasadnicze znaczenie” autorzy komiksu nie poinformowali czytelników, w żaden sposób nie skierowali ich uwagi na istotną rozbieżność między narracją we wkładce historycznej a zapisami opublikowanego w niej raportu.
Oczywiście to nie dr „Maks” informował „Alego” o rozkazie odprowadzenia auta na warszawską stronę wydanym przez „Lota” „Sokołowi” i „Junowi”. W dwustronicowej relacji Zbigniew Dworak nie wspomina o żadnym rozkazie wydanym przez „Lota”, bo żadnego nie słyszał. Auto z rannymi zatrzymało się na tyłach szpitala na ulicy Brukowej, gdzie wysiadł dr „Maks”, polecając kierowcy podjechać do wejścia głównego po 2–3 minutach, które były potrzebne „na uprzedzenie lekarza dyżurnego, aby nie meldował telefonicznie policji [o] wypadku postrzelenia” (AAN. Dworak, s. 1–2). Rannym nakazał udawać nieprzytomnych, a „Sokoła” pouczył, aby po wniesieniu rannych poinformował w dyżurce, że zostali postrzeleni przez straż kolejową na Dworcu Wschodnim. Doktora „Maksa” nie było przy rannych cały czas, rozkazu wydanego przez „Lota” mógł więc nie usłyszeć. Informatorem „Alego” mógł być jedynie… Bronisław Pietraszewicz „Lot”. „Ali” razem z Józefem Szczepańskim „Ziutkiem” tworzyli zbrojną ochronę wyprowadzonych z praskiego szpitala rannych „Lota” i „Cichego”, którzy na noc z 1 na 2 lutego zostali umieszczeni w prywatnej klinice przy ulicy Chmielnej. „Lot” zachował przytomność, co potwierdzają relacje. Przyjaciele – dowódca akcji i jego zastępca – mieli okazję do rozmowy. Autorzy komiksu mogą o tym nie wiedzieć, ponieważ o udziale „Alego” w akcji szpitalnej nie przeczytali w żadnym opracowaniu, na które się powołują. W 1975 r. Piotr Stachiewicz jeszcze o tym wspomniał, ale w sześć lat późniejszej monografii „Parasola” zrezygnował z podawania składu grupy odbijającej rannych, uznawszy, że nie została dostatecznie wiarygodnie zweryfikowana. Uważam, że w istocie chodziło o to, aby nie podać, że jej bardzo aktywnym uczestnikiem był Stanisław Huskowski, gdyż jego udział w akcji szpitalnej zaburzał to, co Stachiewicz nazwał „logicznym ciągiem narracyjnym” (Stachiewicz 1991, s. 17; Stopczyński 2019a, s. 71). „Ali” odbijający wieczorem 1 lutego 1944 r. rannych kolegów był „nielogiczny”, bo przecież w wersji afirmowanej przez Adama Borysa miał kilka godzin wcześniej uciec z pola walki i się załamać.
Naukowcy z Instytutu Pamięci Narodowej przeszli z pozycji negowania dokumentu jako takiego na pozycję kwestionowania jego treści ze względu na jej niezgodność z relacjami kombatantów składanymi kilkanaście i kilkadziesiąt lat po wojnie. Raport „Alego” jest chyba jedynym tak silnie z tego powodu dezawuowanym dokumentem z archiwum Kedywu KG AK. Autorytet kombatantów, zwłaszcza Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej „Kamy”, onieśmielał historyków, odbierał zdolność krytycznej i obiektywnej oceny (Stopczyński 2021a, s. 277). Problem ten będzie narastał.
Sześć lat po premierze komiksu dr Tomasz Łabuszewski – ówczesny naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych w Warszawie, podjął decyzję o wyprodukowaniu filmu na jego podstawie. Między wydrukowaniem komiksu a prezentacją filmu ukazały się dwa ważne artykuły. Najpierw w lutym 2014 r. w „Ale Historia”, dodatku do „Gazety Wyborczej”, został opublikowany reportaż Mirosława Maciorowskiego Teczka „Alego”. Więcej piszę o nim dalej, tutaj odnotuję jedynie, iż głosem dr Marii Wiśniewskiej „Puci” kombatanci wyrazili pogląd, że raport jest „«dziwny», bo w archiwum Kedywu znalazł się bez wiedzy kpt. Adama Borysa «Pługa»” (Maciorowski 2014). Jak wspomniałem, niemal dokładnie dwa lata później Mariusz Olczak opublikował treść pisma przewodniego Adama Borysa, które jest bezspornym dowodem na to, że dowódca „Parasola” zapoznał się z raportem „Alego”, skomentował go i wysłał do sztabu Kedywu KG. Od tego momentu raport „Alego” powinien przestać być „dziwnym” dla kogokolwiek.
Jedenastominutowy film Zamach na Kutscherę to w istocie wybrane kadry rysunkowe z komiksu, do których dodano głos lektora oraz muzykę i efekty dźwiękowe. Merytorycznie nie zmieniono w stosunku do komiksu niczego, ignorując pojawienie się w obiegu naukowym nowego ważnego dokumentu w sprawie. Powielono natomiast wszystkie oczywiste i znane autorom komiksu błędy pierwowzoru, wśród nich ten, że z alei Róż 2 do Alej Ujazdowskich 23 jest… 700 m, gdy w rzeczywistości jest to około 150 m. bronił tym razem ówczesny dyrektor Oddziału IPN w Warszawie prof. dr hab. Jerzy Eisler. Głównym argumentem było stanowisko kombatantów. „Komiks Zamach na Kutscherę – pisał w odpowiedzi na pytania zadane w trybie dostępu do informacji publicznej prof. Eisler – został zaprezentowany trójce uczestników spektakularnej akcji z 1 lutego 1944 r. – Elżbiecie Dziembowskiej «Dewajtis», Michałowi Issajewiczowi «Misiowi» oraz Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej «Kamie», przy czym ta ostatnia uczestniczyła też w jego promocji. Pracownicy Oddziału IPN w Warszawie mieli okazję dyskutować z Marią Stypułkowską-Chojecką na temat akcji na Kutscherę także podczas odwiedzin w jej mieszkaniu. Nikt ze wspomnianej trójki uczestników […] nie wnosił do niego uwag krytycznych” (Pismo Jerzego Eislera 2019). Autor pisma przyznał, że pracownicy IPN nie prowadzili żadnych badań w sprawie akcji Kedywu KG AK, ale znają treść dokumentu opublikowanego przez Mariusza Olczaka w 2016 r. Uznał jednak, że mają „prawo do własnej interpretacji raportu «Alego»”, nie wdając się w tłumaczenie, że w swojej interpretacji ignorują aktualny stan wiedzy i w rzeczywistości kwestionują wiarygodność dokumentów wytworzonych po akcji na Kutscherę. Wyraził też dumę, że naukowcy mu podlegli wybrali formę komiksu, bo dzięki temu udało się „dotrzeć do wielotysięcznej rzeszy odbiorców, czego zapewne nie osiągnęlibyśmy – pisał prof. Eisler – poprzez publikacje o charakterze naukowym, czytane przez wąski, specjalistyczny krąg odbiorców”. Zasadzie niepisania tekstów naukowych o zamachu na Kutscherę IPN pozostał wierny do dzisiaj.
13 maja 2022 r. pracownik naukowy Biura Badań Historycznych IPN dr hab. Jacek Sawicki sporządził notatkę zatytułowaną „Propozycja stanowiska BBH IPN w sprawie polemiki Waldemara Stopczyńskiego na temat przebiegu zamachu na Kutscherę i postawy dowódcy baonu Adama Borysa «Pługa»” (Sawicki 2022). To, co w intencji autora miało być jedynie propozycją stanowiska, zostało in extenso przesłane przez dyrektora Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa dr. Adama Siwka do Ministerstwa Obrony Narodowej w związku z procedowaniem kandydatury Adama Borysa na patrona jednego z batalionów Wojsk Obrony Terytorialnej jako już oficjalne stanowisko IPN w kwestii „zarzutów wobec postaci «Pługa» sformułowanych przez prezesa Stowarzyszenia im. Bolesława Srockiego p. Waldemara Stopczyńskiego” (Pismo Adama Siwka do Pawła Huta 2022).
Notatka dr. hab. Sawickiego to niespełna dwie strony, na których autor zamieścił obszerny cytat z mojej recenzji komiksu, wprowadzając go słowami: „Stopczyński atakuje: …”. Doszedł jednak do następującej konkluzji: „Na podstawie znanych obecnie dokumentów można z dużym prawdopodobieństwem domniemywać, że raport «Alego» jest najbliższy prawdy. Zatem w tej kwestii p. Waldemar Stopczyński ma rację, promując wersję wydarzeń zgodną z opisem «Alego»”. Aż trzy razy w krótkim tekście Sawicki wskazał na konieczność prowadzenia co do „jednej z najważniejszych akcji AK” „pogłębionych badań historycznych”, „szczegółowych kwerend i drobiazgowej rekonstrukcji wydarzeń”. Zapytałem zatem IPN o kwestię prowadzenia „badań historycznych” i „szczegółowych kwerend”. W piśmie z 29 sierpnia 2022 r. poinformowano mnie, że żadnych badań dotyczących zamachu na Kutscherę, batalionu „Parasol” i jego dowódcy w instytucie nikt nie prowadzi. Przygotowywany jest natomiast… dodruk komiksu Zamach na Kutscherę (Pismo Magdaleny Głowy 2022).
Okazało się, że dziesięć lat po prezentacji komiksu odpowiedzialny za jego stronę merytoryczną dr Tomasz Łabuszewski – teraz już zasiadający w opuszczonym przez prof. Eislera fotelu dyrektora Oddziału IPN w Warszawie – podjął decyzję o dodruku tego wydawnictwa. Zgodnie z nią do nowego wydania nie będą „wprowadzone żadne korekty merytoryczne” – nie zostaną poprawione oczywiste błędy, do czego zobowiązał się w 2013 r., nie zmieni się narracja historyczna dezawuująca raport „Alego”, a czytelnicy nie dowiedzą się o nowym dokumencie w sprawie – piśmie przewodnim Adama Borysa. Jednocześnie przyznał, że zna treść notatki Jacka Sawickiego, ale nie podziela jego opinii, „co jest dopuszczalne w ramach wolności badań naukowych” (Pismo Tomasza Łabuszewskiego 2022). Dodajmy: wolności badań naukowych, których od 2009 r. ani dr Łabuszewski, ani nikt inny w IPN nie prowadzi. Nie mówiąc już o tym, że trudno cokolwiek dopuszczać w ramach wolności badań.
Zwróciłem się z wnioskiem do dyrektorki Wydawnictwa IPN, aby wstrzymać prace nad dodrukiem w postaci niezmienionej, wykazując natomiast zasadność przygotowania wydania poprawionego i uzupełnionego. „Ukazanie się dodruku w postaci niezmienionej względem wydania z 2012 r. – pisałem do dyrektor Karoliny Imianowskiej – będzie wyrazem świadomego upowszechniania przez IPN fikcji wykreowanej przez jego historyków dziesięć lat wcześniej. Będzie także przejawem świadomego ignorowania aktualnego stanu badań, których IPN samodzielnie nie prowadzi, ale które nie tylko powinien znać, ale także powinien się do nich odnieść” (Pismo Waldemara Stopczyńskiego 2022). Pismo wysłałem do wiadomości prezesa IPN dr. Karola Nawrockiego, jego doradcy do spraw naukowych dr. hab. Sławomira Cenckiewicza oraz członków Kolegium IPN. Gdy dowiedziałem się, że dodruk jest już gotowy, zwróciłem się dodatkowo do dyrektora BBH IPN dr. Sebastiana Pilarskiego z apelem o wstrzymanie jego kolportażu.
Odpowiedź dyrektor Imianowskiej nadeszła po dwóch miesiącach i była oparta na opinii BBH IPN, do której odmówiono mi dostępu, choć w rozmowie telefonicznej przekazano, że jej autorem jest dr Łabuszewski i że została zaakceptowana przez dr. Pilarskiego. Po raz kolejny zasłonięto się autorytetem kombatantów, którzy nie zgłaszali zastrzeżeń, i ponownie podkreślono udział „Kamy” w promocji komiksu. Stwierdzono także, że historycy IPN „nie uzurpowali sobie prawa do kwestionowania wiarygodności wspomnień byłych żołnierzy «Agatu»–«Pegaza»”. „Nie mają takiego zwyczaju” – dodała autorka pisma zdanie, które może wprawić w osłupienie nie tylko studenta pierwszego roku studiów historycznych (Pismo Karoliny Imianowskiej 2022). Konsternację wywołuje także powołanie się na prof. Tomasza Strzembosza, Piotra Stachiewicza i Aleksandra Kunickiego „Rayskiego”, gdyż jakoby „w tej sprawie” prezentowali „takie samo stanowisko” jak kombatanci. Przy nazwiskach trzech autorów w nawiasach podano numer strony konkretnych opracowań. Profesor Strzembosz – książka z 1983 r. (dziesięć lat przed publikacją raportu „Alego”), Piotr Stachiewicz – monografia z 1981 r. (dwanaście lat przed publikacją raportu „Alego”) i „Rayski” – wspomnienia z roku 1969 (dwadzieścia cztery lata przed publikacją raportu „Alego”). Dwaj ostatni zmarli odpowiednio w 1988 i 1986 r. – pięć i siedem lat przed publikacją raportu „Alego”. Tomasz Strzembosz zmarł w 2004 r. i teoretycznie miał możliwość zapoznać się z dokumentem sporządzonym przez Stanisława Huskowskiego. Nic jednak nie wskazuje na to, aby tak się stało.
Kluczowe w piśmie dyrektor Imianowskiej jest zdanie informujące, że w listopadzie 2022 r. autorzy komiksu – dr Łabuszewski i dr Krajewski – wciąż nie potrafią rozstrzygnąć, która wersja wydarzeń z 1 lutego 1944 r. jest prawdziwa: ta kombatancka czy ta wynikająca z zapisów w raporcie „Alego”. Dlatego, twierdzi dyrektorka Wydawnictwa IPN, podają obie, co ma tłumaczyć brak korekt w stosunku do wydania sprzed dekady. Tymczasem już 12 sierpnia 2023 r. dr Tomasz Łabuszewski otwierał na Krakowskim Przedmieściu przygotowaną przez siebie i zrecenzowaną przez dr. Kazimierza Krajewskiego wystawę „Kedyw. Miecz i tarcza Armii Krajowej w Warszawie”. Wśród plansz prezentujących różne akcje zbrojne była i ta poświęcona zamachowi na Kutscherę. Umieszczono na niej zdjęcia Bronisława Pietraszewicza, Alej Ujazdowskich z 1944 r. oraz… dwóch z trzech stron raportu „Alego” – tych informujących o przebiegu akcji oraz strony ze szkicami sytuacyjnymi. Na planszy nie ma żadnego odnośnika, że wiarygodność prezentowanego dokumentu jest wątpliwa. Okazało się, że historycy z IPN już potrafią rozstrzygnąć dylemat nierozstrzygalny według nich jeszcze pół roku wcześniej.
IPN wysyła zatem do MON swoje oficjalne stanowisko wskazujące raport „Alego” jako dokument wiarygodny. Opinia ta stanowi ważną część procesu decyzyjnego w sprawie dotyczącej dowódcy „Parasola”. W tym samym czasie, świadomy oczywistych błędów i anachroniczności podawanych treści, dodrukowuje tysiące egzemplarzy komiksu sprzed dekady sprzecznego z tą opinią. Jednocześnie prezentuje wystawę, która jest zgodna z opinią przesłaną do MON, ale niezgodna z treścią decyzji uzasadniającej dodruk komiksu.
Niedługo przed prezentacją wystawy o Kedywie dodruk komiksu trafił do kolportażu. Okazało się, że z długiego zestawu oczywistych błędów, za których wskazanie twórcy mi dziękowali i które obiecywali poprawić, poprawiono tylko jeden – zmieniono na właściwą datę śmierci Bronisława Hellwiga „Bruna”. Dlaczego poprawiono tylko jeden błąd i dlaczego właśnie ten?
Od 2009 r. przez kolejne niemal piętnaście lat IPN ręką dr. Łabuszewskiego będzie w sprawie zamachu na Kutscherę podejmował błędne decyzje – czy to z ignorancji pomieszanej z arogancją, czy to z bałwochwalczego stosunku do kombatantów.
Archiwum Akt Nowych
W 2014 r. Mariusz Olczak został zapytany przez Mirosława Maciorowskiego o raport „Alego”. Ówczesny pracownik Archiwum Akt Nowych, a dziś jego dyrektor, ani wtedy, ani później nie kwestionował oryginalności i wiarygodności dokumentu sporządzonego przez Stanisława Huskowskiego. W artykule red. Maciorowskiego zastrzegł jednak, że „niejasne jest […] to, jak ten dokument trafił do archiwum Kedywu, bo nie ma na nim stosownej sygnatury. Nie wiadomo też, jak został potraktowany – powinien zachować się jakiś komentarz, notatka kogoś z dowództwa. Nic takiego nie ma, a przecież zamach na Kutscherę to była niezwykła akcja, w której życie straciło czterech żołnierzy” (Maciorowski 2014). Minęły dwa lata i antycypowany dokument odnalazł się, a jego odkrywcą był… Mariusz Olczak. Autor na wstępie swojego artykułu poinformował, że dokumenty Kedywu są rozproszone, ale gdzie odnalazł dokument, w jakim archiwalnym zespole i jakie ma sygnatury, nie zdradził. Po prostu na niego „natrafił”. „Kilka dni przed kolejną, 72. rocznicą akcji [na Kutscherę – W.S.] – pisał Olczak w tekście zamieszczonym w „Biuletynie Informacyjnym ŚZŻAK” – natrafiłem na interesujący dokument, który związany jest bezpośrednio właśnie z raportem z akcji «Alego», a będący de facto pismem przewodnim do niego. Niestety, już po wojnie został odseparowany od właściwego raportu, przez co nie był znany dotychczasowym badaczom” (Olczak 2016, s. 79).
Ostatnie zacytowane zdanie jest nieprawdą. Pismo przewodnie nie zostało „już po wojnie odseparowane od właściwego raportu”. Wskazuje na to ciągłość paginacji naniesionej niebieską kredką. W piśmie przewodnim na pierwszej stronie jest numer 253, na ostatniej 255. Kolejny, 256, to już strona raportu „Alego”. W 2009 r. Mariusz Olczak w związku z wywołanym wówczas przeze mnie medialnym zainteresowaniem raportem z akcji na Kutscherę opublikował krótki artykuł Z historii jednego dokumentu. Raport Stanisława Huskowskiego ps. Ali z akcji na Kutscherę. W tekście podał, że sygnatury zapisane na dokumencie „Alego” niebieską kredką pochodzą „jeszcze z archiwum MBP lub też sądowego”5. W swoim tekście Olczak przedstawił losy raportu sporządzonego przez Stanisława Huskowskiego, który z innymi dokumentami archiwum Kedywu KG AK wpadł w ręce funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w 1950 r. Dokumenty te zostały wykorzystane przez komunistów w procesie gen. Fieldorfa „Nila”, którego sąd w kwietniu 1952 r. skazał na karę śmierci. „Raport «Alego» wraz z innymi dokumentami spoczęły jako załącznik do sprawy w aktach sądowych procesu «Nila»” (Olczak, mps, s. 3). Olczak wie zatem, że niebieską kredką naniesiono ciągłą paginację na piśmie przewodnim i raporcie albo w MBP, albo w aktach sądowych procesu dowódcy Kedywu, ale w 2016 r. utrzymywał, że dokumenty te rozdzielili komuniści po wojnie. Nie wiem, czy ten fałsz jest wyrazem niekompetencji archiwisty z wieloletnim przecież doświadczeniem, czy jego złej woli. Nie mam też pewności, czy prawdą jest pierwsze zdanie w zacytowanym przeze mnie fragmencie artykułu Mariusza Olczaka z „Biuletynu ŚZŻAK”. Otóż „interesujący dokument”, na który „kilka dni przed kolejną, 72. rocznicą akcji natrafił” Mariusz Olczak, został w istocie odnaleziony już w 1992 r. przez dr. Henryka Piskunowicza – razem z raportem „Alego”. W roku następnym rzeczywisty odkrywca zdecydował się opublikować treść tylko jednego z dwóch odnalezionych dokumentów.
Wróćmy jeszcze do artykułu red. Maciorowskiego: gdy w reportażu „Kama” kwestionowała raport „Alego”, a inna kombatantka, dr Maria Wiśniewska, wskazywała, że raport znalazł się w archiwum Kedywu bez wiedzy dowódcy, jego odkrywca milczał o dołączonym do niego piśmie przewodnim Adama Borysa, a przyszły „odkrywca” tego pisma w istocie zapowiadał jego „odkrycie” i „odkryty” dokument opublikował krótko po śmierci Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej, która – przypominam – zmarła 5 lutego 2016 r. Tekst jej poświęcony ukazał się w tym samym numerze „Biuletynu Informacyjnego ŚZŻAK” co artykuł Olczaka (Mjr w st. sp/kpr. pdch. AK Maria Zofia Stypułkowska-Chojecka… 2016). Szansa na skonfrontowanie kombatantów z dokumentem, który obalał najważniejszy wtedy zarzut wysuwany przez nich wobec raportu „Alego”, przepadła.
Mariusz Olczak nie odpowiedział na propozycję rozmowy o raporcie „Alego”. Henryk Piskunowicz po potwierdzeniu, że odkrył od razu obydwa dokumenty, odmówił odpowiedzi na kolejne pytania, z których pierwsze dotyczyło powodów niepoinformowania w 1993 r. o istnieniu pisma przewodniego.
Przy obecnym stanie wiedzy musimy zatem uznać, że Mariusz Olczak, przewidując istnienie pisma przewodniego Adama Borysa w 2014 r. i dwa lata później go publikując, działał uczciwie i wykazał się przenikliwością. A jeżeli tak, to ostatnim przejawem tej przenikliwości okazała się konkluzja artykułu z „Biuletynu Informacyjnego ŚZŻAK”, w którym przedstawił treść tego pisma. Prawdą jest bowiem, jak napisał w 2016 r. Olczak, że dzięki temu dokumentowi można „szereg zagadnień i tematów badawczych […] zgłębić, rozszerzyć czy też przedstawić w innym świetle” (Olczak 2016, s. 81).
W 2019 i później, w 2021 r. (choć z datą wydania 2020), ukazały się książki powielające nieprawdę. Dyrektor AAN jest współautorem drugiej z nich. O obydwu tych książkach publikowałem obszerne teksty (Stopczyński 2019b i 2021b). Ograniczę się zatem do sedna.
Wydane przez prywatne wydawnictwo kierowane przez Andrzeja Rybę Pamiętniki żołnierzy batalionu AK „Parasol” wprowadzają w błąd już samym tytułem. W istocie to kompilacja wielu relacji spisywanych w różnych powojennych okresach (także przez osoby niebędące żołnierzami batalionu) oraz dokumentów wytworzonych w oddziale. Żaden z tekstów zamieszczonych w publikacji nie jest opracowany – nie ma not edytorskich ani not biograficznych, brakuje bibliografii oraz indeksów, nie rozszyfrowano żadnego pseudonimu czy kryptonimu, nie ma ani jednego przypisu czy sygnatury archiwalnej. Relacje przepisano z licznymi błędami, które wprowadzają w błąd nawet w kwestii ustalenia autorstwa. Niektóre przykłady są wręcz kuriozalne: w tej książce autorem powojennego wspomnienia o poległym w powstaniu warszawskim Stanisławie Leopoldzie „Rafale” jest… Stanisław Leopold „Rafał”. Recenzowanie tej książki siłą rzeczy musiałoby się sprowadzić do wyszukiwania takich lapsusów rozsianych licznie na przeszło trzystu stronach. Wydawca za „wsparcie merytoryczne”, którego żadną miarą w publikacji dostrzec nie można, podziękował jednak w krótkim wstępie Mariuszowi Olczakowi. Olczak nie zaprzeczył, że udzielił pomocy prywatnemu wydawnictwu, z którym wcześniej współpracował, w uzyskaniu publicznych środków na wydanie Pamiętników. Do napisanego przez Andrzeja Rybę wniosku o dofinansowanie zostały dołączone dwie recenzje: Olczaka, występującego jako wicedyrektor AAN, i prof. Wojciecha Polaka – wówczas przewodniczącego Kolegium IPN. Wszystkie trzy teksty są równie niechlujne pod względem językowym i edytorskim. Wszyscy autorzy, choć każdy osobno, popełnili ten sam błąd w nazwisku Piotra Stachiewicza, przekręcając je na „Stachewicz”. Jedynie druga połowa recenzji prof. Polaka odbiega in plus od poziomu całości – została literalnie skopiowana z hasła „Batalion «Parasol»” w Wikipedii. Musimy uznać zaskakujące podobieństwa za zbiegi okoliczności, ponieważ autorzy podpisów się nie wyparli – odpowiadają zatem za to, co i jak napisali oraz co i jak „konsultowali”.
W obronie swojego zastępcy stanął ówczesny dyrektor AAN dr Tadeusz Krawczak. Stwierdził, że archiwum udostępniło wydawcy książki materiały archiwalne w „formie plików cyfrowych” w takim samym trybie oraz na zasadach, które dotyczą „wszystkich podmiotów”. Jednocześnie, jakby nie dostrzegając sprzeczności, w piśmie przyznano, że „wykonane przez Pana Mariusza Olczaka czynności [chodzi o udostępnienie materiałów z zasobu AAN i konsultację merytoryczną książki – W.S.] nie były realizowane w ramach obowiązków służbowych” (Pismo Tadeusza Krawczaka 2019). Innymi słowy: wicedyrektor AAN udostępniał koledze nieopracowane i nieudostępniane jeszcze innym badaczom dokumenty z zasobu AAN i pomagał mu zdobyć publiczne pieniądze na wydanie książki, ale robił to prywatnie, chociaż rzekomo według zasad obowiązujących w AAN wszystkich.
Pożytek dla historii „Parasola” z wydanej przez Andrzeja Rybę książki żaden, co w zasadzie potwierdził sam „konsultant merytoryczny”. W kolejnej książce, sygnowanej już własnym nazwiskiem i opublikowanej przez Archiwum Akt Nowych pod jego kierownictwem, Mariusz Olczak uniknął cytowania relacji na podstawie Pamiętników, które jakoby konsultował w 2019 r.
Album autorstwa Huberta Borysa i Mariusza Olczaka „Pług. Dowódca batalionu Armii Krajowej „Parasol” ukazał się w 2021 r. (z datą wydania 2020) nakładem AAN oraz Wojskowego Instytutu Wydawniczego i był przedstawiany jako „pierwsza tak pełna biografia Adama Borysa”. Do druku został skierowany na początku grudnia 2020 r. – czternaście miesięcy po opublikowaniu artykułu Raport „Alego”, czyli czego nie powiedział dowódca batalionu „Parasol”. Dyrektor AAN miał nieograniczony niczym dostęp do dokumentów archiwalnych i wystarczająco dużo czasu, aby znaleźć cokolwiek, co wybroni bohatera albumu od zarzutu zachowania niegodnego oficera i dowódcy. Gdyby znalazł, niewątpliwie opublikowałby to w książce aspirującej do miana „pierwszej tak pełnej biografii Adama Borysa”. Niczego takiego tam nie zamieścił. Wśród setek archiwaliów opublikował natomiast wszystkie trzy dokumenty wytworzone po akcji na Kutscherę oraz przedrukował cały wywiad Małgorzaty Rutkowskiej z Adamem Borysem, w którym dowódca „Parasola” w zasadzie oskarżył „Alego” o ucieczkę z pola walki i obciążył odpowiedzialnością za śmierć kolegów, a konsekwencjami własnych decyzji obarczył innych poległych podkomendnych. Milczenie w tej sprawie autorów albumu dobrze moim zdaniem świadczy o jakości wywodu przedstawionego w wydrukowanym w „Przeglądzie Historyczno-Wojskowym” artykule poświęconym świadomemu zniekształcaniu historii batalionu przez jego dowódcę. Mariusz Olczak zdawał sobie sprawę, że uczciwe zmierzenie się z tą sprawą uniemożliwi wydanie książki w zamierzeniu apologetycznej.
Przemilczanie kluczowych faktów idzie w albumie w parze z kreowaniem przez autorów wizerunku bohatera sprzecznego z tym wynikającym z dokumentów tam opublikowanych. Adam Borys jest zatem przedstawiany jako były dowódca przede wszystkim zatroskany o stworzenie wiarygodnego i naukowo rzetelnego opisu działań batalionu „Parasol”. Takie zapewnienia licznie pojawiają się w tekstach obu autorów. „Jako naukowiec dążył przez wiele lat do opracowań spełniających kryteria naukowe. Uważał, że to jego obowiązek jako dowódcy” – pisał na przykład o ojcu prof. Borys (Borys, Olczak 2020, , s. 89).
W kwestii, która dotyka sedna sprawy, czyli powojennego stosunku dowódcy do historii swego oddziału i jego poległych żołnierzy, Mariusz Olczak dopuścił się mistyfikacji. Dyrektor AAN wspomina o udziale „Pługa” w odbywanych rzekomo tuż po wojnie spotkaniach „grupy skupiającej dawnych wychowawców środowisk szaroszeregowych”, w których oprócz byłego dowódcy „Parasola” uczestniczyli „Bolesław Srocki, profesor Józef Zawadzki, ksiądz Jan Zieja”. W tym miejscu autor odesłał czytelników do mojej książki W kręgu Bolesława Srockiego (ibidem, s. 49). Wskazana przez Olczaka strona to ostatnie fragmenty relacji Tadeusza Huskowskiego „Żoliborska Grupa «Petu» drużyna CR-500 Grup Szturmowych”. Anna Borkiewicz-Celińska wymieniła ją jednym tchem obok Archiwum Baonu „Zośka” i Pamiętników żołnierzy baonu „Zośka” jako jedno z podstawowych źródeł do historii batalionu, którego monografię opublikowała w 1990 r. (Borkiewicz-Celińska 1990, s. 10). Dyrektor AAN jest autorem tekstów poświęconych batalionowi „Zośka”. Niewątpliwie zna relację brata „Alego” i musi wiedzieć, że nie wykracza ona poza okres konspiracji. W rzeczywistości we wskazanym przez Olczaka miejscu Tadeusz Huskowski pisze o powołaniu po akcji na Kutscherę (a zatem w roku 1944!) Rady Wychowawczej Szarych Szeregów i o roli Bolesława Srockiego w jej powstaniu. Działania rady, zaniepokojonej wysokimi stratami po zamachu na „kata Warszawy”, spotkały się z obstrukcją nowego dowódcy Kedywu Jana Mazurkiewicza i brakiem realnego zaangażowania samego „Pługa” (Broniewski 1982, s. 174).
Mariusz Olczak wyłącznie Adamowi Borysowi przypisał zasługę gromadzenia po wojnie relacji i wspomnień, pomijając udział Bolesława Srockiego i prof. Zawadzkiego (Borys, Olczak 20202, s. 49). Przypomnijmy tu tylko, że gdy Srocki w 1946 r. walczył z pierwszą próbą dezinformacji w kwestii największego konspiracyjnego sukcesu „Parasola”, czyli zamachu na Kutscherę, były dowódca batalionu zajęty był przygotowaniami do wyjazdu na stypendium do Anglii i USA. O jego zaangażowaniu w tę akcję można powiedzieć jedynie, że o niej wiedział i że egzemplarze spisywanych relacji trafiły także do niego. W okresie stalinowskim miał je schować w miejscu, w którym przez lata niszczały.
Jest z perspektywy czasu symptomatyczne, że to zdjęcia tych właśnie ocalonych przed gryzoniami dokumentów, które robiłem 8 stycznia 2017 r. w Witkowie, Mariusz Olczak przekazał Andrzejowi Rybie i nie interesował się już, jaki użytek z nich zrobi obdarowany. Jednocześnie o tych samych dokumentach napisał w albumie, że nie były w całości udostępnione przez Adama Borysa Piotrowi Stachiewiczowi, gdy ten pisał historię „Parasola”, co jest według niego „zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę uwarunkowania wynikające z okresu PRL i inwigilację jego osobiście oraz jego rodziny” (ibidem, s. 59). W spychaniu na komunistów odpowiedzialności za to, czego nie powiedział dowódca „Parasola”, by rzekomo „nie szkodzić byłym żołnierzom i ich rodzinom”, dyrektorowi AAN wtóruje prof. Borys, który stwierdził, że Stachiewicz pracował nad swoją książką w czasach „złagodzenia działalności cenzury, ale nie oznaczało to, że można było pisać całą prawdę. Może więc lepiej było pewne fakty i oceny zostawić w dyskrecji” (ibidem, s. 90). Nie podaje jednak żadnego przykładu „faktu i oceny”, pozostawionych tam „w dyskrecji”, skoro w książce czytelnik mógł przeczytać bez ezopowego kluczenia o „zamordowaniu w wyniku procesu” sądowego gen. Fieldorfa „Nila”, o zamordowaniu Jana Rodowicza „Anody”, o fikcyjnych śledztwach i potajemnych zabójstwach w latach czterdziestych i pięćdziesiątych.
Wyjaśnijmy manipulację: Adam Borys od lat pięćdziesiątych nie był inwigilowany z racji swojej wojennej działalności – poza własnym przekonaniem, iż tak mogło być, autorzy książki nie znaleźli na to żadnego dowodu, poza tym że funkcjonariusze MBP w 1949 r. znali okupacyjne pseudonimy dowódcy „Parasola”, które zresztą podał sam Adam Borys w arkuszu ewidencyjnym wypełnionym dobrowolnie podczas procedury ujawnienia przed Komisją Likwidacyjną b. AK we wrześniu 1945 r. Był natomiast inwigilowany ze względu na eksponowane stanowisko, jakie zajmował w czasach PRL, które pozwalało mu na podróżowanie po całym świecie w czasach, gdy przeciętny obywatel zmagał się z szarą rzeczywistością „małej stabilizacji”.
Wbrew zapewnieniom prof. Huberta Borysa komuniści nigdy nie mieli intencji fałszowania historii zamachu na Kutscherę czy w ogóle batalionu „Parasol”. Wystarczająco skutecznie robili to sami żołnierze „Parasola” na czele z dowódcą, który najpóźniej już od Października ‘56 mógł o swoich poległych podkomendnych mówić prawdę, bez ryzyka, że komuś ta prawda zaszkodzi.
Mariusz Olczak nie tylko nie poddał albumu zewnętrznej procedurze recenzyjnej, ale i sam postanowił dać wolną rękę Hubertowi Borysowi (profesorowi ASP w Warszawie), choć część z tego, co napisał, więcej mówi o nim niż o jego ojcu. Zapowiedzią tej pełnej swobody w kreowaniu obrazu ojca przez syna była audycja radiowa z 3 marca 2018 r. „Historie z szuflady: prywatne archiwum dowódcy „Parasola”, w której redaktor Wojciech Marczyk rozmawiał z Mariuszem Olczakiem i właśnie Hubertem Borysem. Profesor Borys powiedział między innymi, iż jego ojciec „był tylko dowódcą”, „nie wszystko od niego zależało” i jeżeli były ofiary po akcji na Kutscherę, to dlatego że „dwóch zadziornych warszawskich chłopaków nie chciało tracić samochodu” (Historie z szuflady… 2018). Syn powtórzył jedną z tych nieprawd, których nigdy nie sprostował jego ojciec: polegli 1 lutego 1944 r. w nurtach Wisły Zbigniew Gęsicki „Juno” i Kazimierz Sott „Sokół” nie zginęli, bo byli „zadziornymi warszawskimi chłopakami”, których poniosła fantazja, ale dlatego że, powtórzmy to raz jeszcze, wykonywali rozkaz swojego dowódcy. Siedzący w tym samym studiu historyk, dyrektor archiwum, w którym przechowywane są dokumenty przeczące temu, co powiedział Hubert Borys, nie oponował, nie prostował, nie wyraził choćby wątpliwości. Milczał.
Udział syna dowódcy „Parasola” w „pierwszej tak pełnej biografii Adama Borysa” na prawach współautorstwa to w istocie zabieg socjotechniczny, stwarzający czytelnikowi pewien problem – pisałem o tym w artykule recenzyjnym (Stopczyński 2021b). Spełniać ma podobną funkcję, jaką w przytoczonych wyżej wyjaśnieniach prof. Eislera miał udział Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej „Kamy” w promocji komiksu Zamach na Kutscherę – legitymizować przekaz, przesądzać o wiarygodności, unieważniać wszelką ewentualną krytykę.
O działaniach Mariusza Olczaka w sferze historii batalionu „Parasol” w licznych pismach informowałem dr. Pawła Pietrzyka – naczelnego dyrektora Archiwów Państwowych. Nie bagatelizował sprawy, uznał nawet, że powinna być przedmiotem „kolejnej kontroli w Archiwum Akt Nowych”, ale od tej deklaracji minęły dwa lata i wydaje się, że kontrolę odłożono ad Kalendas Graecas (Pismo NDAP, wrzesień 2021). Odpowiedzi dr. Pietrzyka szły w stronę arbitralnego ograniczenia własnych prerogatyw nadzorczych wynikających z zapisów ustawowych jedynie do kwestii „formalnych i organizacyjnych” (Pismo NDAP, czerwiec 2022). Paweł Pietrzyk przyznał jednak, że w świetle porozumienia zawartego między Wojskowym Instytutem Wydawniczym a Archiwum Akt Nowych to podległa jego nadzorowi instytucja odpowiadała za treść merytoryczną albumu, niemniej stwierdził, że „zachowanie rzetelności w pracy naukowej leży po stronie badacza, w tym przypadku współautora publikacji” – czyli Mariusza Olczaka, którego oddzielono tym samym od sprawowanej funkcji dyrektora AAN (Pismo NDAP, lipiec 2022). Czy ta rzetelność została zachowana, nie podlega już ocenie dr. Pietrzyka, ale ocenie „recenzentów wydawniczych i naukowych”. Tych jednak do przygotowania publikacji nie zaangażowano, bo „poddawanie publikacji o charakterze albumowym (a tak nazwana została monografia w porozumieniu zawartym pomiędzy AAN a WIW) procedurze recenzji wydawniczej nie jest obligatoryjne” (ibidem). Okazuje się jednak, że w wydawnictwach archiwów państwowych nic nie jest obligatoryjne, ponieważ „w archiwach państwowych nie ma dokumentów określających wymogi dla publikacji naukowych” (ibidem).
Moja korespondencja z dr. Pietrzykiem skłoniła go do podjęcia działań mających doprowadzić do powstania takiego dokumentu regulującego dobre praktyki wydawnicze. Powołano nawet „Zespół Sterujący”, którego żywot był krótki i bezowocny, projekt został bowiem decyzją tegoż „Zespołu Sterującego” „zamknięty z przyczyn formalnych” (Pismo NDAP, kwiecień 2023). Z kronikarskiego obowiązku odnotuję, że jednym z pięciu członków tego gremium był Mariusz Olczak, który zaangażował się osobiście i wykorzystał autorytet kierowanej przez siebie instytucji archiwalnej w przygotowanie dwóch książek związanych z historią batalionu „Parasol”. Każda z nich narusza w moim przekonaniu zasady etyki, ale zwierzchnik dyrektora AAN twierdzi, że jest wobec jego nieetycznych działań bezradny i najwyraźniej z tą bezradnością walczyć nie zamierza. A Mariusz Olczak zapowiada kolejne albumowe publikacje o „Parasolu”, których – wszystko na to wskazuje – nie zamierza poddać transparentnej procedurze recenzyjnej.
Mariusz Olczak obwarował swoją mistyfikację, jaką jest album o Adamie Borysie „Pługu”, nie tylko udziałem syna bohatera książki, lecz także w inny sposób – współwydawcą albumu jest pozostający w strukturach Ministerstwa Obrony Narodowej Wojskowy Instytut Wydawniczy. Istotną rolę w jego wydaniu odegrał Łukasz Kudlicki, dyrektor gabinetu politycznego ministra obrony narodowej a sam minister Mariusz Błaszczak podpisał się pod krótkim wstępem, w którym nazwał Adama Borysa „symbolem polskiego żołnierza”. Patronem albumu zostało Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku – decyzję w tej sprawie podjął ówczesny dyrektor dr Karol Nawrocki, niedługo później prezes IPN.
Jakby tego było mało, z gotową już książką autorzy pojechali 1 lutego 2021 r. do Zegrza, gdzie w dowództwie Wojsk Obrony Terytorialnej swoje dzieło przekazali na ręce gen. Wiesława Kukuły – dowódcy WOT i wielkiego admiratora dowódczych talentów Adama Borysa. Zrobili to, jak w mediach społecznościowych poinformował Mariusz Olczak, „symbolicznie w rocznicę akcji na Kutscherę” – tej, która stała się najbardziej oczywistym dowodem na fałszowanie historii przez dowódcę „Parasola”.
Patron Wojsk Obrony Terytorialnej
To, co 1 lutego 2021 r. wydawało się kurtuazyjną wizytą autorów książki u dowódcy WOT, z obecnej perspektywy jawi się jako początek przenoszenia fałszu w przestrzeń kultu państwowego, tak by odebrać prawo do jakiejkolwiek krytyki, a z tych, którzy się na krytykę jednak odważą, zrobić obrazoburców. Do mistyfikowania historii zaproszony został i zaproszenie przyjął wówczas wysoki oficer Wojska Polskiego.
Wiesław Kukuła od 2012 r. był dowódcą Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu, której Zespół Bojowy „C” dziedziczy tradycje historyczne batalionu „Parasol”. Występował imiennie w tej roli jako „główny organizator wojskowy” uroczystości związanych z Adamem Borysem w jego rodzinnym Witkowie. Już jako generał stojący na czele WOT Kukuła wskazywał go jako wzór znakomitego dowódcy (Żołnierze rezerwy i Obrony Terytorialnej… 2019). W listopadzie 2021 r. zaprosił autorów albumu o „Pługu” do dowództwa WOT w Zegrzu na uroczyste zakończenie Kursu Działań Niekonwencjonalnych, aby, o czym informował dyrektor AAN w mediach społecznościowych, opowiedzieli „o roli dowódcy oddziału «Agat»-«Pegaz»-«Parasol» Adama Borysa w kierowaniu oddziałem oraz warunkach dowodzenia w Kedywie w trudnych warunkach wojennych”. 10 grudnia 2021 r. podczas kolejnej uroczystości w Witkowie związanej z rocznicą urodzin „Pługa” organizatorzy zapowiedzieli promocję albumu z udziałem autorów Mariusza Olczaka i Huberta Borysa oraz gen. Kukuły, który miał wygłosić prelekcję „Adam Borys ps. «Pług», mój patron jako dowódcy”.
Ponieważ nie miałem pewności, czy Wiesław Kukuła wie o nie tak dawno przecież sformułowanych wobec jego patrona zarzutach, a byłem pewien, że nie dowie się o nich od autorów apologetycznej książki, dwa tygodnie przed tą uroczystością informację z linkami do artykułów przesłałem za pośrednictwem płk. Marka Pietrzaka – ówczesnego rzecznika WOT. Odpowiedź przyszła późno. Dopiero 17 marca 2022 r. zastępczyni szefa Oddziału Komunikacji Strategicznej Dowództwa WOT Maria Kołtunowska powiadomiła mnie lakonicznie, że „Pan generał Kukuła nie wnosi zastrzeżeń do osoby Adama Borysa ps. «Pług»” (Pismo Marii Kołtunowskiej, marzec 2022).
Oto odtworzone między innymi na podstawie dokumentów uzyskanych w trybie dostępu do informacji publicznej kalendarium zdarzeń i decyzji. Wszystkie one spowodowały, że zatrute drzewo wydało zatruty owoc.
1 lutego 2021 r. – wizyta autorów albumu u gen. Kukuły.
20 sierpnia – na portalu ohistorie.eu pojawia się recenzja albumu Borysa i Olczaka, zarzucająca autorom mistyfikowanie biografii bohatera.
13 września – NDAP informuje mnie, że kwestie poruszone w recenzji wejdą do agendy kontroli w AAN i wiadomość tę przekazuje Mariuszowi Olczakowi.
6 listopada – autorzy albumu na zaproszenie gen. Kukuły biorą udział w konferencji w Zegrzu.
10 grudnia – promocja albumu Huberta Borysa i Mariusza Olczaka w Witkowie z zapowiedzią prelekcji dowódcy WOT „Adam Borys ps. «Pług», mój patron jako dowódcy”.
2 stycznia 2022 r. – Mariusz Olczak na prywatnym profilu w mediach społecznościowych informuje, że „jeden z batalionów 5 Mazowieckiej Brygady Obrony Terytorialnej otrzyma imię Adama Borysa ps. Pług”.
Oficjalna procedura rozpoczyna się jednak dopiero dwa tygodnie po prywatnym oświadczeniu Olczaka:
17 stycznia – 54 żołnierzy zawodowych i obrony terytorialnej z 54 batalionu lekkiej piechoty 5 MBOT jednogłośnie przegłosowuje kandydaturę Adama Borysa na patrona oddziału i podejmuje stosowną uchwałę, do której dołączono uzasadnienie i biogram dowódcy. Nic w tych dokumentach nie wskazuje, aby głosujących żołnierzy skonfrontowano z trudnym tematem związanym z kandydatem na patrona (Uchwała 1/22/54.blp 2022).
Tego samego dnia płk Mieczysław Gurgielewicz, dowódca 5 MBOT, kieruje pismo do IPN o zaopiniowanie kandydatury Adama Borysa i „nadesłanie noty biograficznej”. Prosi jednocześnie o „przyspieszenie” procedury, ponieważ już na 13 lutego 2022 r. przewidziano uroczystość przed Grobem Nieznanego Żołnierza, podczas której „planowane jest nadanie Patronów dla batalionów lekkiej piechoty WOT” (Pismo płk. Mieczysława Gurgielewicza do IPN 2022). Trudno uciec od wrażenia, że WOT oczekiwał nie tylko szybkiej, ale też jedynie pozytywnej opinii.
18 stycznia – tę datę nosi pismo z pozytywną opinią Światowego Związku Żołnierzy AK (Pismo Teresy Stanek 2022).
19 stycznia – reprezentujący rodzinę dowódcy „Parasola” Hubert Borys wyraża zgodę na nadanie imienia ojca oddziałowi WOT (Pismo Huberta Borysa 2022).
21 stycznia – dopiero trzy tygodnie po informacji przekazanej prywatnie przez Mariusza Olczaka do MON za pośrednictwem gen. Kukuły zostaje przesłany wniosek dowódcy 5 MBOT o nadanie patrona (Pismo płk. Mieczysława Gurgielewicza do Mariusza Błaszczaka 2022).
26 stycznia – z Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa przychodzi pismo, o które płk Gurgielewicz prosił IPN 17 stycznia. Sygnujący je dr Adam Siwek stwierdza, że „bardzo krótki – dwudniowy – termin na realizację wniosku nie pozwolił na przeprowadzenie wnikliwej kwerendy archiwalnej”, ale „w wyniku przeprowadzenia ekspresowej kwerendy w Archiwum IPN nie odnaleziono dokumentów świadczących o współpracy [Adama Borysa] z organami bezpieczeństwa PRL i tym samym […] nie ma historycznych przeciwwskazań, aby [został] patronem 54. batalionu lekkiej piechoty”. A ponieważ dwa dni wystarczyły na „ekspresową kwerendę”, ale nie na przygotowanie przez IPN biogramu, dr Siwek zaproponował „skorzystanie z obszernego biogramu dowódcy «Parasola», który znajduje się na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego” i który do pisma dołączył (Pismo Adama Siwka do płk. Mieczysława Gurgielewicza 2022).
13 lutego – na stronie wydawanego przez MON pisma „Polska Zbrojna” ukazał się wywiad z gen. Wiesławem Kukułą, w którym ówczesny dowódca WOT powiedział, że „z okazji 80. rocznicy powołania AK, 14 lutego, kolejne dwie nasze jednostki otrzymały nowych patronów: jeden z batalionów otrzymał imię cichociemnego, organizatora i pierwszego dowódcę batalionu «Parasol», ppłk. Adama Borysa «Pługa»” (Blisko nam do AK 2022). Generał Kukuła wypowiedział się tak, jakby pozytywna decyzja w sprawie bardzo leżącej mu na sercu już zapadła. Nic takiego się nie stało – nie wtedy. Musiał poczekać jeszcze siedem miesięcy, które stały się okazją dla niego i dla kilku ważnych osób i instytucji, aby sprawę tę załatwić rzetelnie, uczciwie i transparentnie. Ale o tym za chwilę.
15 marca – po licznych interwencjach telefonicznych i e-mailowych odezwała się zastępczyni rzecznika WOT Maria Kołtunowska, której płk Marek Pietrzak zlecił kontakty ze mną. Zadałem kilka pytań, między innymi o wiedzę dowódcy WOT na temat zarzutów sformułowanych wobec postawy dowódcy „Parasola” i o nazwiska historyków, którzy konsultowali dla WOT kandydaturę Adama Borysa.
Na pierwsze z tych pytań rzeczniczka odpowiedziała, że dowódca WOT „nie zgłasza zastrzeżeń” (zastrzeżeń, dodajmy, do oczerniania przez Adama Borysa poległych podkomendnych i zrzucania na innych poległych odpowiedzialności za własne decyzje).
„Zapytanie o kandydata na patrona zostało przesłane do IPN oraz do Archiwum Akt Nowych, gdzie uzyskał on pozytywną opinię” – brzmiała odpowiedź na drugie pytanie. IPN potwierdził tę informację, ale z AAN przyszło pismo zawiadamiające, że instytucja ta nie opiniowała kandydatury Adama Borysa na patrona oddziału WOT (Pismo AAN 2022). Tę zawiłość Maria Kołtunowska w imieniu WOT rozwiązała w informacji przesłanej 5 kwietnia 2022 r.: „Opinia, jaką miałam na myśli, to opinia IPN, a nie AAN, takiej nie posiadamy. Odbyliśmy wiele rozmów z dyrektorem AAN p. Olczakiem i patron nie budzi wątpliwości” (Pismo Marii Kołtunowskiej, kwiecień 2022). A zatem nie AAN, współwydawca „pierwszej tak pełnej biografii Adama Borysa”, lecz jedynie dyrektor AAN i, tak się składa, współautor tej biografii, któremu postawiono zarzut naukowej mistyfikacji, konsultował kandydaturę Adama Borysa na patrona WOT. Dyrektor AAN wykorzystał autorytet instytucji, ale wystąpił jako prywatna osoba, a nie urzędnik.
7 kwietnia – jako prezes Stowarzyszenia im. Bolesława Srockiego skierowałem pismo do ministra obrony narodowej z prośbą o wstrzymanie w ministerstwie procedowania kandydatury Adama Borysa „Pługa” na patrona jednego z oddziałów WOT. Wskazałem, że na dowódcy batalionu „Parasol” „ciążą hańbiące oficera i dowódcę zarzuty zrzucania odpowiedzialności za własne decyzje skutkujące śmiercią podległych mu żołnierzy na innych poległych żołnierzy oraz dopuszczenia do oczerniania i aktywny udział w oczernianiu poległych podkomendnych”. Napisałem, że zarzuty te mają podstawy w opublikowanych artykułach naukowych, które zostały zignorowane przez autorów albumu wydanego między innymi przez podległy MON Wojskowy Instytut Wydawniczy. Wysunięcie kandydatury „Pługa” bez odpowiedzi naukowej na te zarzuty jest więc przedwczesne. Zakończyłem stwierdzeniem: „decyzja w tej sprawie będzie znakiem tego, czy wciąż elementami oficerskiego etosu w Wojsku Polskim jest to, że dowódca bierze odpowiedzialność za wydawane rozkazy i że troszczy się o dobrą pamięć o tych, których wysyła do walki, i którzy w tej walce mogą zginąć” (Pismo Waldemara Stopczyńskiego 2022).
Nie wnioskowałem o negatywną decyzję ministra, ale o wstrzymanie procedury, by wnioskodawcy oraz ci, którzy uhonorowanie dowódcy „Parasola” wsparli, mogli przygotować ekspertyzę naukową, która upora się bezdyskusyjnie z argumentacją umocowaną w metodologii badań historycznych i wskazującą na niegodne zachowanie Adama Borysa wobec poległych podkomendnych. Artykuł wyjaśniający koincydencję faktów, treści dokumentów i wypowiedzi w sposób korzystny dla dowódcy „Parasola” byłby z pożytkiem dla każdej ze stron – kandydaturze „Pługa” na patrona żołnierzy dałby podstawy naukowe oraz umożliwiłby badaczom prowadzenie sporu – bo spór jest w nauce czymś oczywistym, choć jak się okazuje nie dla wszystkich.
Pismo skierowane do ministra Błaszczaka przesłałem do wiadomości osób reprezentujących instytucje oraz organizacje społeczne z prośbą o poparcie. Każdy z adresatów w mojej ocenie dysponował zasobami, wiedzą oraz zapleczem wydawniczym, które umożliwiały uporanie się ze zgłoszonym problemem na wnioskowanym przeze mnie poziomie. Ci adresaci to:
– dr hab. Sławomir Cenckiewicz – dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, wydawcy „Przeglądu Historyczno-Wojskowego”, w którym ukazał się kluczowy dla sprawy artykuł o Adamie Borysie,
– Piotr Sikorski – przewodniczący Społecznego Komitetu Opieki nad Grobami Poległych Żołnierzy Batalionów „Zośka” i „Parasol”,
– dr Paweł Pietrzyk – naczelny dyrektor Archiwów Państwowych,
– Teresa Stanek – prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
Na pismo nie zareagował jedynie dr Pietrzyk. Wszyscy pozostali adresaci odpowiedzieli na moją prośbę negatywnie. Najdłuższa jest wypowiedź przewodniczącego Piotra Sikorskiego. Najbardziej lakonicznie – w czterech zdaniach – odpowiedział dr hab. Sławomir Cenckiewicz, ale niewiele więcej napisał w imieniu zmarłej niedawno prezes Teresy Stanek wiceprezes ŚZŻAK prof. dr hab. Wiesław Jan Wysocki. Już z własnej inicjatywy MON wystąpiło ponownie o opinię do IPN, który w odpowiedzi przesłał jako swoje oficjalne stanowisko cytowaną już wyżej notatkę dr. hab. Jacka Sawickiego.
Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, czyli „proszę przyjąć życzenia większego obiektywizmu”
Profesor Wysocki zapewnił w swoim piśmie, że „Zarząd Główny ŚZŻAK wnikliwie przyjrzał się postaci dowódcy batalionu «Parasol» ppłk. Adama Borysa ps. Parasol [sic!]” oraz moim „zastrzeżeniom wobec jego osoby”. Zarzucił mi, że „walczę ze śp. Dowódcą «Parasola»” i że ta walka „bardziej nosi cechy osobistej niechęci niż dbania o prawdę historyczną”. Na koniec złożył życzenia „większego obiektywizmu” i „uwzględniania specyficznych okoliczności oraz warunków konspiracyjnych przy ocenie postaci z lat ich aktywności w czasach okupacji” (Pismo Wiesława Jana Wysockiego 2022).
Zarzut nieuwzględnienia przeze mnie okupacyjnego kontekstu dowodzi, że wbrew zapewnieniom Zarząd Główny ŚZŻAK nie przyjrzał się wnikliwie „postaci dowódcy batalionu «Parasol» ppłk. Adama Borysa” oraz moim „zastrzeżeniom wobec jego osoby”. Otóż stawiany przeze mnie „zarzut” nie dotyczy decyzji podejmowanych przez Adama Borysa w warunkach konspiracji. W tychże warunkach po akcji na Kutscherę dowódca ocenił zachowanie w walce swojego żołnierza pozytywnie, uznając, że w przyszłości wykona on skutecznie wydane przez niego rozkazy, i w związku z tym podjął decyzję o skierowaniu go do dalszych działań bojowych. Jej wynikiem była śmierć „Alego” po akcji na Koppego. Problem polega na tym, że już długo po wojnie, w warunkach całkowitego osobistego bezpieczeństwa, wyparł się tamtego swojego postanowienia. Dopuścił do petryfikowania się kłamstwa na temat poległych, sam czynnie to kłamstwo rozpowszechniał, a odpowiedzialność za własne decyzje skutkujące śmiercią żołnierzy, podejmowane rzeczywiście w „specyficznych okolicznościach oraz warunkach konspiracyjnych”, zrzucił na podkomendnych.
ŚZŻAK jest wydawcą „Biuletynu Informacyjnego”. To w tym piśmie ukazał się artykuł Mariusza Olczaka, w którym ujawnił on treść pisma przewodniego dołączonego do raportu „Alego”, więc zwrócenie się do dyrektora AAN o polemikę niewątpliwie było możliwe i zasadne.
Społeczny Komitet, czyli „nie ma Pan moralnego prawa”
Społeczny Komitet Opieki nad Grobami Poległych Żołnierzy Batalionu „Zośka” powstał w 1988 r. W 2016 r. środowisko kombatantów batalionu „Parasol” przekazało prerogatywy do występowania w ich imieniu właśnie Społecznemu Komitetowi, który wtedy do swojej nazwy dodał kryptonim bliźniaczego oddziału. Jest współorganizatorem uroczystości rocznicowych zamachu na Kutscherę. W piśmie podpisanym przez przewodniczącego Piotra Sikorskiego i sekretarza Jacka Bartnickiego podkreślono, że to Społeczny Komitet „jest spadkobiercą spuścizny obu Batalionów” oraz „stoi na straży pamięci o «Parasolu» i jest uprawniony do występowania w kwestiach opisywania i interpretowania historii batalionu” (Pismo SKOnGPŻBZiP 2022). Nie czuje się jednocześnie upoważniony „do dokonywania ocen działań oraz negowania życiorysów osób związanych z batalionami”. Autorzy stwierdzili, że „nie mam moralnego prawa” do wysuwania „tak daleko idących zarzutów”, chociaż, dodali jeszcze, podobnie jak prof. Wysocki błędnie odczytując problem, „niewątpliwie niektóre podejmowane [przez Adama Borysa – W.S.] decyzje i wydawane w ekstremalnych warunkach okupacji rozkazy mogą po latach budzić kontrowersje”.
Życiorysy postaci historycznych podlegają jednak rewizjom, gdy ujawniane są nieznane wcześniej dokumenty lub fakty. Zasada ta obowiązuje także w odniesieniu do życiorysów Adama Borysa i Stanisława Huskowskiego „Alego”.
Autorzy pisma „zwrócili mi uwagę”, że „szargam imię Dowódcy Batalionu «Parasol»”, co „godzi również w pamięć Jego Żołnierzy i dobre imię Jednostki, którą dowodził”. Także dla mnie jest zaskakujące, że za „szarganie imienia” poległego żołnierza odpowiada jego dowódca, który wysłał go do walki. Upomnienie się o „dobre imię” tego poległego żołnierza na podstawie dokumentów, których istnienie zostało przez dowódcę przemilczane, jest jednak dla zarządu Społecznego Komitetu „szarganiem imienia” zarówno tego dowódcy, jak i „Jego Żołnierzy” – a zatem także tego, którego dobre imię szargał ów dowódca.
Autorzy pisma zarzucili mi ponadto „złą wolę”, „brak bezstronności” i „wyjątkową megalomanię”, a to dlatego że „w tak drażliwej materii” powołuję się „na własne artykuły i przemyślenia”. Tymczasem problem polega na tym, że w tej „tak drażliwej materii” nie ma innych artykułów niż moje, chociaż pismo skierowane przeze mnie do przewodniczącego Piotra Sikorskiego było zaproszeniem do tego, aby powstały. Społeczny Komitet ma w swoich strukturach Sekcję Historyczną Batalionu „Parasol” i prowadzi działalność wydawniczą oraz wystawienniczą. Wydał między innymi osobne publikacje o dowódcy batalionu „Zośka” Ryszardzie Białousie i akcji pod Arsenałem. W ofercie nie ma jednak książek o dowódcy batalionu „Parasol” ani o zamachu na Kutscherę.
Natomiast w 2019 r. nakładem komitetu ukazała się książka pracownika naukowego działu historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego Rafała Brodackiego Działalność batalionów „Zośka” i „Parasol” w konspiracji. Szkic historyczny. W opracowaniu jest fragment poświęcony akcji z 1 lutego 1944 r. W krótkim tekście znajdziemy informacje nieznane z żadnych dokumentów i opracowań, jak ta o przeszukiwaniu trupa Kutschery przez trzech żołnierzy: „Misia”, „Kruszynkę” i… „Lota”, który przecież został ciężko ranny na samym początku walki i natychmiast oddalił się w stronę aut – co do tego wątpliwości nie ma. W opisie przebiegu akcji nie wspomniano o „Alim”, ale z zamieszczonego szkicu jasno wynika, że według autora nie wziął on udziału w walce. W odniesieniu do przyczyn śmierci „Juna” i „Sokoła” Brodacki jednoznacznie stwierdził, że „nie wykonali rozkazu” (Brodacki 2019, s. 34–36). Publikacja Społecznego Komitetu, który uważa się za „uprawniony do występowania w kwestiach opisywania i interpretowania historii batalionu” ignorowała w 2019 r. – 26 lat po artykule dr. Piskunowicza – istnienie raportu z akcji na Kutscherę.
W 2022 r., trzy lata po wydaniu książki Brodackiego i już trzy miesiące po zajęciu stanowiska w sprawie patronatu Adama Borysa, Społeczny Komitet we współpracy z Ministerstwem Sprawiedliwości przygotował z okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego wystawę „Silni jak stal – historia batalionu «Parasol»”, która zawisła na ogrodzeniu budynku ministerstwa w Alejach Ujazdowskich – w najbliższym sąsiedztwie miejsca akcji na Kutscherę. Za stronę merytoryczną publikowanych treści odpowiadało dwoje członków zarządu Społecznego Komitetu: Anna Roczkowska i Remigiusz Stefani, oraz zastępca dyrektora Departamentu Legislacyjnego Prawa Cywilnego Ministerstwa Sprawiedliwości Witold Cieśla.
Na wystawie zaprezentowano zdjęcia raportu „Alego”, w ten sposób zaprzeczając niejako własnej publikacji sprzed kilku zaledwie lat. Sześć plansz poświęcono poległym żołnierzom – jedną Stanisławowi Huskowskiemu. Oprócz retuszowanego zdjęcia z Akt Piotra Stachiewicza w AAN otrzymaliśmy krótki tekst podzielony na cztery akapity, z których pierwszy relacjonuje przeprowadzki rodziny Huskowskich z Warszawy do Lwowa i z Lwowa do Warszawy. „Ali” nie dożył dwudziestych drugich urodzin. W jego krótkim życiu najistotniejsze było uczestnictwo w walce w szeregach „Parasola”, a po śmierci oskarżenie o tchórzostwo i ucieczkę z pola walki. To do tej sprawy – a nie rodzinnych przeprowadzek z czasów dzieciństwa – odnosili się na przykład Wanda Leopold (powołując się na słowa swego poległego w powstaniu męża – „Rafała”), Anna Borkiewicz-Celińska, Andrzej Tymowski czy cytowana przeze mnie wyżej Danuta Kaczyńska „Lena” (Stopczyński 2016, s. 113). Nawet w krótkim biogramie w Wikipedii odnotowano, że „Ali” był „niesłusznie oskarżany o ucieczkę z miejsca zdarzenia” (hasło: Stanisław Huskowski (żołnierz AK), Wikipedia). Jednak w informacji przygotowanej przez Społeczny Komitet Stanisław Huskowski nie zasłużył na choćby jedno zdanie sprostowania, które przecież należy mu się w związku z treścią publikowanego jednocześnie dokumentu.
Instytut Pamięci Narodowej, czyli Roma locuta, causa finita
Jeszcze jako kandydat na prezesa IPN dr Karol Nawrocki udzielił wywiadu portalowi niedziela.pl pod wymownym tytułem Prawda jest naszym orężem. Na jedno z pytań historyk odpowiedział stwierdzeniem, że wiele państw „próbuje redefiniować swoją historię”, ale „my jako naród nie musimy tego robić”. „Zatem – chciał się upewnić dziennikarz prowadzący rozmowę – prawda historyczna jest naszym orężem?” „Z pewnością – odpowiedział dr Nawrocki i uzupełnił – Dopiero jednak skuteczna, a nie tylko zgodna z faktami opowieść sprawi, że stanie się ona naszym orężem” (Prawda jest naszym orężem 2021).
Przypomnijmy, że w cytowanej wyżej „Propozycji stanowiska BBH IPN w sprawie polemiki Waldemara Stopczyńskiego na temat przebiegu zamachu na Kutscherę i postawy dowódcy baonu Adama Borysa «Pługa»” dr hab. Jacek Sawicki rozstrzygnął w imieniu IPN, że to raport „Alego” jest dokumentem „najbliższym prawdy”. „Czym innym jest jednak ocena dowódcy «Parasola» Adama Borysa «Pługa»” – napisał autor w drugiej części notatki. Ja z kolei jako autor artykułu krytycznego wobec Adama Borysa „gubię historyczny kontekst opisywanych wydarzeń i obwiniam «Pługa» za pomówienia «Alego» pojawiające się w opracowaniach historycznych środowiska, przede wszystkim w książce Piotra Stachiewicza «Parasol»” (Sawicki 2022).
A zatem: raport „Alego” trzeba wreszcie zaakceptować w badaniach naukowych nad słynną akcją Kedywu, ale żadną miarą nie wolno w związku z tym doprowadzić do „redefinicji historii”. Badacz powinien w tym miejscu poskromić swoją ciekawość i odłożyć umaczane w atramencie pióro. Na pewno zaś „pomówień «Alego» w opracowaniach historycznych”, które pieczętowane były autorytetem dowódcy, nie należy wiązać z osobą tego dowódcy. Artykuł, w którym przedstawiono wywód prowadzący do jedynego możliwego wniosku, że to właśnie dowódca odpowiada za „pomówienia «Alego»” i niezgodne z prawdą przedstawianie historii swojego oddziału, ma 26 stron oraz 75 przypisów i był przed publikacją oceniany przez dwóch recenzentów. I wniosek ten został właśnie unieważniony przez IPN dwoma zdaniami, których treści niczym podpierać nie trzeba. Epizod polskiej historii może znowu błyszczeć niczym diament na tle mrocznych dziejów innych narodów, bo Roma locuta, causa finita.
Wróćmy do notatki Jacka Sawickiego. Spychając wszystko na „zgubienie kontekstu historycznego”, autor postarał się objaśnić, jak problem tego kontekstu rozumie. I, moim zdaniem, wskazał na sprawy istotne.
Powołując się na Stanisława Broniewskiego „Orszę”, dr hab. Sawicki za nadrzędną kwestię uznał „gorącą dyskusję, a właściwie spór dotyczący udziału młodzieży w walce zbrojnej” toczący się w okresie konspiracji między „kierownictwem Szarych Szeregów i dowództwem Kedywu”. Następnie przedstawił Adama Borysa jako oficera, który „stworzył niewątpliwie jeden z najbardziej bojowych oddziałów” i „odnotował znaczące sukcesy w walce”, choć dowódca „nie ustrzegł się przy tym pomyłek i potknięć”. Wymienił w tym miejscu jedną tylko „pomyłkę i potknięcie” – straty ludzkie ponoszone przez oddział podczas wykonywania akcji bojowych. „To powinno być przedmiotem badań szczegółowych” – dodał jeszcze Sawicki, świadomy najwyraźniej istotnego problemu wynikającego ze stylu dowodzenia przyjętego przez Adama Borysa: czy oddział przez niego zorganizowany i dowodzony nie składał zbyt wielkiej daniny krwi za osiąganie „znaczących sukcesów w walce” (ibidem)?
Adam Borys przyznał, że to jego zadaniem było zorganizowanie oddziału tak, aby „gwarantować optymalne efekty przy minimalnych stratach własnych” (Stopczyński 2019a, s. 75). W akcji na Kutscherę życie straciło czterech żołnierzy – 45 proc. oddziału wykonującego rozkaz dowódcy. Jeżeli wliczymy rannych, którzy przeżyli – 67 proc. Nie dowiemy się już, czy rany „Lota” i „Cichego” były śmiertelne, czy takimi dopiero się okazały z powodu nieudzielenia im pomocy natychmiast w zorganizowanym wcześniej punkcie szpitalnym. Gdyby taki istniał, trafiliby do niego od razu, a „Sokół” i „Juno” nie wracaliby mostem Kierbedzia na lewy brzeg Wisły. Po półrocznej działalności oddziału jego dowódca nie przygotował jednak służb sanitarnych na poziomie odpowiadającym ryzyku ponoszonemu przez jego żołnierzy, skrytykował natomiast dr. „Maksa” za to, że ten postanowił ratować życie rannych kosztem własnej dekonspiracji w szpitalu Przemienienia Pańskiego (ibidem, s. 78).
To straty po akcji na Kutscherę spowodowały powołanie Rady Wychowawczej, do której wszedł między innymi Bolesław Srocki. Szare Szeregi były wstrząśnięte ich skalą i nie miały pewności, czy strona wojskowa zrobiła rzeczywiście wszystko, aby śmierć żołnierza w walce była niemożliwą do uniknięcia konsekwencją jej prowadzenia, a nie wyrazem szafowania krwią idealistycznie do tej walki nastawionej młodzieży. „Rozmowa była trudna. «Pług» rozkładał ręce: «no cóż, rzeczywiście…, wojna…, straty…» Tak, tak, rozumiemy! […] Z «Radosławem» [ppłk. Janem Mazurkiewiczem, nowym dowódcą Kedywu – W.S.] też nie można było nawiązać żadnego psychicznego kontaktu” – komentował ówczesne kontakty z dowódcami wojskowymi naczelnik Szarych Szeregów (Broniewski 1982, s. 174).
Po akcji na Kutscherę przez kolejne sześć miesięcy konspiracyjnej walki oddział „Pegaz” i później już batalion „Parasol” przygotował cztery duże akcje bojowe, których celami byli przedstawiciele niemieckiego aparatu represji. Z nich do skutku doszły trzy, ale tylko jedna zakończyła się sukcesem, choć zlikwidowanym funkcjonariuszem okazał się ktoś inny niż wskazany cel. Akcje na Waltera Stamma w Warszawie 6 maja 1944 i na Wilhelma Koppego w Krakowie 11 lipca 1944 r. nie udały się, przynosząc poważne straty wśród poległych i rannych. O tej pierwszej można mówić wręcz w kategoriach katastrofy, za którą „Pług” – tak twierdził między innymi kwatermistrz batalionu „Parasol” Wiesław Raciborski „Robert” – powinien ponieść odpowiedzialność (Stopczyński 2019a, s. 80).
To właśnie masakra, jaką zakończyła się akcja na Stamma, spowodowała odejście z oddziału Tadeusza Wronowskiego „Przygody”, który wcześniej dowodził akcją na Alfreda Milkego. Tak pisał o powodach swojej decyzji:
Ginęli naprawdę ludzie o dużej indywidualności, którzy na pewno mogli być bardziej oszczędzani, a do wykonywania akcji raczej o charakterze katowskim można było używać innych ludzi. Poza tym nie mogłem się zgodzić z tym, że ginęli moi przyjaciele, z którymi się bardzo zżyłem, i ginęli czasami zupełnie niepotrzebnie, gdyż niektóre akcje można było przeprowadzić gdzie indziej, nie narażając się na tak duże straty. Wszystkie te moje zastrzeżenia przedłożyłem «Dyrektorowi» [Adamowi Borysowi – W.S.]. Nie zgodził się on wtedy ze mną, przedstawiając masę kontrargumentów i umotywowań6.
Niestety, autor relacji nie przekazał „kontrargumentów i umotywowań” dowódcy, którymi ten w czasie wojny uzasadniał konieczność ponoszenia przez jego żołnierzy wysokich ofiar także w akcjach niemożliwych do wykonania.
Wiemy też, co o wysyłaniu żołnierzy na samobójcze w istocie misje w kontekście zamachu na Stamma sądził Stanisław Leopold „Rafał”. Jego stanowisko przekazał Aleksander Kamiński w kontynuacji Kamieni na szaniec. Książka „Zośka” i „Parasol”. Opowieść o niektórych ludziach i niektórych akcjach dwóch batalionów harcerskich ukazała się dopiero w 1957 r., ale jej część poświęcona konspiracji powstała tuż po wojnie. Ważne jest dla nas, że jednym ze źródeł informacji dla autora, zwłaszcza w kwestiach batalionu „Parasol”, był Bolesław Srocki. Słowa, które Kamiński włożył w usta Stanisława Leopolda, przekazał mu zapewne mentor „Petu”. Tym ważniejsza jest to relacja:
Żołnierz jest najcenniejszym dobrem narodu i wojska. Żołnierzem należy gospodarować niesłychanie troskliwie i oszczędnie. Nie wolno żołnierza posyłać do akcji, w której nie ma szans powodzenia i w czasie której żołnierz nie ma zapewnionego dostatecznego bezpieczeństwa. Zasada odpowiedzialności za życie żołnierza powinna być stawiana na tej samej wysokości co zasada karności żołnierskiej [Kamiński 2009, s. 151].
Wskazanie dowódcy jego powinności wobec żołnierzy, których wysyła do walki, płynęło nie z pretensji, że ci żołnierze giną, ale z wrażenia, że ich życiem dowódca nie gospodarował ani troskliwie, ani oszczędnie. Nie ma tu wątpliwości. Jednocześnie Adam Borys wybrał taki styl kierowania walką, który nie zakładał jego osobistego udziału w akcjach. Pojawiał się na miejscu tuż przed nią, aby zlustrować sytuację, i znikał. „Oczywiście nie angażował się, był ulokowany tak, by nie przytrafiło mu się nieszczęście” – pisał w opublikowanym niedawno wspomnieniu szef służby „Moto” Wojciech Światkowski „Korczak” (Konspiracja warszawska… 2023, s. 139). Odnotujmy, że Adam Borys był nieobecny w Krakowie, gdy jego ludzie wykonywali najbardziej skomplikowaną akcję ze wszystkich, jakie im zlecił.
Te jednostronnie przeze mnie dobrane szczegółowe kwestie pokazują, że Jacek Sawicki ma rację, stwierdzając, że ocena decyzji podejmowanych przez Adama Borysa w czasie dowodzenia „Agatem”-„Pegazem”-batalionem „Parasol” nie musi być łatwa ani jednoznacznie pozytywna. Można się spierać o to, jakim typem dowódcy był Adam Borys w czasach okupacji i czy styl jego dowodzenia powinien być wzorem dla współczesnych żołnierzy.
Jednak chodzi przecież, trzeba to powtórzyć po raz kolejny, nie o decyzje z czasów okupacji, do których podejmowania Adam Borys miał prawo, lecz zepchnięcie za nie odpowiedzialności na poległych i ich oczernianie już po wojnie.
Wojskowe Biuro Historyczne, czyli nie każda prawda jest ciekawa
Najważniejsze teksty o akcji na Kutscherę, w tym artykuł dr. Piskunowicza, ukazywały się na łamach „Przeglądu Historyczno-Wojskowego”, wydawanego przez pozostające w strukturach MON Wojskowe Biuro Historyczne. Mój tekst o odpowiedzialności Adama Borysa za fałszowanie historii zamachu z 1 lutego 1944 r. jest najistotniejszą wypowiedzią na ten temat od opublikowania przez Piotra Stachiewicza książki o „Parasolu”. W konkluzji napisałem przecież, że „przemilczane przez Adama Borysa, a ujawnione w ostatnich latach dokumenty nie wzbogaciły «konstrukcji opracowania» [Stachiewicza – W.S.], ale właśnie ją «zburzyły»” (Stopczyński 2019a, s. 81).
Dyrektor WBH dr hab. Sławomir Cenckiewicz w przesłanym mi piśmie był nad wyraz lakoniczny. Stwierdził po prostu, że „wątpliwości dotyczące postawy ppłk. Borysa” wysunięte przeze mnie w artykule opublikowanym w piśmie wydawanym przez WBH „nie są wystarczające”, a ppłk Adam Borys „darzony autorytetem przez podkomendnych jest bardzo dobrym kandydatem na patrona oddziału Wojska Polskiego” (Pismo Sławomira Cenckiewicza 2022).
Ile prawdy jest w kategorycznym, wygłoszonym niejako ex cathedra stwierdzeniu, że dowódca „Parasola” był „darzony autorytetem przez podkomendnych”?
Swojego dowódcę podwładni w czasie wojny i po niej nazywali „Dyrektorem” i tak się do niego zwracali. W 2001 r. staraniem żołnierzy „Parasola” ukazała się broszura Pamięci dowódcy. Wspomnienia o „Dyrektorze”. Zawiera wypowiedzi dziewięciorga byłych podwładnych Adama Borysa. „Dyrektor” „potrafił wzbudzać szacunek i zaufanie. […] Bardzo go szanuję i podziwiam” – zacytowano w broszurze słowa nieżyjącego już wtedy Stanisława Jastrzębskiego „Kopcia” (Pamięci dowódcy… 2001, s. 19, 21). W postępowaniu dowódcy „przebijała ogromna dbałość o interesy i bezpieczeństwo żołnierzy” – zapewniał Stefan Grudziński „Bogdan” (ibidem, s. 25). „Był człowiekiem o dużym autorytecie moralnym” – to Andrzej Tymowski „Nowakowski” (ibidem, s. 31). Cytowany wyżej Wojciech Światkowski „Korczak” przekonywał: „Darzyliśmy Go ogromnym zaufaniem”. I w innym miejscu, odnosząc się do udziału Adama Borysa w powstaniu książki „Parasol” Piotra Stachiewicza:
Nie byłoby jej bez ogromnego, czynnego udziału „Dyrektora”. Na pewno zapoznał się z każdą częścią tego raportu, korygował i uzupełniał informacjami jedynie Jemu znanymi. Dbał, by treści były prawdziwe, obiektywne, właściwe dla formy publikacji. Uważał, że winien jest taki dokument społeczeństwu, wojsku [ibidem, s. 36, 39].
Autorytet dowódcy w części środowiska kombatanckiego był zatem niewątpliwie duży. Zaufanie do niego w czasie wojny i po niej – bezgraniczne, co pokazała postawa „Kamy” wobec pojawienia się w naukowym obiegu raportu „Alego”. Jest jednak i druga strona medalu – poświadczona równie licznymi dowodami. Niektóre z nich zostały omówione w artykule recenzującym album Huberta Borysa i Mariusza Olczaka. Tutaj chcę przedstawić jeszcze jedno, wcześniej nieznane a bardzo wymowne świadectwo.
W prywatnym archiwum Wandy Leopold zostały niedawno odnalezione dwa listy, jeden z 29 grudnia 1956, drugi z 8 stycznia 1957 r. Pierwszy napisały Barbara Dyga-Hellwigowa „Ola” i Helena Dubiczyńska „Wrona” do Janiny Lenczewskiej-Samotyi „Żaby”. „Ola” była żoną zmarłego tuż po wojnie Bronisława Hellwiga „Bruna” – kierowcy w akcjach na Kutscherę i Stamma. „Wrona” to siostra Bronisława Pietraszewicza, a „Żaba” – kuzynka „Wrony” i „Lota” (ich matki były siostrami).
„Ola” i „Wrona” zwracały się do Janiny Lenczewskiej tonem, który może wskazywać na przełamywanie przewidywanego oporu adresatki, aby zaangażowała się w powstały w związku z październikową odwilżą zamysł spisania historii „Parasola”: „Jesteś nam bardzo potrzebna”, „Serdecznie prosimy Ciebie o wzięcie udziału w tej akcji”, „Wierzę, że weźmiesz w tym udział” – zaklinała Barbara Hellwigowa, dodając: „Całością kieruje «Dyrektor»”. „Wrona” dopisała: „Ja ze swej strony też bardzo Cię proszę, abyś nie uchyliła się od tego. Pozostało bardzo mało osób, które mogłyby uzupełnić materiał o «Parasolu»”. Zwróciła się do kuzynki także z prośbą o pomoc w dotarciu do Wandy Leopold i Wandy Nowakowskiej „Zofii”, o których stwierdziła, że „mogłyby b[ardzo] dużo powiedzieć”. Jeszcze jedną kwestię niezwykle istotną podniosła w liście do kuzynki siostra „Lota”: „Co do Ciebie to byłaby jeszcze jedna prośba, a mianowicie napisać coś o Bronku, ponieważ nikt z żyjących nie znał go tak blisko jak Ty” (Archiwum Wandy Leopold 1).
Drugi z odnalezionych listów napisała Janina Lenczewska-Samotyja do Wandy Leopold. Dołączyła do niego list „Oli” i „Wrony”. Kuzynka „Lota”, która według siostry Bronka Pietraszewicza znała go najbliżej, zwróciła się do Wandy Leopold 13 lat po śmierci „Lota” i Jerzego Zborowskiego „Jeremiego” w związku z inicjatywą wydawniczą realizowaną pod auspicjami Adama Borysa:
Niepokoi mnie organizowanie tego przez „Dyrektora”, pamiętam ostre słowa o nim Jurka Zborowskiego i wyraz twarzy Bronka, ile razy o nim wspominał. Wielka szkoda, że nie żyje p. Bolesław [Srocki]. Miałam do niego zaufanie, a poza tym stał on jednak trochę z boku, a nie w samym centrum. […] Ja jestem przekonana, że jest naszym obowiązkiem utrwalić fakty dotyczące „Parasola”, ale do tej imprezy nie mam zbytniego zaufania [Archiwum Wandy Leopold 2].
Zadeklarowała jednocześnie stanowczo, że prośby kuzynki, by sporządziła wspomnienie o „Locie”, nie spełni: „O Bronku pisać nie będę. Gołe fakty ustalić można i beze mnie, a wspomnień ogłaszać nie będę z wyżej podanych powodów, a także dlatego, że choć już 13 lat mija od jego śmierci, nadal stosunek mój do niego jest czysto osobisty i b[ardzo] trudno mi o nim mówić i pisać” (ibidem).
Na szczęście zdanie zmieniła. Egzemplarz jej relacji noszącej datę 23 marca 1957 r. wraz z wieloma innymi wtedy powstałymi także znalazł się w archiwum Wandy Leopold.
Przytoczone świadectwo pochodzi z najbliższego otoczenia dowódcy akcji na Kutscherę i napisane jest jednocześnie przez podkomendną Adama Borysa. Zawiera wyraźną sugestię wskazującą na niechętny stosunek „Lota” i „Jeremiego” (zastępcy „Pługa”) do dowódcy. Autorka już wprost wyraża swoje przekonanie, że historia „Parasola” pisana pod auspicjami Adama Borysa nie będzie uczciwa, podczas gdy gwarantem uczciwości byłby Bolesław Srocki.
Janina Lenczewska zapisała w liście do wdowy po „Rafale” także inną myśl. Na przekór zapewnieniom „Dyrektora”, wbrew przekonaniu tych, którzy mu uwierzyli, i tych, którzy dzisiaj tę wiarę mimo znanych im faktów podtrzymują, ta myśl wciąż pozostaje wyzwaniem wymagającym odwagi intelektualnej: „Wydaje mi się, że my żywi jesteśmy coś winni naszym zabitym i że dług ten spłacić w części możemy, ogłaszając o nich prawdę” (ibidem).
Decyzja nr 128/MON ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka o nadaniu 54 batalionowi lekkiej piechoty 5 Mazowieckiej Brygady Obrony Terytorialnej imienia ppłk. Adama Borysa „Pługa” została wydana 13 września 2022 r. – dopiero pół roku po tym, jak Wiesław Kukuła na łamach „Polski Zbrojnej” przesądził o wyniesieniu jego osobistego patrona do rangi patrona żołnierzy, których może kiedyś wysłać do walki.
Środowisko wpływowych historyków odmówiło merytorycznej dyskusji, choć żaden z adresatów mojego pisma nie dezawuował problemu. Milczenie to oznacza w istocie rozciągnięcie parasola ochronnego nad Mariuszem Olczakiem i w mojej ocenie nieprawdziwym przedstawianiem przez niego historii – nomen omen – „Parasola”.
Odkrywca i jego odpowiedzialność
Mam wrażenie, że jest coś orwellowskiego w tym usankcjonowaniu kłamstwa jako prawdy, a przez wiele lat byłem przekonany, iż największą odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą dr Tomasz Łabuszewski i Mariusz Olczak. Ich wina jest moim zdaniem poza dyskusją: popełniając fałszerstwa, łamali kodeks etyczny obowiązujący naukowców, sprzeniewierzali się etosowi własnej profesji. Starałem się pokazać, że obaj nie działali w izolacji od swoich przełożonych i szerzej – środowiska historycznego, w którym funkcjonowali i wciąż funkcjonują.
Odpowiedzialność dr. Henryka Piskunowicza, który odnalazł raport „Alego” i pismo przewodnie Adama Borysa w Archiwum Akt Nowych w 1992 r., wydaje się jednak większa. W roku następnym w „Wojskowym Przeglądzie Historycznym” opublikował treść raportu. Na publikację pisma przewodniego historyk się nie zdecydował. Nie zdecydował się nawet na poinformowanie o jego istnieniu. Pisałem już, że dr Piskunowicz odmówił odpowiedzi na pytania dotyczące raportu „Alego”, w tym powodów nieujawnienia w 1993 r., że istnieje dokument podpisany przez Adama Borysa.
W 2009 r. Elżbieta Isakiewicz opublikowała w „Tygodniku Powszechnym” artykuł poświęcony „Alemu” pt. Bohater ze skazą. Przygotowując go, skontaktowała się z odkrywcą raportu i przytoczyła jego wypowiedzi. Była to pierwsza okazja, aby naprawić błąd sprzed szesnastu lat, ale dr Piskunowicz z niej nie skorzystał (Isakiewicz 2009). Artykuł ukazał się w marcu 2009 r. – niedługo po wielkiej rekonstrukcji, będącej z kolei dla dr. Łabuszewskiego początkiem drogi, która zaprowadzi go do mistyfikowania historii zamachu na Kutscherę.
W 2012 r. IPN zlecił dr. Piskunowiczowi napisanie jednej z dwóch recenzji przygotowywanego komiksu-książki historycznej o zamachu na Kutscherę. Tekst opatrzony datą 17 listopada 2012 r. ma niespełna półtorej strony. Recenzent w ogóle nie wspomniał o odnalezionych przez siebie dokumentach, a autorów w kwestii wiarygodnego opisu przebiegu akcji na Kutscherę odesłał… do opracowania prof. Tomasza Strzembosza z 1978 r.
I wreszcie w 2014 r. red. Mirosław Maciorowski przygotował obszerny artykuł w magazynie „Ale Historia”. Wspominany już, w którym kombatanci wątpili w wiarygodność raportu z akcji, bo raport ów nie został potwierdzony przez dowódcę, Mariusz Olczak antycypował w nim istnienie takiego potwierdzenia, a rzeczywisty jego odkrywca uparcie o jego istnieniu milczał. „Spór o raport «Alego» zapewne pozostanie nierozstrzygnięty. Badacze, którzy sądzą, że wiernie opisuje wydarzenia, raczej nie znajdą niepodważalnych argumentów, by rozwiać wątpliwości sceptyków” – stwierdził w konkluzji swojego artykułu red. Maciorowski (Maciorowski 2014). Jest oczywiste, że ta konkluzja byłaby inna, gdyby dr Piskunowicz ujawnił autorowi to, o czym wiedział od 1992 r., ale co z sobie wiadomych powodów postanowił ukryć. Decyzją z 1993 r. uchylił innym drzwi do fałszowania historii, ale swoim milczeniem od 2009 r. otworzył je na oścież, by w 2014 r. wziąć osobisty udział w falsyfikowaniu historii zamachu na Kutscherę, zatajając kluczową informację7.
Zamach na Kutscherę i historia batalionu „Parasol” w świetle ujawnionych już i wciąż ujawnianych dokumentów potrzebują swoistego audytu wiedzy. Potrzebni są także historycy, którzy nie uchylą się od tego zadania – być może niewdzięcznego, obecnie jeszcze trudniejszego w związku z państwowym już „kultem” dowódcy legendarnego oddziału i świadomością, że taki przegląd stanu wiedzy napotka opór tej części wpływowego środowiska historycznego, którego reprezentanci zostali w tym tekście przywołani. Wątpliwe, aby byli w stanie sami krytycznie odnieść się do własnych dokonań. Jestem tu pesymistą.
Na koniec przywołam ponownie Bolesława Srockiego – człowieka, którego o kilka lat dłuższe życie uchroniłoby moim zdaniem historię „Parasola” przed tym, co ją spotkało. Przed wojną Srocki był redaktorem naczelnym pisma „Naród i Państwo”; w 1938 r. opublikował tam artykuł Fikcje historyczne. Rozprawiał się w nim z fałszywym w jego opinii przekonaniem o „rzekomym zjednoczeniu wszystkich sił Narodu” w obliczu bolszewickiego najazdu w 1920 r. Przytoczę jeden krótki akapit, na tyle wymowny w kontekście moich rozważań, że zostawię go bez komentarza:
Jeżeli bowiem historia ma być istotnie nauczycielką życia, musi być historią – nie legendą. W danym wypadku zaś trudno nie dostrzec zafałszowania rzeczywistości sprzed lat […] elementami niezupełnie zgodnymi z rzeczywistością, systematycznego operowania fikcjami historycznymi i wyciągania wniosków z nieistniejących faktów [Srocki 1938].
I ostatni cytat, nawiązujący do polemiki Srockiego z artykułem Wojciecha Żukrowskiego. Mentor „Petu” popełnił w swoim tekście błąd, który sam zauważył już po publikacji. Nie pozwolił, aby pozostał bez sprostowania, ponieważ „drastycznie” w jego ocenie wpływał na zniekształcenie historii. Erratę wysłał do redakcji, opublikowano ją już w kolejnym numerze. Treść sprostowania przytaczam w całości, dla nauki sobie i innym, że ludzką rzeczą jest błądzić, ale rzeczą szatańską jest trwać w błędzie:
Errata: W artykule niżej podpisanego Twórczość literacka a rzeczywistość wojenna w N[ume]rze 5–6 ŻL [Życia Literackiego”] znalazła się pewna nieścisłość, ostro spotęgowana przez równoczesny błąd zecerski. Dotyczy to osoby por. Tadeusza Zawadzkiego. W tekście maszynopisu został on podany jako „następca”, obejmujący dowództwo oddziałów bojowych „szarych szeregów” [sic!] po śmierci Jana Bytnara. W istocie był on tym dowódcą od początku. Charakter tej nieścisłości został drastycznie zaostrzony przez zecera, który z „następcy” uczynił „zastępcę”, co już całkowicie nie odpowiada istotnemu układowi stosunków zarówno w „szarych szeregach”, jak w późniejszych Grupach Szturmowych, w których Tadeusz Zawadzki był od początku najwybitniejszą indywidualnością bojową. 6 kwietnia 1946. Bolesław Srocki [Srocki 1946]
Korekta językowa Beata Bińko
Ilustracja Ignacy Kierszka (uczeń VII „A” Pierwszej Społecznej Szkoły Podstawowej w Gdyni)
BIBLIOGRAFIA
Materiały archiwalne
AAN, Akta Adama Borysa, sygn. 1, Zbigniew Dworak, „Akcja na Kutscherę”, mps.
Archiwum Jana Leopolda, List Jadwigi Romockiej do Małgorzaty Leopold z 27 kwietnia 1946 r., rkps.
Archiwum Wandy Leopold
1) List Barbary Dygi-Hellwigowej i Heleny Dubiczyńskiej do Janiny Lenczewskiej-Samotyi z 29 grudnia 1956 r., mps; list w posiadaniu prof. Honoraty Sosnowskiej;
2) List Janiny Lenczewskiej-Samotyi do Wandy Leopold z 8 stycznia 1957 r., mps; list w posiadaniu prof. Honoraty Sosnowskiej.
Muzeum Harcerstwa, MHAR/ZHL/591, Zbigniew Rawicz-Roessler, „Z «Księgi czterech piór»”.
Prasa
„Dziennik Zachodni” 1945, nr 310.
„Dziennik Zachodni” 1946, nr 17, s. 5.
Isakiewicz E. (2009), Bohater ze skazą, „Tygodnik Powszechny”, nr 13.
Kraj I. (2009), Zamach na Kutscherę – różne odsłony, „Życie Warszawy”, 18 lutego.
Maciorowski M. (2014), Teczka „Alego”, „Gazeta Wyborcza”, dodatek „Ale Historia”, nr 5.
Rutkowska M. (1984), O zagrożeniu, etyce i świadomości. Wywiad z Adamem Borysem, „Słowo Powszechne”, 2 lutego.
Srocki B. (1946), Errata, „Życie Literackie”, nr 7/8.
Srocki B. (1938), Fikcje literackie, „Naród i Państwo”, nr 33/34.
Żukrowski W. (1945), Wielkie łowy w Alejach Ujazdowskich, „Dziennik Zachodni”, nr 311.
Materiały niepublikowane
Olczak M., „Z historii jednego dokumentu. Raport Stanisława Huskowskiego ps. «Ali» z akcji na Kutscherę”, mps; kopia w zbiorach autora.
Wronowski T., „Wspomnienie pisane w latach 1945–1947”, mps, w zbiorach Zbigniewa Antonowicza.
Wspomnienia
Pamięci dowódcy. Wspomnienia o „Dyrektorze” (2001), Warszawa.
Polowanie na „Czarnego Orła”. Wspomnienia Michała Issajewicza „Misia” (1957), oprac. M. Dunin-Wąsowicz, „Przygoda. Tygodnik dla młodzieży”, 1 marca.
Korespondencja (w zbiorach autora)
List Marii Stypułkowskiej-Chojeckiej do Waldemara Stopczyńskiego, Warszawa, 6 marca 2008 r., mps,
Pismo AAN do Waldemara Stopczyńskiego z 31 marca 2022 r.
Pismo Huberta Borysa do płk. Mieczysława Gurgielewicza z 19 stycznia 2022 r.; kopia.
Pismo Sławomira Cenckiewicza do Waldemara Stopczyńskiego z 28 kwietnia 2022 r.
Pismo Jerzego Eislera do Waldemara Stopczyńskiego z 19 listopada 2019 r.
Pismo Magdaleny Głowy do Waldemara Stopczyńskiego z 29 sierpnia 2022 r.
Pismo płk. Mieczysława Gurgielewicza do Mariusza Błaszczaka z 21 stycznia 2022 r.
Pismo płk. Mieczysława Gurgielewicza do IPN z 17 stycznia 2022 r.; kopia.
Pismo Karoliny Imianowskiej do Waldemara Stopczyńskiego z 21 listopada 2022 r.
Pismo Marii Kołtunowskiej do Waldemara Stopczyńskiego z 17 marca 2022 r.
Pismo Marii Kołtunowskiej do Waldemara Stopczyńskiego z 5 kwietnia 2022 r.
Pismo Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego do Waldemara Stopczyńskiego z 18 lutego 2013 r.
Pismo Tadeusza Krawczaka do Waldemara Stopczyńskiego z 18 lipca 2019 r.
Pismo Tomasza Łabuszewskiego do Waldemara Stopczyńskiego z 19 września 2022 r.
Pismo NDAP do Waldemara Stopczyńskiego z czerwca 2022 r. (brak daty dziennej).
Pismo NDAP do Waldemara Stopczyńskiego z 13 września 2021 r.
Pismo NDAP do Waldemara Stopczyńskiego z 6 lipca 2022 r.
Pismo NDAP do Waldemara Stopczyńskiego z 28 kwietnia 2023 r.
Pismo Adama Siwka do dr. hab. Pawła Huta, dyrektora Departamentu Edukacji, Kultury i Dziedzictwa Ministerstwa Obrony Narodowej, 27 kwietnia 2022 r., kopia.
Pismo Adama Siwka do płk. Mieczysława Gurgielewicza z 26 stycznia 2022 r.; kopia.
Pismo SKOnGPŻBZiP do Waldemara Stopczyńskiego z 20 kwietnia 2022r.
Pismo Teresy Stanek do płk. Mieczysława Gurgielewicza z 18 stycznia 2022 r.; kopia.
Pismo Waldemara Stopczyńskiego do dyrektor Wydawnictwa IPN Karoliny Imianowskiej z 20 września 2022 r.
Pismo Wiesława Jana Wysockiego do Waldemara Stopczyńskiego z 27 kwietnia 2022 r.
Sawicki J. (2022), „Propozycja stanowiska BBH IPN w sprawie polemiki Waldemara Stopczyńskiego na temat przebiegu zamachu na Kutscherę i postawy dowódcy baonu Adama Borysa «Pługa»”; kopia.
Opracowania
Borkiewicz-Celińska A. (1990), Batalion „Zośka”, Warszawa.
Borys H., Olczak M. (2020), „Pług”. Dowódca batalionu Armii Krajowej „Parasol”, Warszawa.
Brodacki R. (2019), Działalność batalionów „Zośka” i „Parasol” w konspiracji. Szkic historyczny, Warszawa.
Broniewski S. (Stefan Orsza) (1958), Całym życiem. Szare Szeregi w relacji naczelnika, Warszawa 1982.
Dunin-Wąsowicz M., Zamach na Kutscherę, Warszawa.
Dylawerska M., Dziembowska E., Gąsior Z., Kaczyńska D. (1959), Akcja na Kutscherę, „Wojskowy Przegląd Historyczny”, nr 4.
Kaczyńska D. (1993), Dziewczęta z „Parasola”, Warszawa.
Kaczyńska D. (1971), Grupa żoliborska okupacyjnego „Petu” [w:] Warszawa lat wojny i okupacji 1939–1944, z. 1, Warszawa.
Konspiracja warszawska 1939–1944. Historie mówione (2023), wybór i oprac. D. Czapigo, Warszawa.
Mjr w st. sp/kpr. pdch. AK Maria Zofia Stypułkowska-Chojecka „Kama” (2016), „Biuletyn Informacyjny ŚZŻAK”, nr 2.
Olczak M. (2016), Akcja na Kutscherę – nowe ustalenia, „Biuletyn Informacyjny ŚZŻAK”, nr 2.
Parzyński W. (2015), Zabić Franza Kutscherę, Gdańsk.
Piskunowicz H. (1993), Zamach na Kutscherę w świetle raportu Stanisława Husakowskiego [sic!] („Ali”), „Wojskowy Przegląd Historyczny”, nr 2.
Srocki B. (2016), Twórczość literacka a rzeczywistość wojenna. Na marginesie literackich opracowań zamachu na gen. Kutscherę [w:] Stopczyński W., W kręgu Bolesława Srockiego. Ludzie „Petu”. Relacje, wspomnienia, polemiki, Gdańsk.
Stachiewicz P. (1991), „Parasol”. Dzieje oddziału do zadań specjalnych Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, Warszawa.
Stopczyński W. (2012), O „Raporcie «Alego» z akcji na Kutscherę” – odpowiedź na polemikę dr Marii Wiśniewskiej, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, nr 2.
Stopczyński W. (2019a), Raport „Alego” z akcji na Kutscherę, czyli czego nie powiedział dowódca batalionu „Parasol” [w:] „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, nr 2, https://wbh.wp.mil.pl/c/pages/atts/2019/12/Waldemar_Stopczynski_Raport_Alego_z_akcji_na_Kutschereczyli_czego_nie_powiedzia_dowodca_batalionu_Parasol.pdf.
Stopczyński W. (2009), Teczka pełna granatów, „Kombatant”, nr 3.
Stopczyński W. (2016), W kręgu Bolesława Srockiego. Ludzie „Petu”. Relacje, wspomnienia, polemiki, Gdańsk 2016.
Stopczyński W. (2021a), Zamach na Kutscherę, czyli pułapki kombatanckich historii [w]: Historia jako pokusa. Spojrzenie przez pryzmat Westerplatte, red. J. Marszalec, Gdańsk.
Wiśniewska M. (2011), Na marginesie artykułu Waldemara Stopczyńskiego „Teczka pełna granatów”, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, nr 4.
Wójcik M. (2023), Cyngielki, gwardzistki, terrorystki. Polki, które zabijały dla sprawy, Kraków.
Inne
Kodeks Etyki Pracownika Naukowego. Załącznik do uchwały Nr 2/2020 Zgromadzenia Ogólnego PAN z dnia 25 czerwca 2020 r.
Uchwała 1/22/54.blp z 17 stycznia 2022; kopia w zbiorach autora.
Publikacje internetowe (dostęp we wrześniu–listopadzie 2023 r.)
Blisko nam do AK, „Polska Zbrojna” (2022), https://pzevo.azurewebsites.net/home/articleshow/36432?t=Blisko-nam-do-AK
Hasło: Stanisław Huskowski (żołnierz AK), https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Huskowski_(%C5%BCo%C5%82nierz_AK)
Historie z szuflady: prywatne archiwum dowódcy „Parasola” (2018), https://www.rdc.pl/podcast/historie-z-szuflady_SmTduVJ8cY1RjMYHB5xY?episode=gPGz5LE6YzTovu4bkf1a
Königsberg W. (2021), Gdzie został pochowany Franz Kutschera?, http://wokol-ponurego.blogspot.com/2021/02/gdzie-zosta-pochowany-franz-kutschera.html
Prawda jest naszym orężem (2021), https://www.niedziela.pl/artykul/153695/nd/Prawda-jest-naszym-orezem
Statut Społecznego Komitetu Opieki nad Grobami Poległych Żołnierzy Batalionu „Zośka” i „Parasol”, http://www.batalionzoska.pl/komitet/wspolczesnie/statut/
Stopczyński W. (2019b), „Pamiętniki żołnierzy batalionu AK «Parasol»”, czyli za kulisami „nowej polityki historycznej”, https://srocki.org.pl/?p=253
Stopczyński W. (2021b), Wokół albumu o dowódcy batalionu „Parasol”, https://ohistorie.eu/2021/08/20/3014/
Stopczyński W. (2018), „Zamach na Kutscherę”, czyli IPN-u kłopot z raportem „Alego”, https://histmag.org/Zamach-na-Kutschere-czyli-IPN-u-klopot-z-raportem-Alego-16326
Żołnierze rezerwy i Obrony Terytorialnej otrzymali patenty oficerskie (2019), https://wirtualnelegionowo.pl/zegrze-zolnierze-rezerwy-i-obrony-terytorialnej-otrzymali-patenty-oficerskie/
- Pierwsze wydanie książki ukazało się w 1981 r. W tekście cytaty i odwołania na podstawie wydania ostatniego: P. Stachiewicz, „Parasol”. Dzieje oddziału do zadań specjalnych Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, Warszawa 1991 (jako Stachiewicz 1991).
- Korzystam z egzemplarza przechowywanego w Muzeum Harcerstwa: MHAR/ZHL/591, Zbigniew Rawicz-Roessler, „Z «Księgi czterech piór»”, s. 111–166. Cytując, w nawiasie podaję numer strony.
- W monografii Stachiewicza wymieniony jest jedynie w słowniku biograficznym (Stachiewicz 1991, s. 787).
- Stachiewicz podaje, że w akcji mieli wziąć udział „«Mietek», «Figa», «Tadeusz», «Ziutek» i inni, nie ustaleni”. Z relacji „Boba” wynika, że w szczegóły akcji wprowadzony był także „Krysia” – Ryszard Sas (ibidem, s. 360).
- M. Olczak, „Z historii jednego dokumentu. Raport Stanisława Huskowskiego ps. «Ali» z akcji na Kutscherę”, mps, kopia w zbiorach autora. Tekst ten, jak wskazują metadane pliku, powstał 26 III 2009 r. i został umieszczony wraz ze zdjęciami raportu „Alego” w zakładce „Skarby Archiwum” ówczesnej strony internetowej AAN. Informacja o paginacji zrobionej niebieską kredką została przez Olczaka podana w przypisie 2. Ostatni raz w wersji pozbawionej przypisów tekst Olczaka ukazał się w mediach społecznościowych AAN 3 II 2014 r., https://www.facebook.com/archiwum.akt.nowych/posts/pfbid02xj7pKW1s5BqMuEig54EDMqNbqx1riWfo28anxGgVnAxNp1yXNEXhnQhh3UV29gHEl (dostęp 2 XII 2023). Prawdopodobnie po tej dacie zmieniono podstronę „Skarby Archiwum” – usunięto z niej raport „Alego” i tekst Mariusza Olczaka, a umieszczono zdjęcia znanego z książki Stachiewicza meldunku Adama Borysa „Bryla” do płk. Fieldorfa „Nila” z 2 II 1944 r. (w podpisie błędnie podano 22 II 1944 r.), https://www.aan.gov.pl/art,139,skarby-archiwum-akt-nowych (dostęp 2 XII 2023).
- T. Wronowski, Wspomnienie pisane w latach 1945–1947, mps, w zbiorach Zbigniewa Antonowicza. Dziękuję Zbigniewowi Antonowiczowi za zwrócenie mojej uwagi na relację Tadeusza Wronowskiego i udostępnienie jej ze swoich zbiorów.
- Mam na myśli kodyfikacje zawarte w oficjalnym dokumencie, jakim jest Kodeks Etyki Pracownika Naukowego, Załącznik do Uchwały nr 2/2020 Zgromadzenia Ogólnego PAN z 25 VI 2020 r.